-Kto wygra jest
królem tutaj. Krótka łatwa zasada. – odpowiedział mi nawet na mnie nie patrząc.
Wróciłam wzrokiem na zawodników, nic nie odpowiadając. Raz na przodzie był
Justin, a raz Drake. Byłam coraz bardziej nerwowa, gdy zaczynali zbliżać się do
mety.
Ostatnie metry, a
moje serce stanęło. Czterech zawodników ukończyło wyścig, wjeżdżając w tłum.
Wszyscy otoczyli zwycięzcę i zaczęli klepać go po ramieniu. Na szczęście w
nikogo nie wjechali. W nowym Jorku widziałam kilka razy, jak ktoś zostaje
potrącony przez taksówkę albo jakieś inne auto. Raz musiałam iść na policje
jako świadek. Byłam tak zdenerwowana faktem, że akurat mnie muszą zabierać, że
ubrałam się w czarną bluze z kapturem. Nie było widać najmniejszego kawałka
mojej twarzy. Dzięki temu nikt nie dowiedział się, że byłam na policji, znaczy
no może poza moimi najbliższymi przyjaciółmi.
Nic nie było słychać,
powodu nagłego szumu wywołanego przez tłum. Zaczęłam się przeciskać przez
ludzi. Widziałam pokonane i wkurzone twarze przegranych, jednak musiałam
zobaczyć zwycięzcę.
-Nowym królem Street
Racing’u jest Justin Bieber – krzyknął DJ, a z moich ust nie schodził uśmiech,
gdy było to już potwierdzone. W końcu wydostałam się z tłumu i podeszłam do
szatyna.
-Gratulacje –
powiedziałam przygryzając wargę, a Justin momentalnie rzucił się na mnie
złączając nasze usta. Gdy oderwaliśmy się od siebie podszedł do nas Jake w
towarzystwie Miley.
-Brawo stary –
uścisnął go po męsku.
-Wiedziałam, że mój bro
sobie poradzi – przytuliła go dziewczyna, a ja prawie nie zakrztusiłam się
własną śliną.
-Brat ? – Justin
zaśmiał się i objął mnie, gdy Miley odstąpiła od niego na kilka kroków.
-Jest moją druga
najlepszą przyjaciółką, więc traktujemy się jak rodzeństwo. A tak w ogóle, Miley
poznaj moją dziewczynę Vannessę. Vann poznaj Miley.
-Hej – powiedziała
sympatycznie dziewczyna i niespodziewanie mnie przytuliła. Dziwne uczucie, ale
fajne, bo to już druga bardzo popularna gwiazda, która mnie przytula.
Oczywiście pierwszą jest Justin, bo jakże by inaczej.
-Hej – mruknęłam do
jej ucha, gdy już się odsuwałyśmy od
siebie.
Staliśmy tam chwilę,
po czym poszliśmy na blok, żeby usiąść i pogadać, ale też, żeby świętować
wygraną Justin’a. Tłum po części już się zmniejszył i sporo osób wróciło na
parkiet. Gdy byliśmy już w połowie drogi zaczepił nas Drake. Wyglądał na bardzo
wkurzonego.
-Ja ci tego nie
daruje Bieber. Zobaczysz jeszcze wygram – warknął siedząc na motorze.
-Och! Ktoś nie
potrafi przegrywać? – powiedział złośliwie Justin.
- Zamknij ryj
Bieber.- warknął Drake.
-Chodź tu i mnie
ucisz śmieciu – powiedział Justin ostro i zrobił kilka kroków w stronę motoru
rywala. Drake jakby na komendę zszedł z pojazdu i podszedł do szatyna.
-I co teraz zrobisz
Parker – zaśmiał się Juss,a Drake mruknął coś pod nosem – Tak właśnie myślałem
– warknął szatyn, a Parker lekko się odwrócił, po czym uderzył Justin’a w
brzuch z półobrotu.
-Przegiąłeś – warknął
cicho Justin i przyłożył Drake’owi w szczękę. Nie mogłam pozwolić, żeby coś
stało się mojemu chłopakowi. Pomyślcie. Jeśli jego mama zauważy siniaka u
Justin, zaczną się pytania. Za pewne powie o tym w pracy mojej mamie, bo w
końcu są przyjaciółkami. Wtedy Elizabeth, powie jej, że ja prawdopodobnie byłam
z Justin’em tego wieczora i pytania zostaną skierowane także do mnie. Więc nie
dopuszczę do bójki.
Szybko podeszłam do
nich i odepchnęłam ich lekko od siebie. Nie mam zbyt dużo siły, a oni byli pod
wpływem adrenaliny, która najlepiej poprawia sprawność fizyczną.
-Dość – krzyknęłam.
Justin odpuścił i nie napierał na moją ręke, która trzymała go za koszulke.
Drake natomiast uderzył lekko w moje ramię i puściłam go.
-Co ty dziwko robisz?
Nie mieszaj się – warknął Parker, co mnie mocno wkurzyło. Justina chyba też,
ale ja była pierwsza. Przywaliłam Drake’owi z całej siły pięścią w twarz.
-Nie waż się tak do
mnie mówić – powiedziałam tak, żeby tylko on to usłyszał. Justin podszedł do
mnie i objął mnie jedną ręką w talii. Drake patrzył jakby chciał zabić
wzorkiem. Zerkał raz na mnie, a raz na Justina.
-Won stąd Parker, bo
nie ręczę za siebie i następnym razem dostaniesz mocniej – warknął szatyn i
popatrzył na przegranego. Drake był wściekły. Wciąż nurtował nas swoim
spojrzeniem, po czym utkwił je w dłoni Justin’a, którą mnie obejmował. Na jego
twarz widać było cień złośliwego uśmieszku, mówiącego „Mam plan”.
-To jeszcze nie
koniec – powiedział ostro i skierował się w stronę swojego motoru.
-Mylisz się. To jest
już koniec. Przegrani nie mają prawa głosu. Przynajmniej ty nie masz takiego
prawa Parker – odpowiedział mu Justin tym samym tonem. Drake już się nie
odwrócił, tylko wsiadł na motor i odjechał.
-Moja dziewczyna –
szepnął mi do ucha szatyn, jednak nie zareagowałam. Wciąż myślałam o tym jego
uśmieszku, gdy zauważył dłoń Juss’a na mojej talii. Miałam do tego złe
przeczucia.
Nagle poczułam, jak
ktoś całuje mnie w skroń po czym, obraca i prowadzi w stronę bloku. Czułam się
przez chwilę jak jakaś psychicznie chora. Ktoś mnie prowadzi, robi różne rzeczy
wokół mnie i mówi, a ja żyję sobie w świecie moich własnych myśli, odcinając
się od wszystkiego.
-Czyli chodzicie
razem do szkoły? – zagadała Miley, wyrywając mnie z transu.
-Tak – odpowiedziałam
szybko i śmiało, nie zdając sobie sprawy co się właściwie dzieje. Już
siedzieliśmy na skale, a ja nawet nie pamiętam jak tu wchodziliśmy. Dziwne, ale
postarałam się to zostawić i skupić się na rozmowie z Miley.
-Jesteś fajna.
Większość dziewczyn, po pierwsze – pokazał palec wskazujący – Nie przyszła by
tutaj, a po drugie – wyprostowała też środkowy palec – jesteś śmiała i nie
wstydzisz się jak większość.
-Um.. Dziękuję –
powiedziałam troche niepewnie.
-Proszę – uśmiechnęła
się, po czym wyjęła paczkę papierosów i dodała- Ostateczny test. Palisz?
-Ta… - mówiłam
wyciągając dłoń po fajkę, ale Justin ją chwycił i mi przerwał.
-Nie, nie palisz –
spojrzał na mnie srogo, a przybrałam zdziwiony wyraz twarzy.
-Że niby jak to? Ty
wiesz lepiej ode mnie czy pale czy nie? – spytałam z wyrzutem.
-Masz nie palić –
powiedział poważnie i spojrzał na Miley – wystarczy, że ona pali i nie mogę jej
od tego odzwyczaić. Po za tym moja sis – zaakcentował trochę wrednie – dodaję
często marihuanę do papierosów, nieprawdaż?
-Tylko czasami, ale
teraz nie – zaśmiała się dziewczyna, na co ja się również uśmiechnęłam.
-Justin strażnik od
fajek – powiedziałam, na co wszyscy prócz szatyna wybuchli śmiechem.
-Oj no przepraszam,
ale nie mogłam się powstrzymać – pocałowałam go w policzek. – I nie zapalę – uśmiechnęłam się i położyłam
głowę na jego ramieniu, żeby go zmiękczyć. Potem pocałowałam go w szyję, na co
już odpuścił.
-No ok – powiedział
trochę wkurzony, że uległ. Uśmiechnęłam się do niego słodko, po czym odsunęłam
się powrotem na jakieś pół metra.
-A więc jak długo tu
przychodzicie? – zagadałam, nie zdając sobie sprawy, że wkopałam się po uszy.
Miley już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, jednak nieoczekiwanie Jake
uprzedził ją:
-Skąd w ogóle wiesz,
że tu przychodzimy?
-Ym.. Bo jesteś teraz
tutaj. A adres tego miejsca dostają tylko nieliczni.
-To jakim cudem ty go
masz – mruknął cicho Justin. Spojrzałam na niego niedowierzając, że właśnie TE
słowa wyszyły z jego ust.
-A to co miało znaczyć?
– warknęłam.
-Nie chce się przy
wszystkich kłócić Vann. Pogadamy potem. – powiedział spokojnie.
-Ja potem nie będę
chciała gadać – odparłam na przekór i zwróciłam się do Miley, ignorując
szatyna. – Więc jak długo tutaj zaglądasz?
-Jakieś pół roku,
może trochę o jakiś miesiąc dłużej albo dwa- powiedziała, po czym zaciągnęła
się, żeby po chwili wypuścić dym z ust. Nie powiem, że mnie nie korciło.
Strasznie chciałam wziąć papierosa i poczuć to powietrze z nikotyną w sobie.
Nienawidzę tego uzależnienia, pomimo, że jest słabe to i tak daje o sobie znać.
Z przyzwyczajenia
spojrzałam na telefon, który wyciągnęłam w między czasie z torebki.
-O kurde, musze być w
domu za dziesięć minut. Jakim cudem to tak szybko zleciało?! – spytałam
retorycznie i zaczęłam się zbierać. Wciąż olewałam Justin’a. Byłam zła za jego
słowa, więc na razie nie chciałam wszczynać kłótni. Wstałam i podniosłam moją
torebkę z ziemi. Podeszłam najpierw do Miley, a potem do Jake’a i pożegnałam
się całusem w policzek. Gdy odwróciłam się w stronę Justin’a, on już stał i
czekał zapewne żeby mnie odwieźć. Pocałowałam go w policzek i powiedziałam
złośliwie:
-Pogadamy potem – po
czym skierowałam się w stronę schodów. Nagle ktoś mnie złapał jedną ręką w
talii, a druga pod kolanami. Chwilę później byłam już powietrzu, trzymana przez
Justin’a Bieber’a.
-Justin puść mnie-
uderzyłam go w klatkę piersiową, jednak on nie drgnął. Zaczął schodzić po
schodkach, trzymając mnie w ramionach jak panne młoda.
-Boże Bieber idioto
puść mnie – mruknęłam poważnie, mocno trzymając się jego szyji. Czułam, że
zaraz spadnę, ale na szczęście nic takiego się nie stało. Nawet nie wiecie, jak to mogło głupio
wyglądać. Justin przechodził między motocyklistami, ze mną na ramionach.
Wszyscy na nas patrzyli i głupio się uśmiechali.
Nagle zatrzymaliśmy
się i Justin postawił mnie na ziemię.Staliśmy obok białego ferrari, które wyglądało identycznie jak auto szatyna. W sumie to chyba był ten sam samochód.
-Ej Lil, kluczyki –
krzyknął szatyn do czarnego chłopaka. To był ten sam, który podrywał te dwie
tępe blondyny na początku. Podszedł do nas i przyjrzał mi się uważnie.
-Ty jesteś … - przerwał
na chwilę zastanawiając się nad czymś.
-Vannessa –
uśmiechnęłam się. Czułam, że już nie lubie tego gościa.
-No tak. Masz
kluczyki JB – podał szatynowi przedmiot, po czym zwrócił się do mnie – niezły
cios. – Popatrzyłam na niego, nie wiedząc o co mu chodzi.
-Drake’owi się
należało – dopowiedział i razem się zaśmialiśmy.
-Dzięki
,,Może Lil nie
będzie taki zły." - pomyślałam i zaśmiałam się w myślach. Nagle chłopak podał mi dłoń i
powiedział:
-Lil Twist.
-Vannessa Hill –
uścisnęłam jego dłoń.
-Miło, że wszyscy się
zapoznali, ale my musimy jechać, bo się spóźnisz – podsumował Justin, który
złapał mnie za druga dłoń i pociągnął w stronę drzwi pasażera. Wsiadłam do
środka, gdy szatyn otworzył mi drzwi. Po chwili Justin siedział na miejscu
kierowcy i szybko wyjechaliśmy na drogę.
-Fajnych masz
znajomych – powiedziałam, patrząc przez okno.
-Co ty tam robiłaś? –
powiedział surowo, a ja automatycznie na niego spojrzałam.
-Co?
-Słyszałaś. Odpowiedz
mi w końcu na moje pytanie, które zadaję ci dzisiaj już po raz kolejny, a ty
wciąż nie odpowiadasz.
Dziękuje za te pozytywne komentarze :) Jeśli czytasz, a nie możesz skomentować to przynajmniej kliknij na opinię, są cztery opcje pod rozdziałem. Taka jakby ankieta :) Ciesze się, ze tutaj dla mnie jesteście <3 Jednak zabawa wciąż trwa. Dzisiaj 7 komentarzy. Dacię radę ?!
PS: Dziękuje za 13tys. wyświetleń :* To też naprawdę dużo dla mnie znaczy. Jeszcze raz, dzięki, że jesteście <3
PS: Dziękuje za 13tys. wyświetleń :* To też naprawdę dużo dla mnie znaczy. Jeszcze raz, dzięki, że jesteście <3
Czytasz=Komentujesz
Świetny rozdział :))))
OdpowiedzUsuńmega
OdpowiedzUsuńCUdowny! *.*
OdpowiedzUsuńoby nie było kłutni...
nie mogę się już doczkać nexta! <33
Oj co ten Justin taki nerwowy i tak sie czepia xd
OdpowiedzUsuńNiesamowity blog! :D Ciekawa jestem, czemu Justin się tak czepia Vanessy :P Czekam na następny!
OdpowiedzUsuń