To ja. Vannessa Harmony Hill. Dla
przyjaciół Van. Moje życie się zmienia… być może na gorsze… Wyjeżdżam z mojego
kochanego miasta New York. Pewnie pytacie teraz, dlaczego? A otóż powodów jest
wiele, lecz największy nazywa się Elizabeth Hill i jest moją matką. Dostała
awans i musimy wyjechać. Nie dość, że w ogóle nie zwraca na mnie uwagi to
jeszcze każe mi opuszczać przyjaciół, szkołę… życie … Jednak ja nic nie mam do
gadania. Dziś wyjeżdżamy…
-Kochanie
choć na dół, musimy iść – krzyknęła z dołu, a ja zabrałam swoją torbe i ostatni
raz obejrzałam mój pokój.
-Żegnaj
–szepnęłam i zamknęłam drzwi.
-Vannessa.
O! Już jesteś, dobrze choć, bo spóźnimy się na lotnisko- powiedziała i
chwytając mnie za ręke pociągnęła w strone taksówki, czekającej pod naszym
byłym domem.
Gdy, już
dojeżdżałyśmy na lotnisko, mój telefon zaczął dzwonić. Szybko wyjęłam go z
torby i odczytałam, jak się okazało smsa od mojej najlepszej przyjaciółki:
,,Już za
Tobą Tęsknie <33 Pamiętasz o naszym planie?! Nie zmieniaj się zbytnio kocie
:**”
Gdy, tylko
go przeczytałam uśmiechnęłam się w duchu i szybko odpisałam.
Nasz plan,
czyli metamorfoza. Już nie chce być tą grzeczną dziewczynką, słuchającą mamusi.
Nie... Teraz moja matka w końcu zwróci na mnie uwagę, nie ważne jaką cenę zapłacę.
-Vannessa
wysiadamy! – krzyknęła zdenerwowana, a ja przetarłam oczy, jakby wyrwana z
transu.
-Już ide.
Na
nieszczęście zdążyłyśmy na ten głupi samolot. Gdy, tylko zajęłyśmy miejsca,
wyjęłam słuchawki i włączyłam muzykę, by czas mijał mi szybciej. W końcu
miałyśmy do przebycia 1 759km.
Nie
wspomniałam jeszcze gdzie się przeprowadzamy. Miami. To był nasz nowy dom.
Gdy, już odebrałyśmy bagaże, skierowałyśmy się
przed budynek, gdzie szybko złapałyśmy taksówkę.
W drodze
moja mama pierwszy raz od kilku godzin odezwała się do mnie:
-Spodoba ci
się w nowym domu –uśmiechnęła się, na co ja niechętnie również zareagowałam
pokazując moje białe zęby.
-Tak, mamo,
wiem. Mówiłaś mi to już z tysiąc razy…
-A ty nadal
mi nie wierzysz! Jutro idziesz do nowej szkoły, więc książki będziesz mieć już
w swoim pokoju, który będziesz sama urządzać.
-Serio?!
–spytałam z niedowierzaniem.
-Tak! Jutro
po twoim pierwszym dniu jedziemy do sklepu. Musimy wybrać twoje meble. Reszta
jest już w naszym nowym domu –musiała podkreślić ostatnie słowa, które tak
bardzo mnie dołowały.
-Dobrze
–powiedziałam wymuszając sztuczny uśmiech.
Przez resztę
drogi nie odezwałam się nawet słowem. Za to moja matka ciągle gadała o czymś
związanym z jej nową pracą, moją nową szkołą, nowym domem i ogólnie z nowym
życiem. Chciałabym zostać w Nowym Jorku. Kochałam to miasto i jego mieszkańców,
nie ważne, że nawet połowy z nich nie znałam, uwielbiałam ich.
Tutaj,
wszystko wygląda inaczej. Mam na sobie T-Shirt, a jest mi tak cholernie gorąco,
że dosłownie leje się ze mnie. Dobrze, że już dojeżdżamy na miejsce.
Gdy,
wysiadłam z auta, stanęłam nieruchoma. Nie mogłam się ruszyć, gdyż byłam w
takim szoku. Moja mama sprowadziła mnie na ziemie, wołając o pomoc z bagażami.
****
-Dobrze
Vannessa, zabierz swoje walizki do swojego pokoju i rozpakuj chociaż ciuchy.
-Ok. A gdzie
jest mój pokój? – spytałam, rozglądając się po ogromnym domu.
-Na górze
drugie drzwi po prawej – uśmiechnęła się do mnie, a ja nic nie odpowiadając
poszłam do pokoju. Przy okazji wzięłam swoją walizkę. Z każdą chwilą ten dom
przyprawiał mnie o większy zachwyt. Te wnętrza były przepiękne, a w
szczególności mój pokój, w końcu sama będę go urządzać. Gdy, tylko dobrnęłam na
górę, skierowałam się do wyznaczonych drzwi i od razu nacisnęłam klamkę.
-Wow!
–szepnęłam do siebie. To słowo nie wypada mi z myśli odkąd tu jestem. Jedynym
meblem, który znajdował się w moim
pokoju było łóżko. Wielkie łóżko z fioletową pościelą i poduszkami… Postawiłam
walizki i rozejrzałam się po moim nowym pokoju. Po prawej stronie stało jak już
wcześniej wspomniałam duże łóżko, a po lewej znajdowały się dwie pary drzwi.
Otworzyłam pierwsze i weszłam do dość dużej fioletowo-białej z drewnianą
podłogą, łazienki. Momentalnie uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Jednak to
nie był koniec niespodzianek, gdyż ciekawa byłam co kryje się za drugimi
drzwiami. Wróciłam do nich i gdy tylko weszłam do pomieszczenia, cicho pisnęła.
To była piękna, nowoczesna z szarymi ścianami i białymi pułkami, garderoba.
Była tu już cześć moich ciuchów, choć nie wiem skąd ona się tu wzięła. Jednak,
nie przejęłam się tym faktem zbytnio i wróciłam do pokoju. Rozejrzałam się
jeszcze raz, po czym rzuciłam na łóżko. Nie zauważyłam, kiedy moja mama weszłam
do pokoju. Stanęła w drzwiach i powiedziała:
-Czyli
rozumiem, że ci się tu podoba ?
-Oczywiście
– odpowiedziałam radośnie, po czym szybko się do niej przytuliłam.
-Cieszę się.
Wiem, że było to dla ciebie bardzo trudne, ale tu będę mieć lepszą prace i będę
lepiej zarabiać. Po za tym kto nie polubiłby słonecznego Miami - ,,Ja”
mruknęłam w myślach.
-Taa… No cóż mamuś ja lece się wykąpać, więc jakbyś
mogła – lekko machnęłam rękoma w kierunku wyjścia, a moja mama momentalnie
wyszła. To mi się podoba. W NY nie chciałaby wyjść, a tutaj opuszcza pokój nie
mówiąc nawet słowa.
****
Czyściutka
zbiegłam na dół i kolejny już raz przeszłam się po domu lecz tym razem wyszłam
również na taras. Uśmiechnęłam się widząc basen, jednak widoki na ocean
bardziej zwróciły moją uwagę. Oparłam się o barierkę i westchnęłam zachwycając
się widokiem. Nagle zobaczyłam jacht, przepływający niedaleko. Na tyle blisko,
że widziałam wszystkich na pokładzie, czyli grupę chłopaków z alkoholem w ręku.
No cóż, jest ostatni dzień weekendu, więc następnego dnia szkoła.
Gdy grupka
zauważyła mnie, zaczęli gwizdać i gadać coś do siebie nawzajem. Wywróciłam oczami
i odwracając się na piętach wróciłam do domu.
,,Błagam,
żeby nie byli to ludzie z mojej nowej szkoły” prosiłam w myślach, lecz moje
modły nie zostaną niestety wysłuchane.
-Rozpakowałaś
się już ? – spytała Elizabeth.
-Tak, mamo –
powiedziałam znudzona i usiadłam na krześle przy okrągłym stole. Moja mama
robiła coś w kuchni. Mogłam się domyślić, że coś gotowała, coś pysznego, bo
zapach roznosił się wszędzie. Niechętnie wstałam i poszłam w kierunku nasilenia
cudownej woni. Moim oczom ukazała się rodzicielka, szukająca czegoś po
wszystkich szafkach. Patrzyłam na nią z rozbawieniem. Jednak, nie mogąc już
wytrzymać, spytałam w końcu czego szuka.
-Skarbie,
szukam talerzy, może wiesz gdzie ?! – nie dokończyła, wciąż szperając po
szafkach.
-Oj mamo,
byłam tu tylko raz, a już więcej wiem – zaśmiałam się i podeszłam do okrągłej
wyspy kuchennej. Ukucnęłam przy szafce po prawej stronie i wyciągnęłam z niej
dwa duże płaskie talerze.
-Proszę
bardzo – powiedziałam triumfująco i położyłam przedmioty na blacie.
-Dziękuje
skarbie – powiedziała mama i próbowała złapać mnie za policzki, lecz ja szybko
zrobiłam ,,unik” i spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
-A co to
było ? – spytałam.
-Nie mogę
mojej córci popieścić?
- Nie –
powiedziałam stanowczo. Chciałam szybko zmienić temat.
-Mamo, a
może jeszcze dziś pojedziemy po te meble ?!
-Hm… Wiesz co,
chyba mogłybyśmy. W końcu do wieczora daleko, a my nie mamy żadnych planów.
-No widzisz.
Chodź – już wychodziłam z kuchni, gdy nagle mama mnie zatrzymała.
-A ty gdzie?
Jedzenie najpierw.
-No dobra –
powiedziałam monotonnie i wzięłam talerz ze spaghetti.
Dość szybko
zjadłyśmy, więc już o 15 byłyśmy w sklepie. Trochę długo szukałam idealnych
mebli, lecz te które wybrałam były warte czasu, poświęconego na szukanie ich.
Kupiłyśmy białą toaletkę, która mogła również służyć jako biurko. Miała
wbudowane lustro zasłaniane białą tablica korkową, co bardzo mi się spodobało.
Od razu do kompletu kupiłyśmy krzesło z fioletową tapicerką i jeszcze sofę bez oparcia, która była
wykonana w identycznym stylu jak poprzedni mebel. Wzięłyśmy także dwie szafki
nocne, 2 lampki, żyrandol, obraz orchidei składający się z czterech część oraz
wieszak na rzeczy, które np. chciałabym założyć następnego dnia. Mama wybrała
jeszcze parę dekoracji do domu, po czym skierowałyśmy się do kasy, a potem do
domu.
Gdy, wyszłyśmy
ze sklepu zaczynało robić się ciemno, lecz nie przeszkadzało mi to, gdyż
chciałam zobaczyć to miejsce nocą. W Nowym Jorku uwielbiałam siadać na
parapecie i patrzeć na oświetlone miasto wyglądające niesamowicie. Za każdym
razem gdy byłam przybita, podziwiałam NY właśnie nocą, gdy zdawał się być
najpiękniejszy.
Wracałyśmy
taksówką, gdyż służbowy samochód mamy jeszcze nie został dowieziony pod nasz
dom. Miałam nadzieje, że szybko to się zmieni, bo nie lubiłam taksówkarzy. W
Nowym Jorku znałam tylko jednego porządnego taksówkarza, o reszcie lepiej nie
mówić. Starałam się zawsze jeździłć z Harrym, był dla mnie jak rodzina. Mama też
go lubiła, lecz nie traktowała go jakoś wyjątkowo. Harry był dość młodym taksówkarzem,
około trzydziestki; brunet z niebieskimi oczami. Był bardzo towarzyski, więc
łatwo było się z nim zaprzyjaźnić. Czasami jeździłam z nim po mieście dla
zabawy, a czasami nawet na poważnie gdy wykonywał swoją prace. Uwielbiałam
spędzać z nim czas. Szkoda, że musiałam opuścić Nowy Jork.
________________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że się podoba ;) Piszcie dużo komentarzy, bo od nich zależy czy ukaże się reszta opowiadania ... Wszelkie uwagi zapisujcie w komentarzach i wgl wszystko związane jest z komentarzami xD jak wspomniałam piszcie komentarze :P
Wspanialy znalazlam wlasnie twoj blog i jestem zacwycona ;D czekam
OdpowiedzUsuńWięc tak, masz pisać dalej, dodawać następną część, później napisać kolejną, dodać ją i tak w kółko w jak najkrótszym czasie.
OdpowiedzUsuńPo za tym masz się śpieszyć, bo mnie kurka zaciekawilo i już się nie mogę doczekać jednej postaci^^
Pozdrawiam Saga ;P <333