3.10.2013

Rozdział 25 ,,To jeszcze nie koniec"





-Kto wygra jest królem tutaj. Krótka łatwa zasada. – odpowiedział mi nawet na mnie nie patrząc. Wróciłam wzrokiem na zawodników, nic nie odpowiadając. Raz na przodzie był Justin, a raz Drake. Byłam coraz bardziej nerwowa, gdy zaczynali zbliżać się do mety. 
Ostatnie metry, a moje serce stanęło. Czterech zawodników ukończyło wyścig, wjeżdżając w tłum. Wszyscy otoczyli zwycięzcę i zaczęli klepać go po ramieniu. Na szczęście w nikogo nie wjechali. W nowym Jorku widziałam kilka razy, jak ktoś zostaje potrącony przez taksówkę albo jakieś inne auto. Raz musiałam iść na policje jako świadek. Byłam tak zdenerwowana faktem, że akurat mnie muszą zabierać, że ubrałam się w czarną bluze z kapturem. Nie było widać najmniejszego kawałka mojej twarzy. Dzięki temu nikt nie dowiedział się, że byłam na policji, znaczy no może poza moimi najbliższymi przyjaciółmi.
Nic nie było słychać, powodu nagłego szumu wywołanego przez tłum. Zaczęłam się przeciskać przez ludzi. Widziałam pokonane i wkurzone twarze przegranych, jednak musiałam zobaczyć zwycięzcę.
-Nowym królem Street Racing’u jest Justin Bieber – krzyknął DJ, a z moich ust nie schodził uśmiech, gdy było to już potwierdzone. W końcu wydostałam się z tłumu i podeszłam do szatyna.
-Gratulacje – powiedziałam przygryzając wargę, a Justin momentalnie rzucił się na mnie złączając nasze usta. Gdy oderwaliśmy się od siebie podszedł do nas Jake w towarzystwie Miley.
-Brawo stary – uścisnął go po męsku.
-Wiedziałam, że mój bro sobie poradzi – przytuliła go dziewczyna, a ja prawie nie zakrztusiłam się własną śliną.
-Brat ? – Justin zaśmiał się i objął mnie, gdy Miley odstąpiła od niego na kilka kroków.
-Jest moją druga najlepszą przyjaciółką, więc traktujemy się jak rodzeństwo. A tak w ogóle, Miley poznaj moją dziewczynę Vannessę. Vann poznaj Miley.
-Hej – powiedziała sympatycznie dziewczyna i niespodziewanie mnie przytuliła. Dziwne uczucie, ale fajne, bo to już druga bardzo popularna gwiazda, która mnie przytula. Oczywiście pierwszą jest Justin, bo jakże by inaczej.
-Hej – mruknęłam do jej ucha, gdy już się  odsuwałyśmy od siebie.
Staliśmy tam chwilę, po czym poszliśmy na blok, żeby usiąść i pogadać, ale też, żeby świętować wygraną Justin’a. Tłum po części już się zmniejszył i sporo osób wróciło na parkiet. Gdy byliśmy już w połowie drogi zaczepił nas Drake. Wyglądał na bardzo wkurzonego.
-Ja ci tego nie daruje Bieber. Zobaczysz jeszcze wygram – warknął siedząc na motorze.
-Och! Ktoś nie potrafi przegrywać? – powiedział złośliwie Justin.
- Zamknij ryj Bieber.- warknął Drake.
-Chodź tu i mnie ucisz śmieciu – powiedział Justin ostro i zrobił kilka kroków w stronę motoru rywala. Drake jakby na komendę zszedł z pojazdu i podszedł do szatyna.
-I co teraz zrobisz Parker – zaśmiał się Juss,a Drake mruknął coś pod nosem – Tak właśnie myślałem – warknął szatyn, a Parker lekko się odwrócił, po czym uderzył Justin’a w brzuch z półobrotu.
-Przegiąłeś – warknął cicho Justin i przyłożył Drake’owi w szczękę. Nie mogłam pozwolić, żeby coś stało się mojemu chłopakowi. Pomyślcie. Jeśli jego mama zauważy siniaka u Justin, zaczną się pytania. Za pewne powie o tym w pracy mojej mamie, bo w końcu są przyjaciółkami. Wtedy Elizabeth, powie jej, że ja prawdopodobnie byłam z Justin’em tego wieczora i pytania zostaną skierowane także do mnie. Więc nie dopuszczę do bójki.
Szybko podeszłam do nich i odepchnęłam ich lekko od siebie. Nie mam zbyt dużo siły, a oni byli pod wpływem adrenaliny, która najlepiej poprawia sprawność fizyczną.
-Dość – krzyknęłam. Justin odpuścił i nie napierał na moją ręke, która trzymała go za koszulke. Drake natomiast uderzył lekko w moje ramię i puściłam go.
-Co ty dziwko robisz? Nie mieszaj się – warknął Parker, co mnie mocno wkurzyło. Justina chyba też, ale ja była pierwsza. Przywaliłam Drake’owi z całej siły pięścią w twarz.
-Nie waż się tak do mnie mówić – powiedziałam tak, żeby tylko on to usłyszał. Justin podszedł do mnie i objął mnie jedną ręką w talii. Drake patrzył jakby chciał zabić wzorkiem. Zerkał raz na mnie, a raz na Justina.
-Won stąd Parker, bo nie ręczę za siebie i następnym razem dostaniesz mocniej – warknął szatyn i popatrzył na przegranego. Drake był wściekły. Wciąż nurtował nas swoim spojrzeniem, po czym utkwił je w dłoni Justin’a, którą mnie obejmował. Na jego twarz widać było cień złośliwego uśmieszku, mówiącego „Mam plan”.
-To jeszcze nie koniec – powiedział ostro i skierował się w stronę swojego motoru.
-Mylisz się. To jest już koniec. Przegrani nie mają prawa głosu. Przynajmniej ty nie masz takiego prawa Parker – odpowiedział mu Justin tym samym tonem. Drake już się nie odwrócił, tylko wsiadł na motor i odjechał.
-Moja dziewczyna – szepnął mi do ucha szatyn, jednak nie zareagowałam. Wciąż myślałam o tym jego uśmieszku, gdy zauważył dłoń Juss’a na mojej talii. Miałam do tego złe przeczucia.
Nagle poczułam, jak ktoś całuje mnie w skroń po czym, obraca i prowadzi w stronę bloku. Czułam się przez chwilę jak jakaś psychicznie chora. Ktoś mnie prowadzi, robi różne rzeczy wokół mnie i mówi, a ja żyję sobie w świecie moich własnych myśli, odcinając się od wszystkiego.
-Czyli chodzicie razem do szkoły? – zagadała Miley, wyrywając mnie z transu.
-Tak – odpowiedziałam szybko i śmiało, nie zdając sobie sprawy co się właściwie dzieje. Już siedzieliśmy na skale, a ja nawet nie pamiętam jak tu wchodziliśmy. Dziwne, ale postarałam się to zostawić i skupić się na rozmowie z Miley.
-Jesteś fajna. Większość dziewczyn, po pierwsze – pokazał palec wskazujący – Nie przyszła by tutaj, a po drugie – wyprostowała też środkowy palec – jesteś śmiała i nie wstydzisz się jak większość.
-Um.. Dziękuję – powiedziałam troche niepewnie.
-Proszę – uśmiechnęła się, po czym wyjęła paczkę papierosów i dodała- Ostateczny test. Palisz?
-Ta… - mówiłam wyciągając dłoń po fajkę, ale Justin ją chwycił i mi przerwał.
-Nie, nie palisz – spojrzał na mnie srogo, a przybrałam zdziwiony wyraz twarzy.
-Że niby jak to? Ty wiesz lepiej ode mnie czy pale czy nie? – spytałam z wyrzutem.
-Masz nie palić – powiedział poważnie i spojrzał na Miley – wystarczy, że ona pali i nie mogę jej od tego odzwyczaić. Po za tym moja sis – zaakcentował trochę wrednie – dodaję często marihuanę do papierosów, nieprawdaż?
-Tylko czasami, ale teraz nie – zaśmiała się dziewczyna, na co ja się również uśmiechnęłam.
-Justin strażnik od fajek – powiedziałam, na co wszyscy prócz szatyna wybuchli śmiechem.
-Oj no przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać – pocałowałam go w policzek.  – I nie zapalę – uśmiechnęłam się i położyłam głowę na jego ramieniu, żeby go zmiękczyć. Potem pocałowałam go w szyję, na co już odpuścił.
-No ok – powiedział trochę wkurzony, że uległ. Uśmiechnęłam się do niego słodko, po czym odsunęłam się powrotem na jakieś pół metra.
-A więc jak długo tu przychodzicie? – zagadałam, nie zdając sobie sprawy, że wkopałam się po uszy. Miley już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, jednak nieoczekiwanie Jake uprzedził ją:
-Skąd w ogóle wiesz, że tu przychodzimy?
-Ym.. Bo jesteś teraz tutaj. A adres tego miejsca dostają tylko nieliczni.
-To jakim cudem ty go masz – mruknął cicho Justin. Spojrzałam na niego niedowierzając, że właśnie TE słowa wyszyły z jego ust.
-A to co miało znaczyć? – warknęłam.
-Nie chce się przy wszystkich kłócić Vann. Pogadamy potem. – powiedział spokojnie.
-Ja potem nie będę chciała gadać – odparłam na przekór i zwróciłam się do Miley, ignorując szatyna. – Więc jak długo tutaj zaglądasz?
-Jakieś pół roku, może trochę o jakiś miesiąc dłużej albo dwa- powiedziała, po czym zaciągnęła się, żeby po chwili wypuścić dym z ust. Nie powiem, że mnie nie korciło. Strasznie chciałam wziąć papierosa i poczuć to powietrze z nikotyną w sobie. Nienawidzę tego uzależnienia, pomimo, że jest słabe to i tak daje o sobie znać.
Z przyzwyczajenia spojrzałam na telefon, który wyciągnęłam w między czasie z torebki.
-O kurde, musze być w domu za dziesięć minut. Jakim cudem to tak szybko zleciało?! – spytałam retorycznie i zaczęłam się zbierać. Wciąż olewałam Justin’a. Byłam zła za jego słowa, więc na razie nie chciałam wszczynać kłótni. Wstałam i podniosłam moją torebkę z ziemi. Podeszłam najpierw do Miley, a potem do Jake’a i pożegnałam się całusem w policzek. Gdy odwróciłam się w stronę Justin’a, on już stał i czekał zapewne żeby mnie odwieźć. Pocałowałam go w policzek i powiedziałam złośliwie:
-Pogadamy potem – po czym skierowałam się w stronę schodów. Nagle ktoś mnie złapał jedną ręką w talii, a druga pod kolanami. Chwilę później byłam już powietrzu, trzymana przez Justin’a Bieber’a.
-Justin puść mnie- uderzyłam go w klatkę piersiową, jednak on nie drgnął. Zaczął schodzić po schodkach, trzymając mnie w ramionach jak panne młoda.
-Boże Bieber idioto puść mnie – mruknęłam poważnie, mocno trzymając się jego szyji. Czułam, że zaraz spadnę, ale na szczęście nic takiego się nie stało.  Nawet nie wiecie, jak to mogło głupio wyglądać. Justin przechodził między motocyklistami, ze mną na ramionach. Wszyscy na nas patrzyli i głupio się uśmiechali.
Nagle zatrzymaliśmy się i Justin postawił mnie na ziemię.Staliśmy obok białego ferrari, które wyglądało identycznie jak auto szatyna. W sumie to chyba był ten sam samochód.
-Ej Lil, kluczyki – krzyknął szatyn do czarnego chłopaka. To był ten sam, który podrywał te dwie tępe blondyny na początku. Podszedł do nas i przyjrzał mi się uważnie.
-Ty jesteś … - przerwał na chwilę zastanawiając się nad czymś.
-Vannessa – uśmiechnęłam się. Czułam, że już nie lubie tego gościa.
-No tak. Masz kluczyki JB – podał szatynowi przedmiot, po czym zwrócił się do mnie – niezły cios. – Popatrzyłam na niego, nie wiedząc o co mu chodzi.
-Drake’owi się należało – dopowiedział i razem się zaśmialiśmy.
-Dzięki
,,Może Lil nie będzie taki zły." - pomyślałam i zaśmiałam się w myślach. Nagle chłopak podał mi dłońpowiedział:
-Lil Twist.
-Vannessa Hill – uścisnęłam jego dłoń.
-Miło, że wszyscy się zapoznali, ale my musimy jechać, bo się spóźnisz – podsumował Justin, który złapał mnie za druga dłoń i pociągnął w stronę drzwi pasażera. Wsiadłam do środka, gdy szatyn otworzył mi drzwi. Po chwili Justin siedział na miejscu kierowcy i szybko wyjechaliśmy na drogę.
-Fajnych masz znajomych – powiedziałam, patrząc przez okno.
-Co ty tam robiłaś? – powiedział surowo, a ja automatycznie na niego spojrzałam.
-Co?
-Słyszałaś. Odpowiedz mi w końcu na moje pytanie, które zadaję ci dzisiaj już po raz kolejny, a ty wciąż nie odpowiadasz. 





Dziękuje za te pozytywne komentarze :) Jeśli czytasz, a nie możesz skomentować to przynajmniej kliknij na opinię, są cztery opcje pod rozdziałem. Taka jakby ankieta :) Ciesze się, ze tutaj dla mnie jesteście <3 Jednak zabawa wciąż trwa. Dzisiaj 7 komentarzy. Dacię radę ?! 
PS: Dziękuje za 13tys. wyświetleń :* To też naprawdę dużo dla mnie znaczy. Jeszcze raz, dzięki, że jesteście <3
                                                    
                                                      Czytasz=Komentujesz

5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :))))

    OdpowiedzUsuń
  2. CUdowny! *.*
    oby nie było kłutni...
    nie mogę się już doczkać nexta! <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj co ten Justin taki nerwowy i tak sie czepia xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowity blog! :D Ciekawa jestem, czemu Justin się tak czepia Vanessy :P Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń