-Bardzo sprytne zagranie – zaśmiała się i pocałowała go. Jake oddał
pocałunek i bardziej przywarł do niej. –Ciężki jesteś zejdź – powiedziała w
przerwie i lekko go zepchnęła z siebie.
-Ej, zepsułaś nastrój – zaprotestował podnosząc się na łokciach i
patrząc na nią z wyrzutem.
-Schudnij to pogadamy – zaśmiała się i z powrotem usiadła.
-No weź… To się zamienimy ty na górze – powiedział z głupim
uśmieszkiem.
-Czekaj pomyślmy… Nie? – zadrwiła i poprawiła się na łóżku opierając
się plecami o ścianę.
-Czemu jesteś taka niedostępna i w ogóle nie chętna – powiedział cicho
Jake ze skwaszoną miną.
-Coś sugerujesz? – dziewczyna spojrzała na niego z wyrzutem. Blondyn
wkroczył na cienki lód.
-To że ciągle coś ci nie pasuje, najpierw się kładziemy, całujemy i
wszystko zmierza do jednego, a drugiej chwili ty psujesz nastrój i wstajesz jakby
nigdy nic – powiedział poważnie i spojrzał na nią badawczo czekając na reakcję.
-Powiem ci to tylko raz. Nie prześpię się z tobą. – powiedziała
wkurzona – Jeśli coś ci nie pasuje droga wolna. Wyjdź, ale potem nie wracaj –
wysyczała i wstała. Jake siedział chwile na łóżku zastanawiając się nad czymś,
p czym wstał i powiedział:
-Myślałem, że coś między nami jest i będzie.
-Przez swoją nachalność, bezpośredniość i chęć zaliczania dziewczyn
zniszczyłeś to coś, co mogło być między nami – warknęła i wskazała drzwi. –
Wynocha i nie chce cię tu już widzieć. Na pewno nie z takimi zamiarami z jakimi
przyszedłeś tutaj.
-Chanel… - zaczął błagalnie i zbliżył się do niej.
-Tam są drzwi Jake – powiedziała ostro.
-Przestań, daj mi, daj nam … - dziewczyna nie dała mu dokończyć:
-Idź stąd. Wiedziałam, że tylko po to tu przyszedłeś. Ta cała bajeczka
o zauroczeniu… Głupia historyjka na podrywanie lasek. – drwiła, nie mogąc
uwierzyć, że była taka głupia by tego nie zauważyć – Nie jestem jedną z
dziewczyn, które możesz przelecieć rozumiesz? Więc idź stąd i nie chce tu cię
już widzieć. – powiedziała stanowczo i poszła w kierunku drzwi. Otworzyła je
szybkim ruchem i skinęła głową.
-Wyjdź.
Jake ze spuszczoną głową, w milczeniu powoli wyszedł z pokoju. Gdy był
już przy drzwiach spojrzał na Chanel, ale ona odwróciła wzrok. Nie powiedział
nic, tylko wyszedł, zamykając drzwi za sobą. Brunetka przeczesała dłonią włosy
i przekręciła zamek w drzwiach. Potarła
dłońmi policzki, po czym skórę pod oczami.
-Tylko nie płacz Hyde. Nie jest tego warty. Wiedziałaś, że tak będzie
– warknęła sama do siebie. –Głupia – uderzyła ręką w ścianę i starając się o
niczym kompletnie nie myśleć, weszła do łazienki i zmyła makijaż. Patrzyła
chwile w lustro, po czym wzięła czerwoną szminkę i napisała na nim ,,STUPID GIRL”. Po czym
wyszła, przebrała się w dresy i poszła spać.
**Ranek Vannessa POV**
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Podniosłam się i zdałam sobie sprawę,
że jestem bez ubrań. Szybko chwyciłam kołdrę i rozejrzałam się. Obok mnie leżał
Justin. Gdy zabrałam kołdrę, odsłoniłam jego nagi tors. Uśmiechnęłam się i
chwile na niego patrzyłam, jednak to nie trwało długo. W pokoju ponownie
rozbrzmiał dźwięk pukania do drzwi.
-Justin – dotknęłam jego ramienia – Obudź się. Ktoś puka do drzwi –
szatyn zaczął się przebudzać.
-Dzień dobry kochanie – pocałował mnie w policzek. –Co się dzieje?
-Ktoś puka do drzwi. Ktoś chyba bardzo niecierpliwy – powiedziałam
wskazując na źródło hałasu.
-Okej. Idź do łazienki – powiedział i usiadł na łóżku.
-Czemu? – spytałam zdziwiona, gdy on szukał bokserek i dresów, które
po chwili założył.
-Bo dziewczyna z chłopakiem w jednym pokoju przez całą noc znaczy
tylko jedno, a nauczyciele nie są głupi.
-Czemu zakładasz, że to nauczyciel, a nie na przykład Jake hm? –
wstałam zawinięta w kołdrę. Justin zbierał moje ciuchy rozwalone wokół łóżka.
-Bo Jake spędził noc u Chanel i zapewne jeszcze śpią. – powiedział i
wręczył mi moje ubrania. – Teraz szybko do łazienki – pospieszył mnie. Weszłam
do pomieszczenia i stałam chwilę oszołomiona. Było rano, więc nie wiedziałam co
się właściwie dzieje, ale niechętnie zaczęłam się ubierać. Zza drzwi było
słychać dwa męskie głosy, czyli to jednak był Jake. Krzyczał, że coś mu się nie
udało, lecz po chwili umilkł. Oby dwoje mówili tak cicho, że nic nie słyszałam.
Szybko się ubrałam, poprawiłam rozczochrane włosy, wiążąc je w kucyk, lecz
zostawiając pare kosmyków. Gotowa powoli wyszłam z łazienki i stanęłam
osłupiała. Jake wyglądał okropnie, miał podkrążone oczy, włosy sterczały mu na
każdą stronę.
-Co się dzieje? – spytałam zdezorientowana.
-Musisz wyjść – powiedział Justin i jakby wypchnął mnie z pokoju i
zamknął przed nosem drzwi. Już kolejny raz tego ranka nie wiedziałam co się
dzieje i stałam oszołomiona. Była tylko jednak osoba która mogłaby mi to wszystko
wytłumaczyć. Chanel. Szybko poszłam do pokoju, który niestety okazał się być
zamknięty. Zaczęłam pukać w drzwi tak głośno by dziewczyna się obudziła. Po
dziesięciu minutach, Chanel wpuściła mnie do środka. Było coś z nią nie tak.
Nie zwróciła na mnie w ogóle uwagi i wróciła do łóżka.
-Coś się stało?
-Ten głupi dupek chciał mnie wykorzystać. Ja mu uwierzyłam. Myślałam,
że to co jest, a w sumie było między nami będzie prawdziwe, ale on chciał mnie
tylko wykorzystać. Byłam taka głupia dając się nabrać.
-Ale jak wykorzystać? – kolejne pytanie wypłynęło z moich ust.
-Chciał mnie zaliczyć i porzucić jak każdą dziewczynę do tej pory.-
powiedziała i schowała głowę w poduszkę. Wiedziałam, że gadanie nic tu mnie
pomoże, więc położyłam się obok niej i zaczęłam głaskać ja po głowie, gładząc
jednocześnie jej brązowe włosy.
Nie wiem kiedy obydwie zasnęłyśmy. Obudziła nas pani Renee. Była lekko
zdenerwowana. Ciągle pytała czy wszystko u nas dobrze, czemu nie byłyśmy na
śniadaniu. Chanel powiedziała, że trochę jej słabo, więc nie była na śniadaniu.
Ja potwierdziłam jej wersje. Nauczycielka powiedziała, że nam wierzy i spytała
się czy nie potrzebujemy czegokolwiek. Podziękowałyśmy za troskę i odesłałyśmy
panią Renee. Była strasznie miłą kobietą, więc nie naciskała i bezsprzecznie
wyszła za naszą prośbą.
-On jest dupkiem – powiedziała w końcu Chanel – masz go tu nie
wpuszczać.
-Okej – zgodziłam się bez żadnych ,,ale”.
-Jak wieczór z Justin’em? – szybko zmieniła temat.
-Zrobiliśmy to.
-Tylko tyle – pierwszy raz dzisiaj widziałam uśmiech na jej twarzy.
-Nie będę ci wszystkiego opisywać – pokazałam jej język – Ale jest
taka rzecz… - zaczęłam, ale nie wiedziałam, czy chce kończyć.
-O co chodzi?
-Rano zachowywał się dziwnie. Zaczął od całusa w policzek –
podkreśliłam głośniej- Potem wepchnął mnie do łazienki, jakby się wstydził, że
byłam u niego. A dalej gdy wszedł Jake w okropnym stanie, po prostu wypchnął
mnie z pokoju, bez słowa wyjaśnień. – powiedziałam niepewnie i z nutką
desperacji w głosie. Chanel wyglądała, jakby nad czymś myślała intensywnie.
-Wydaje ci się – powiedziała w końcu, ale nie brzmiała zbyt
przekonująco.
Rozmawiałyśmy jeszcze długo o różnych sprawach, po czym włączyłyśmy
telewizje i zaczęłyśmy oglądać jakieś głupie filmy. Po kilku godzinach ktoś
zapukał do drzwi. Powoli wstałam i
poszłam otworzyć. Niespodziewanym gościem był Justin.
-Hej – chciałam go pocałować w usta, ale on chyba tego nie chciał,
więc nadstawił policzek, jednocześnie całując mój. Poczułam się trochę dziwnie.
-Wejdziesz? - wskazałam gestem ręki na wnętrze pokoju, jednak chłopak
pokręcił głową.
-Nie. Pozwolisz na chwile – kiwnął głową w strone korytarza.
-Okej – powiedziałam cicho czym krzyknęłam do Chanel – zaraz wracam –
i wyszłam zamykając za sobą drzwi.
- Więc? O czym chcesz pogadać?
-O Jake’u i Chanel. – zaczął, ale spokojnie mu przerwałam.
-Nie chce o tym rozmawiać to ich sprawa.
-Wiesz jak ona się wczoraj zachowała? – zaczął jakbym, w ogóle nie
usłyszał tego co powiedziałam przed chwilą.
-Justin ona jest moją przyjaciółką – powiedziałam twardo i spojrzałam
zdziwiona na szatyna.
-Co z tego? Wiesz jak się zachowała w stosunku Jake’a? On się dla niej
otworzył był szczery, a ona potraktowała go jak jakiegoś dupka.
-Widać sobie zasłużył, nie sądzisz? –powiedziałam stanowczo.
-Nie. On jest moim przyjacielem od paru lat, a ty jak długo znasz
Chanel co? Nie znasz jej tak jak ja. Jest bezpośrednia i odpycha każdego kto
się do niej zbliży. Widziałaś jak wyglądał dziś rano Jake. Chanel wypędziła go
z pokoju, bez słowa wytłumaczenia…
-Chciał ją zaliczyć na pierwszym spotkaniu, bo to nawet randka nie
była. Po prostu do niej przyszedł i gdy zrobiło się trochę romantycznie zaczął
ją całować dotykać i tak dalej. Nie wiem jak to jest u chłopaków, ale u
dziewczyn najpierw trzeba być pewnym co do drugiej osoby. Musimy mieć pewność
że ktoś cię nie zdradzi i trzeba ufać drugiej osobie. Dlatego gdy Jake ją
całował i macał ona powiedziała ,,nie” – usprawiedliwiłam ją. Chanel wszystko
mi opowiedziała, więc wiedziałam co mówić, by nie mijać się z prawdą.
-Taa… A pamiętasz moją impreze? – spytał Justin, a ja miałam ochotę
dać mu w twarz.
-Byłam pijana, a ty wykorzystałeś sytuacje. Czy po nocy spędzonej z
dziewczyną, następnego dnia zawsze zachowujesz się jak dupek? – wyrzuciłam z
siebie, patrząc na niego gniewnie.
-Od kiedy ty taka cnotliwa jesteś? – spytał bezczelnie, więc ja się
już nie powstrzymałam. Justin w jednej chwili przyłożył obie dłonie do
policzka, który najwyraźniej piekł go z bólu.
-Widzimy się potem, bo jak na razie ty w ogóle nie myślisz trzeźwo. – powiedziałam
i wróciłam do pokoju. Milcząc usiadłam obok Chanel i zaczęłam się nerwowo bawić
palcami. Dziewczyna nie spytała mnie o nic, bo widziała, że nie jestem w
najlepszym stanie. Nagle jednak się odezwała:
-Vann, czy to nie jest facet ze zdjęcia, które mi pokazywałaś? Kim on
był dla ciebie? – zaczęła, a ja automatycznie spojrzałam na ekran telewizora.
-To mój tata – powiedziałam oszołomiona. – Pogłośnij – poprosiłam ją, a ona spełniła
moją prośbę.
,, Mark Hill to jeden z kilku mężczyzn, którzy uciekli wczoraj późnym
wieczorem z więzienia. Niektórzy byli oskarżeni o pobicia, usiłowanie zabójstwa
oraz za samą zbrodnie morderstwa. Są bardzo niebezpieczni. Gdyby ktokolwiek
rozpoznał jednego z uciekinierów prosimy o kontakt z policją.”
Siedziałam na łóżku osłupiała.
-Vann? Nic ci nie jest? – Chanel zaczęła mną trząść. Nagle odzyskałam
przytomność.
-Boże – zakryłam dłonią usta i szybko zerwałam się z łózka w
poszukiwaniu telefonu. Nigdzie nie mogłam go znaleźć.
-Co robisz? – spytała zdezorientowana brunetka.
-Szukam mojego IPhona. Widziałaś go?
-Tak jest w łazience. – gdy tylko skończyła od razu pobiegłam w tamto
miejsce i znalazłam to czego szukałam. Szybko zaczęłam wybierać numer, ręce
strasznie mi się trzęsły, więc kilka razy się pomyliłam we wpisywaniu cyferek.
-Do kogo dzwonisz?
-Do mamy jest w niebezpieczeństwie.
-Co? Ale jak? – nie dałam jej odpowiedzi, ponieważ wybrałam numer i
już dzwoniłam.
-No odbierz – mówiłam niecierpliwie do słuchawki, chodząc nerwowo po
pokoju. – Mamo odbierz.
-Czemu dzwonisz do swojej mamy? Vann co się dzieje? – pytała stanowczo
Chanel.
-Cholera – usłyszałam ostatni sygnał po czym połączenie zostało
zerwane – Nie odpowiada.
-Vannessa! – dziewczyna krzyknęła, a ja stanęłam w miejscu.
-Mój tata uciekł z więzienia, a to może znaczyć tylko jedno szuka
mojej mamy. Pomagał jej prowadził firmę, więc wie gdzie dzwonić by ją odnaleźć.
-Ale czemu tak się denerwujesz? On chce ją tylko zobaczyć nie?
-Ostatni raz jak ją ,,zobaczył” – zrobiłam palcami nawias w powietrzu
– próbował ją zabić, za pozbawienie go praw rodzicielskich. Za to został
skazany na 25 lat więzienia. Doszło do tego pobicie, które było podstawą do
zabrania mu praw rodzicielskich nade mną.
-Cholera – dziewczyna zakryła dłonią usta. – Dzwoń na policję, niech
jadą do twojej mamy. Trzeba dać jej ochronę, tobie zresztą też – mówiła
stanowczo – Pobiegnę do nauczycieli, trzeba im powiedzieć, a ty dzwoń na
policje. – rozkazała i zanim cokolwiek mogłam powiedzieć, wyszła z pokoju. Bez
zastanowienia wybrałam numer alarmowy i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
-Halo? Policja. Mam informacje na temat więźnia zbiegłego wczoraj. –
mówiłam szybko i niewyraźnie, więc policjantka po drugiej stronie starała się
mnie uspokoić i kazała powtórzyć wszystko spokojnie.
-Wczoraj uciekło z więzienia paru mężczyzn. Jednym jest mój ojciec.
Wiem, gdzie może teraz być. – mówiłam wciąż szybko lecz teraz byłam opanowana.
Policjantka zadawała mi różne pytanie w stylu: Jak się nazywam, gdzie jestem,
jak nazywa się moja mama, czemu jest w niebezpieczeństwie i gdzie może się
teraz znajdować. Gdy odpowiadałam na ostatnie pytanie do pokoju weszli
nauczyciele z Chanel.
-Tak. Dobrze. Tak opiekunowie są teraz ze mną. –chwila przerwy –
Dobrze już daję. – podałam słuchawkę panu Evans’owi i cofnęłam się.
-Vannessa, spokojnie. Oddychaj – nakazała mi nauczycielka. – Wszystko
będzie dobrze.
-O ile nie jest już za późno – powiedziałam zrozpaczona i wybuchłam
płaczem. Chanel szybko do mnie podeszła i mnie przytuliła.
-Cassandro, dzwoń do dyrektora, by zakupił bilet na lot dla Vannessy i
odebrał ją z lotniska. – powiedział nauczyciel i wrócił do rozmowy z policją.
Wszystkie popatrzyłyśmy na niego zdziwione. Pani Renee oprzytomniała
najszybciej i minutę później nie było już jej w pokoju.
Siedziałyśmy jeszcze dziesięć minut czekając na pana Evans’a który
wciąż rozmawiał z policją. Gdy w końcu skończył spytałam:
-Co się dzieję? Czemu mam wracać do Miami?
-Musisz wrócić tam gdyż policja potrzebuje świadków i tam będziesz
lepiej chroniona. Teraz nie wolno ci wychodzić z pokoju, najlepiej się w ogóle
zamknijcie i nie wpuszczajcie nikogo oprócz nas, czyli mnie i pani Renee
zrozumiano?
-Tak – odpowiedziałyśmy razem.,
-Pakuj się. Najbliższym lotem wracasz do Miami. – powiedział stanowczo
– Policja zadzwoni na mój numer gdy tylko odnajdzie twoją mamę. A i jeszcze
jedna sprawa.
-Tak? – spytałam nerwowo.
-Masz skończone osiemnaście lat? – to pytanie strasznie mnie zdziwiło.
Westchnęłam i uświadomiłam sobie, że właśnie dziś mam urodziny.
-Tak. Właśnie dzisiaj skończyłam pełne osiemnaście lat. A czemu pan
pyta?
-Nie chce cię denerwować, więc powiem tylko, że policja kazała mi się
spytać – odpowiedział smutno nauczyciel i skierował się do drzwi. Gdy już miał
wychodzić do pokoju wszedł Justin.
-Co się tu dzieje? – spytał zdezorientowany, gdy pan Evans zagrodził
mu przejście.
-Musisz wyjść – rozkazał.
-Ale czemu? Vann co się dzieje? – pytał szatyn.
-Po prostu sobie idź – powiedziałam bezradnie i schowałam twarz w
dłonie.
-Aha, czyli to teraz tak będzie? – powiedział oschle i wyszedł z
pokoju.
-Bieber poczekaj – zawołała za nim Chanel, bo ja nie miałam na nic
siły.
-Zacznij się pakować. Wszystko będzie dobrze –pocieszył mnie
nauczyciel i wyszedł. Moja przyjaciółka wybiegła za moim chłopakiem, o ile
jeszcze nim był. Nie wiem co mu powie, skoro nie wolno jej mówić o sprawie z
policją i moim tatą. Ale w sumie nie mogłam się terasz na tym skupić. W mojej
głowie krążyły myśli o mojej mamie. Zastanawiałam się, gdzie jest, co robi, czy
wszystko z nią dobrze, czy tata ją znalazł i czy jeszcze żyje. Gdy ostatnia
myśl dotarła do mnie cała się wzdrygnęłam i za trzęsłam. Powoli wstałam i
próbując zagłuszyć myśli zaczęłam się pakować. Zbierałam ubrania i wrzucałam je
do walizki, nawet nie wysilając się by je złożyć. Gdy wzięłam się za pakowanie
kosmetyków do pokoju weszła Chanel. Zamknęła za sobą drzwi na klucz i usiadła
na łóżko.
-Justin to dupek. Sorka, ale zachowuje się chamsko.
-Wiem – powiedziałam smutno. W takiej trudnej chwili, Justin jeszcze
bardziej mnie dobijał. Nie miałam zamiaru się z nim godzić. Teraz byłam zajęta
tylko mamą. – Coś jest z nim nie tak. Mogłabyś pozbierać moje kosmetyki z
łazienki?
-Jasne – uśmiechnęła się blado i poszła zrobić to o co ją poprosiłam.
Wróciła po jakimś czasie z zapakowaną kosmetyczką.-To wszystko –oznajmiła i
ułożyła ją w walizce. –Będę tęsknić. Zadzwoń gdy tylko wylądujesz okej?
-Jasne – stałyśmy obok siebie chwilę, po czym mocno wtuliłam się w
dziewczynę. Chanel odwzajemniła uścisk. Nagle odskoczyłyśmy od siebie i
spojrzałyśmy na drzwi. Ktoś mocno w nie pukał, a wręcz dobijał się.
-Kto to może być?
-Wole nie odpowiadać. Pójdziesz otworzyć? Jeśli to Justin, spław go.
Nie chce go widzieć. – powiedziałam odwracając się tyłem do drzwi i siadając na
łóżku. Zaczęłam pakować bagaż podręczny, gdy w pokoju rozległ się damski głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam panią Renee.
-Vannessa lot masz dziś o dziewiętnastej. Jesteś spakowana?
-Prawie – odpowiedziałam leniwie.
-Dobrze, pan dyrektor odbierze cię w Miami z lotniska i pojedziecie na
policje. O za piętnaście osiemnasta masz się stawić na dole w holu. Pan Evans
zabierze cię na lotnisko.
-Oczywiście – powiedziałam. –Czy znaleźli moją mamę?
-Nic mi o tym nie wiadomo. – nastała niezręczna cisza, którą przerwała
nauczycielka – Pakuj się. Masz cztery godziny.
Po tych słowach nauczycielka wyszła, a nasze drzwi zostały zamknięte
na klucz. Przez te cztery godziny zdążyłam sie spakować całkowicie. Niestety
przeżyłam też kilka załamań. Płakałam. Tak strasznie się bałam o mamę. Tylko
ona mi została i możliwe, że … Nie.
-Boże… Te wszystkie myśli mnie zabijają- powiedziałam bezradnie i
złapałam się za głowę. Jedną ręką potarłam zmęczone i spuchnięte od płaczu
oczy.
-Ej, wszystko będzie dobrze. –pocieszyła mnie Chanel. –Chodź już czas.
Odprowadzę cię na dół i pomogę z walizką – uśmiechnęła się i chwyciła mój
bagaż.
-Dobra – powiedziałam i niechętnie wstałam zabierając torbę z łóżka.
–Chodźmy.
Zamknęłyśmy pokój i skierowałyśmy się do wind. Zjechałyśmy na dół i
poszłyśmy do holu gdzie już czekał na nas pan Evans. W sumie czekał na mnie,
ale tak bardzo nie chciałam się teraz rozstawać z Chanel.
-Cieszę się, że już jesteście. – powiedział smutno pan Evans, było coś
niepokojącego w jego głosie. Już miałam się pytać o co chodzi, lecz Chanel mnie
uprzedziła:
-Zadzwoń jak wylądujesz. Będę za tobą tęsknić – przytuliła mnie mocno.
Odwzajemniłam uścisk lekko mrużąc oczy. Tak bardzo się bałam powrotu. Byłam
przygotowana na najgorsze, choć czułam, że zaraz wybuchnę płaczem.
-Vannesso musimy jechać – przerwał nam pan Evans.
-Zadzwoń – powtórzyła Chanel i wypuściła mnie z uścisku.
-Jasne. Jesteś pierwsza na mojej liście. – powiedziałam i pomachałam
jej, gdy zaczęliśmy odchodzić. Weszłam do taksówki, a pan Evans schował mój
bagaż do bagażnika. Nauczyciel powiedział taksówkarzowi kierunek jazdy i
ruszyliśmy. Nie odzywałam się słowem. Opiekun również milczał, widać nie
wiedział co powiedzieć. Nie dziwiłam mu się. Po kilkunastu minutach byliśmy na lotnisku.
Pan Evans zapłacił taksówkarzowi i poszliśmy w strone odprawy. Gdy oddawałam
bagaż ktoś zadzwonił do nauczyciela. Powiedział, żebym na niego nie czekała i
po oddaniu bagażu, poszła do odprawy. Zgodziłam się i zrobiłam to co mi kazał.
Przy odprawie nauczyciel podszedł do mnie i powiedział:
-To była policja. Z lotniska odbierze cię radiowóz.
-Ale czemu? –spytałam lecz nie dostałam odpowiedzi, ponieważ ze
względu na tłum musiałam przejść do sali odpraw. Obsługa lotniska nie
przepuściła mnie z powrotem, więc zostałam bez odpowiedzi. Przed oczami miałam
twarz pana Evansa. Wyglądał jakby miał zaraz się rozpłakać, w jego oczach
widziałam żal.
Nie wiedziałam co robić. Po
godzinie w końcu trafiłam do samolotu. Nie wiedziałam co usłyszę od policji.
Bałam się najgorszego, że ON ją znalazł…
****
Dwie godziny martwienia się, płakania skończyły się równo z lądowaniem
w Miami. Powoli skierowałam się po bagaż i wyszłam na główną salę, gdy już go
miałam. Rozejrzałam się, po czym zauważyłam pana Green’a w obecności dwóch
policjantów.
-Vannessa – zawołał do mnie dyrektor. –Dobrze, ze już jesteś.
-Panna Vannessa Hill? –spytał jeden z policjantów.
-Tak – spytałam przerażona.
-Pojedziesz z nami do szpitala. Przykro nam, ale musisz zidentyfikować
ciało. –mój świat runął. Nie zdołałam z siebie wydusić ani słowa. Ostatnim co
widziałam wyraźnie była twarz dyrektora, który brał ode mnie torbę. Płakałam
cały czas. Nie mogłam się pohamować. Zostałam sama na świecie. Ciągle przed oczami miałam
zatroskaną minę mojej mamy, gdy się pakowałam i gdy widziałam ją na lotnisku
kilka dni temu. Było mi słabo, moja twarz zrobiła się blada, a ciało odmówiło
posłuszeństwa. Pan Green mnie przytulał i gładził moje ramie. Łzy spływały po
moich policzkach nieustannie. Świadomość, że już nigdy nie usłyszę głosu mojej
mamy, że już nigdy nie będę się z nią kłócić, nie będziemy pić razem gorącej
czekolady, nie przytulę jej, nie powiem
jej, że ją kocham… Czułam się jakby ktoś rozbił moje serce. Jednak Bóg
przyszykował dla mnie coś jeszcze. Nagle rozbrzmiał dźwięk wiadomości od
anonimowego nadawcy. Nieświadomie otworzyłam mms’a i spojrzałam na wyświetlacz.
Kolejna fala rozpaczy i złości. Mogłam powiedzieć, ze oficjalnie straciłam
wszystko. Zdjęcie, które dostałam, było robione przez Justin’a. Na którym on i
Grace się całowali. Nie mogło być gorzej. Moja mama nie żyje, bo mój tata ją
zabił. Mój chłopak mnie zostawił. Zapewne to była ta tajemnica o której kiedyś
wspomniała Chanel. Rozkochiwał, zaliczał, porzucał…
To nie mogła być prawda. Wszystko się skończyło. Chciałabym być teraz
martwa. Moje cierpienie by się skończyło i znalazłabym się obok mamy…
-Vannessa? – dyrektor lekko mną potrząsnął –jesteśmy na miejscu,
chodź.
-Nie! Ja nie chce tam iść – zaczęłam krzyczeć i się wyrywać. Nagle z
drugiej strony otworzyły się drzwi i jeden z policjantów złapał mnie za ramiona
i ostrożnie pomógł mi wyjść.
-Spokojnie, zaraz dostaniesz leki na uspokojenie. – powiedział kojącym
głosem i objął mnie ramieniem. Byłam tak zmęczona, wyczerpana i cierpiąca, że
mocno się w niego wtuliłam. Jakiś czas później, po otrzymaniu leków przestałam
płakać i troszkę się uspokoiłam. Policjanci i lekarz zabrali mnie do kostnicy,
gdzie na środku pomieszczenia stało łóżko i ciało zakryte specjalnym
materiałem. Zasłoniłam dłonią usta i znów zaczęłam płakać. Lekarz podszedł do
osoby pod płótnem i podniósł jego kawałek, odsłaniając twarz mojej mamy.
Zaczęłam krzyczeć i bezradnie opadłam na ziemie. Cała zalałam się płaczem. To
nie mogła być prawda. To nie działo się naprawdę. Policjanci wynieśli mnie z
kostnicy, ponieważ nie byłam w stanie stanąć na nogi. Nie mogłam się uspokoić.
Witam was po dużej przerwie :) To już ostatni rozdział PIERWSZEJ części opowiadania jak wcześniej wspomniałam. Wszystkie informacje są w ostatnim poście, jeśli chcecie wiedzieć co dalej. Pojawi się jeszcze Epilog, który zostanie opublikowany w sobotę :) Mam nadzieję, ze rozdział sie podoba i widzimy sie za kilka dni :*
<33333 Ania
OdpowiedzUsuńO nie to straszne ona na to nie zasługuje i jej mama też ten jej ojciec to jakiś świr :'(
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się tego!
OdpowiedzUsuńBiedna Vann. :
Kocham tego bloga!<33
O moj boze baboo cos ty zrobila? Ale swietnie ten rozdzial napisalas <3 @Algi_Morskie
OdpowiedzUsuńJedno słowo, SOBCZ !
OdpowiedzUsuń