24.06.2014

Rozdział 7




**Vannessa POV**
Parę godzin leżałam w sypialni zastanawiając się czy iść pod adres, który dała mi Isabell. Czułam, że pójście tam  narobi dużo zamieszania. Nie znałam tej dziewczyny długo, choć jakaś jej cecha sprawiała, że chciałam jej zaufać. Nie czekając dłużej wstałam i poszłam się ubrać. W mojej szafie górowały ciemne kolory w szczególności żałobna czerń. Przeglądając sukienki zauważyłam prostą ciemna kreację. Pogładziłam materiał i wróciłam na chwile na pogrzeb mojej mamy. Byłam wtedy w ten właśnie sukience. Stałam między ochroniarzami, a na około zebrali się współpracownicy mamy i jej przyjaciele. Nie rozglądałam się wtedy w ogóle, mój wzrok wpatrzony był w dębową trumnę. Pomimo że to zdarzenie miało miejsce już dawno, ja pamiętam je jakby było wczoraj. Sterty drogich bukietów, ponura atmosfera choć pogoda jak zawsze w Miami była słoneczna. Wiał jedynie silny wiatr, zrzucał kobietą kapelusze z głów, rozwiewał włosy. Ostatnie pożegnanie, to najbardziej bolesne…

Otrząsnęłam się po chwili i przesunęłam dalej wieszak z czarną suknią. Patrzyłam dalej na stroje, choć żaden mi się nie podobał. Jednak na samym końcu wisiała ciemnofioletowa suknia przed kolano. Jedwabny materiał na biuście był owinięty czarną koronką, a dół wykonany został z lekkiego, lecz delikatnie przylegającego do ciała materiału. Nie czekając chwyciłam sukienkę i poszłam się przebrać. Po około godzinie byłam gotowa do wyjścia. Na nogi założyłam czarne wysokie botki, a na ramiona skórę w tym samym kolorze. Gotowa wyszłam z mieszkania i poszłam do taksówki która czekała na mnie przed budynkiem. Szybko dojechaliśmy pod wyznaczony adres. Zapłaciłam taksówkarzowi i wyszłam z auta.
-Panedonium – przeczytałam cicho nazwę klubu. Przed jego wejściem stało kilka osób i czekało przed bramkami, zagradzającymi przejście. Przyjrzałam się bliżej postaci stojącej przed klubem i moje nogi zrobiły się jak z waty. To był kolejny dżin. Powoli zbliżyłam się do rzędu stojących ludzi. Dżin odsyłał większość osób, więc kolejka szła szybko. Nikt się nie awanturował, ani nie pchał, więc kilka minut potem stałam już przed dżinem. Postać podniosła głowę i spojrzała w moje oczy, a ja poczułam chłód. Patrzyłam na niego, a w szczególności na niebieskie kamienie, wstawione zamiast oczu. Nagle zobaczyłam w nich swoje odbicie, które przemieniło się w postać mojej mamy. Otrząsnęłam się jak tylko zobaczyłam moją zmarłą rodzicielkę.  Dżin stał jeszcze chwile nic nie robiąc, po czym chwycił łańcuch zagradzający przejście i odsunął go. Starając się dłużej na niego nie patrzeć weszłam do środka ze spuszczoną głową.
W klubie było mnóstwo ludzi tańczących, stojących i siedzących przy stolikach i barze. Styl architektury był nietypowy. Na pierwszy rzut oka, wszystko wyglądało nowocześnie, lecz gdy przyjrzałam się bliżej  zauważyłam sporo starych odnowionych mebli. Kolory w klubie przechodziły od białego, przez niebieski do czarnego, stanowiąc kontrastującą całość, niezwykle miłą i ciekawą dla oka. Stoły stały po lewej stronie pod ścianą, bar był ułożony na drugim końcu sali na wprost od wejścia, parkiet stanowił centrum pomieszczenia, a po prawej stronie za kurtyną z białych lampek choinkowych były schody i mała platforma z kilkoma wysokimi stolikami.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu znajomej mi twarzy. Powoli szłam w stronę baru, omijając parkiet z tłumem rozszalałych ludzi.  Mój wzrok skoncentrowałam na barze. Nagle mignęły mi złote włosy, które byłam pewna, że już gdzieś widziałam. Ruszyłam szybko w tamtym kierunku. W mgnieniu oka znalazłam się przy barze, stałam zaraz za blondynem sączącym drinka. Niespodziewanie zwolniło się miejsce obok niego, więc jak gdyby nigdy nic usiadłam tam.
-Nie spodziewałem się ciebie tutaj – zaczął pierwszy nawet na mnie  nie patrząc.
-Jeden raz mohito – powiedziałam do barmana i spojrzałam na blondyna – O ile się nie mylę to miejsce publiczne.
-Ale nie dla mundane – zaprzeczył szybko i w końcu raczył przenieść swój wzrok na mnie. – Tylko Podziemni mają tu wstęp, znaczy tylko ich, dżin nie zabije – zaśmiał się bez krzty humoru.
-Ciekawe, ale to akurat już wiem – odpowiedziałam przekornie i upiłam łyk napoju, który barman właśnie postawił przede mną. – Ciebie wpuścił dżin, więc teraz nachodzi mnie pytanie kim ty jesteś?
Chłopak zaśmiał się i oblizał wargi.
-Nie powinnaś najpierw spytać o imię?
-Nie będę pytać o rzeczy, które już wiem – odpowiedziałam szybko, wpatrując się w złotawe tęczówki blondyna.
-Doprawdy? Czyli oprócz tego, że jestem cudowny to też popularny… niesamowite.
-Nie pochlebiaj sobie. Kojarzysz może skromność? Przydałaby ci się – prychnęłam, badając go wzrokiem. Zauważyłam czarne linie na jego szyi, wychodzące spod skórzanej kurtki o takim samym kolorze.
-Nie potrzebuje skromności, jestem pewnym siebie i dumnym Nefilim – słowo ,,Nefilim” powiedział trochę ciszej.
- Jasne. Jesteś tak dumny, że można to stwierdzić przez kilka spojrzeń na ciebie.
-Czyli długo mi się tak przyglądasz? – zapytał z triumfującym uśmieszkiem, a ja myślałam, że zaraz go uderzę. Jego pycha działała mi nerwy. Od przywalenia mu  powstrzymała mnie Isabelle.
-Poznałaś już Jace’a – przerwała nam, stojąc zaraz za moimi plecami.
-Nie da się ukryć – odpowiedziałam przerzucając wzrok z blondyna na dziewczynę.
-Mam dobre wieści. Znaczy nie wiem czy dla ciebie będą dobre, ale cóż… Ważne jest to czego się dowiedziałam, jak również to, że zabieram cię do Hodge’a.
-Co? – spytał nagle Jace i spojrzał zdziwiony na Isabelle.
-Kto to jest Hodge? – patrzyłam na nich jak wymieniają się dziwnymi spojrzeniami.
-Izzy – zaczął stanowczo blondyn, gdy dziewczyna chciała otworzyć usta.
-To taki nasz nauczyciel – odpowiedziała Isabelle, nie odrywając wzroku od chłopaka.
-Długo będziecie się tak na siebie gapić, czy pójdziemy do tego całego Hodge’a? – spytałam w końcu, gdy dwójka wciąż nie zwracała na mnie uwagi.
-Oczywiście, że idziemy – powiedziała Izzy i odwróciła się, by ruszyć w stronę wyjścia, lecz ktoś zatarasował jej drogę.
-Nigdzie nie idziecie – powiedział mężczyzna stojący przed zielonooką – A przynajmniej nie ona – wskazał na mnie. Gdy blask lamp padł na twarz postaci, jej czerwono krwiste oczy i blada prawie biała skóra wzbudziły we mnie lęk.
-Wampir – szepnął Jace i wstał z krzesła barowego – Masz do niej jakąś sprawę czy po prostu szukasz zaczepki? – powiedział głośno i stanął przede mną, zasłaniając mnie całkowicie.
-Nie wtrącaj się chłoptasiu – warknął mężczyzna i uchylił usta obnażając śnieżno białe kły.
-Byle podziemny nie będzie tak do mnie mówił – odpowiedział tym samym tonem Jace i zaczął odsuwać Isabelle by stanąć twarzą w twarz z wampirem.
-Uważaj do kogo mówisz Nefilim – mężczyzna nie schodził z ostrego tonu – Ta dziewczyna idzie ze mną …
-Nie wydaje mi się – wtrąciła się Izzy, przerywając monolog istoty. W tej samej sekundzie wampir chciał zadać cios w twarz Łowczyni, lecz ta szybko zblokowała atak- Nawet nie wiesz co zacząłeś – mruknęła cicho z satysfakcją, którą starała się zamaskować wyrazem twarzy – Jace – odsłoniła płaszcz, ukazując seraficki nóż. Chłopak na nic nie czekając wyciągnął go z paska Izzy i rzucił się na istote. Wampiry mają to do siebie, że są niesamowicie szybkie, więc mężczyzna zwinnie uniknął ciosu nożem, jednocześnie uderzając Jace’a w tors, co lekko podburzyło jego równowagę. Nocny Łowca uśmiechnął się i szybko odzyskał równowagę. Nie czekając na następny ruch wampira, Nefilim ruszył na przeciwnika, a razem z nim Isabelle. Mężczyzna bronił się dzielnie, lecz został ugodzony nożem w ramię. Wokół trzech osób zrobiło się duże koło, a tłum okrążył ich z każdej strony. Isabelle rozwinęła złoty bat, który otaczał jej nadgarstek i zaczęła wywijać nim dookoła, po czym wycelowała w wampira. Ten wrzasnął, gdy tylko błyszcząca broń dotknęła jego skóry.
Stałam wciąż przy barze i obserwowałam całą walkę, która rozpoczęła się z mojego powodu. To był dziwne uczucie, że dwie w sumie obce mi osoby, atakują wampira, który z niewiadomych przyczyn chciał mnie zabrać niewiadomo gdzie.
Nagle mężczyzna pchnął Izzy z taką siłą, że poleciała w stronę baru, gdzie stałam i uderzyła głową o kamienną płytę. Jace nagle gdzieś zniknął zostawiając mnie samą z nieprzytomną brunetką i nadchodzącym wampirem. Zaczęłam panikować i nerwowo rozglądać się na boki w poszukiwaniu ratunku. Nie zdążyłam się wystarczająco rozejrzeć, gdy niespodziewanie wampir złapał mnie za szyję i podniósł w górę. Z trudem próbowałam złapać powietrze, lecz żadna próba się nie udała. Zaczęłam się dusić, bezcelowo wierzgając nogami w powietrzu. Nagły przypływ adrenaliny obudził moje myśli i wszystkie lekcje u Valentine’a. Jedną dłonią złapałam rękę mężczyzny, który mnie trzymał, a drugą sięgnęłam za siebie. Ścisnęłam pierwszą rzecz, którą napotkałam za plecami i z całej siły uderzyłam nią głowę wampira. Istota poluźniła uścisk na tyle, bym mogła zaczerpnąć powietrza, a następnie zrzucić rękę z gardła. Upadłam na ziemię, uderzając kolanami o posadzkę. Spojrzałam w górę i uśmiechnęłam się w uldze chwilowego spokoju, gdy Jace skoczył z baru na mężczyzne. Wampir pomimo lekkiego osłupienia po uderzeniu w głowę, wytrącił nóż seraficki z ręki blondyna i zaczął się z nim siłować. Na zmianę uderzali sobą o wszystko co znalazło się na ich drodze od stolików, po kolumny. Nie mogąc czekać, aż Izzy odzyska stu procentową świadomość, ruszyłam do Jace’a, chwytając seraficki nóż leżący na ziemii. Zaciskając mocno dłoń na rękojeści, rozpędziłam się i odbijając się ze skoku od kolumny wbiłam ostrze w okolice obojczyka wampira. Ten krzyknął z bólu, po czym opadł bezwładnie na podłogę.
-Idziemy – blondyn nagle znalazł się obok mnie i chwycił mnie za rękę, ciągnąc w stronę baru. Razem podnieśliśmy Isabelle i wyszliśmy tylnym wyjściem z klubu.
-Kto to był? – spytałam w końcu, gdy zatrzymaliśmy się, gdy Izzy chciała stanąć o własnych siłach.
-Nie wiem – powiedział Jace i zaczął oglądać swój nóż.
-Myślałam, że ty go znasz. W końcu to ciebie szukał – powiedziała nagle Nocna Łowczyni, poprawiając bat na nadgarstku.
-Nigdy wcześniej nie widziałam tego wampira – powiedziałam zdenerwowana.
-I już nigdy nie spotkasz- powiedział bezczelnie Jace i schował jednym ruchem serafickie ostrze. Isabelle wywróciła oczami i zarzuciła kaptur na głowę.
-Idziemy, nie możemy tracić więcej czasu. – nie czekając na nas szybko wyszła z zaułku i wsiadła na motor – Pospieszcie się, czekam w Instytucie. Jace, ona ma dotrzeć cała – rzuciła tylko i odjechała. Chwilę potem z mojego gardła wydobył się krzyk bólu. Blondyn, który zaczął kierować się w tą samą stronę co Izzy przed sekundą, odwrócił się gwałtownie z gniewem w oczach. Czułam, że upadam,  moje nogi były jak z waty, bezwładnie opadając w dół. Ogromny ból w plecach, nie pozwalał mi zebrać myśli i blokował jakikolwiek mój ruch. Jace ruszył z nożem w moim kierunku, lecz upadłam głową w dół i nie wiedziałam co się dzieje. Nagle poczułam pieczenie, które zastąpiło ból na plecach. Rana była chyba od noża, bo czułam jak wypełnia się czymś, jak dziura, którą ktoś zasypuje. Mrowienie i pieczenie, zmieniły się w niespodziewane ukłucie, które spowodowało, że krzyknęłam. Nie z bólu, tylko z powodu gniewu i furii. Podparłam się na rękach i zwinnie podniosłam się, stając na równych nogach. Usłyszałam głos za sobą:
-Jak ty?
Obróciłam się szybko i zobaczyłam Jace’a, patrzącego na mnie jak na … Właściwie nie wiedziałam jak to sformułować, to był jakiegoś rodzaju strach pomieszany ze zdziwieniem i zachwytem…?
-Twoje oczy – powiedział zaraz, gdy się obróciłam. – Wampir przed chwilą ugodził cię ,,Przeklętym Kolcem” jakim cudem po prostu wstałaś, bez żadnego szwanku, jakby nigdy nic się nie stało...
-Sama nie wiem… Czuję coś jeszcze na plecach w miejscu rany – powiedziałam powoli i wykrzywiłam się gdy zapiekło. – Nie mam pojęcia czemu, ale ta rana chyba się zarosła. – chciałam mówic dalej, ale zauważyłam jakiś cień za Jacem.
-Wytłumaczysz to Hodge’owi, ale teraz chodź, bo gdyby nie ja już byś nie żyła.
-Nocni Łowcy – prychnęłam – Wszyscy tacy zadufani w sobie.
-Nie. Tylko ja – powiedział szybko Jace, a ja pokręciłam głowa i opuściłam ją w irytacji zachowaniem blondyna. –Idziemy, a i uspokój się trochę, bo twoje czerwone oczy troche mnie przerażają – zaśmiał się arogancko i rusz w moją stronę. Nagle zauważyłam ciemną postać za nim, która trzymała coś ostrego i błyszczącego w ręku.
-Uważaj – krzyknęłam i robiąc ogromny skok do niego, popchnęłam go w bok, a sama uderzyłam postać najpierw w tors, a potem w rękę, żeby wypuściła broń. Srebrne ostrze wypadło w jego dłoni, a ja nie czekając aż spadnie, w niebywale błyskawicznym odruchu złapałam je i wbiłam w postać stojącą przede mną. Istota wydała z siebie bezgłośny krzyk i zmieniła się w popiół, który opadł na ziemię. Wypuściłam szybko ostrze z ręki, jak gdybym się nim oparzyła. Zrobiłam kilka chwiejnych kroków w tył i spojrzałam na Jace’a, który zdążył podnieść się już z ziemii.
-Teraz jesteśmy na równi z  ratowaniem życia sobie nawzajem. – odparłam z uśmiechem na twarzy, który sprawiał, że przypływ adrenaliny ze mnie schodził. Odetchnęłam głęboko. Jace przyglądał mi się, w ten dziwny niezidentyfikowany sposób – Chciałeś chyba iść, żeby nic cię – specjalnie zaakcentowało – już nie próbowało zabić.
-Patrzcie, ona ma poczucie humoru – prychnął Jace i ruszył w stronę motocyklu – Chodź potworze – westchnął zabawnie, a we mnie wpłynęła nowa fala gniewu.
-Nie jestem potworem – warknęłam. Nie wiedziałam czemu tak na to zareagowałam, ale to po prostu się stało.
-Tak? – odwrócił się na pięcie do mnie i stał teraz kilka centymetrów ode mnie – To czym jesteś? – spytał poważnie i świdrował mnie wzrokiem. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie mogłam mu powiedzieć prawdy, bo … To po prostu byłoby dziwne i na pewno by nie uwierzył.
-Ja… - zaczęłam, ale  szybko zamilkłam.
-Wiesz jaka jest między nami różnica? – spytał patrząc mi w oczy – To, że ja wiem czym jestem. A ty? – nie czekając na moją odpowiedź, po prostu się odwrócił i już nie zatrzymywał dopóki nie dotarł do motocyklu. Nie chciałam tak stać na środku pustego zaułka, więc chwilę  później ruszyłam jego śladem.
-Dowiemy się czym jesteś, ale na razie trzymaj się blisko i wsiadaj – powiedział siedząc na motorze. Nie czekając na nic uśmiechnęłam się nikle i zrobiłam to co mi kazał. Nagle silnik głośno zaryczał, a my ruszyliśmy w droge do Instytutu, o którym wspomniała Isabelle.




Przerwa przerwa i po przerwie :) Witam was z nowym rozdziałem :D Poznaliście Jace'a ( w końcu ;> ) Czekam na wasze komentarze, propozycje, uwagi itp. Nadchodzą wakację, więc zapewne będe więcej pisać ;D Do zobaczenia za jakiś czas z następnym rozdziałem :p BTW zdąrzyłam 1 dzień przed moimi urodzinami :D taka ciekawostka o mnie xoxo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz