5.08.2014

Rozdział 9




****

Siedziałam w pokoju, który przydzieliła mi Isabelle. W pomieszczeniu była szafa, dwuosobowe łóżko, komoda, regał z kilkoma książkami i biurko. Gdy weszłam do środka zdziwił mnie lekko wystrój gdyż wszystko było wykonane z drewna, każdy mebel, drzwi i ramy okienne. Jednak całe pomieszczenie wyglądało na zadbane i w sumie zdawało się być jak nowe. Izzy powiedziała że ma coś jeszcze do załatwienia i wyszła, wspomniała jeszcze że ktoś przyjdzie po mnie rano, więc zasugerowała żebym wcześniej poszła spać. Ja jednak jak na złość nie mogłam zasnąć. Leżałam na pościeli w bluzce i krótkich, luźnych spodenkach, które leżały na łóżku gdy weszłam do pokoju. Miło, że ktoś zostawił te ubrania dla mnie, bo moja sukienka, którą miała na sobie wieczorem nie nadawała się już do założenia.  Nie mogąc długo zasnąć wstałam i podeszłam do okna. Po drodze chwyciłam krzesło i ustawiłam je pod nim. Siedziałam i obserwowałam ludzi chodzących tłocznie ulicą pomimo tak późnej godziny. Niektórzy spieszyli się gdzieś, a inni powoli szli śmiejąc się i rozkoszując wieczorem. Nie wiem jak długo obserwowałam tych wszystkich ludzi, lecz poczułam, że nie mogę tak dłużej siedzieć. Otworzyłam szafę i zastygłam w zdziwieniu. Wewnątrz było pełno ubrań. Męskie, damskie, krótkie, długie koszulki, spodnie, sukienki, buty, pasy na broń i kurtki. Poszperałam chwile i znalazłam długie szare obcisłe spodnie, czarny luźny t-shirt i długi sweter w tym samym kolorze co bluzka, lecz troche już wyblakłym. Poszłam szybko do łazienki i przebrałam się w wybrane ciuchy. Założyłam moje buty i cicho wyszłam z pokoju. Rozejrzałam się dookoła i uznałam, że pójde korytarzem w prawo. Szłam bezcelowo oglądając dekoracje na ścianach. W większości były to obrazy, między innymi portrety, krajobrazy i ilustracje przedstawiające anioły, ludzi ubranych na czarno jak Nocni Łowcy, wilkołaki i inne magiczne istoty.  Uśmiechnęłam się do siebie i delikatnie przejechałam opuszkami palców po teksturze. Szłam dalej, zagłębiając się w Instytut, choć mogłam również zmierzać do wyjścia. Błądziłam po korytarzach, w sumie nie zastanawiając się jak wrócić. Nagle znalazłam się przed dość sporymi szklanymi drzwiami, obramowanych białym drewnem odróżniającym się od całego wystroju Instytutu. Powoli sięgnęłam do klamki, lecz niespodziewanie ktoś złapał mnie za rękę i odciągnął.
-Co ty robisz? – warknął chłopak, który był ostatnio z nami w bibliotece Hodge’a.
-Um.. A Ty? – powiedziałam próbując zmienić temat, choć niezbyt mi się to udało.
-Zabawne. Myślisz, że możesz sobie tu tak łazić? – zanim zdążyłam odpowiedzieć, chłopak kontynuował – Otóż, nie możesz. Łaska Hodge’a pozwoliła ci tu zostać, a ty … Co ty sobie wyobrażasz? Pojawiasz się nie wiadomo skąd i masz wszystkich za przyjaciół. Nagle pojawia się mutant i miesza w życiu. Łamiesz wszelkie prawa … - przestałam go po chwili słuchać i skupiłam na nim wzrok i zaczęłam czytać jego myśli. Nie wiem czy zrobiłam to specjalnie, czy przez przypadek, ale to co usłyszałam zbiło mnie z tropu.
-W ogóle jak ty się nazywasz? – palnęłam po chwili, gdy chłopak debatował jaka to ja nie jestem.
-Alec Lightwood, brat Isabelle – powiedział patrząc na mnie, jakbym była zacofana – Izzy ci nic nie mówiła?
-Hodge wspomniał o tobie, ale nie wiedziałam o kogo chodzi.
-Cóż, pewnie myślał … - zaczął jednak powstrzymał się przed wypowiedzeniem kolejnych słów – nieważne. Mów czemu wyszłaś z pokoju? Chciałaś kogoś znaleźć? Isabelle, Hodge’a, Jace? – ostry ton wydobywał się z jego gardła, jak woda z dziury w skale, powoli, ale zostawiał ślad.
-O co ci chodzi? Zły jesteś na mnie za coś? – spytałam choć znałam odpowiedź.
-O ciebie mi chodzi – powiedział powoli, schodząc lekko z poprzedniego tonu.
-Nie. – Odparłam twardo – Chodzi ci o Jace’a i o to jak ze mną rozmawia. Jesteś zazdrosny. Tak samo jak o Izzy…
-Nie możesz jej tak nazywać – powiedział naburmuszony, jakby miał do tego przezwiska jakieś prawo.
-Mogę. Nie możesz znieść, że polubili mnie i przyprowadzili tutaj bez twojej wiedzy.
-Skąd niby wiesz że nic nie wiedziałem? – powiedział nagle. Otworzyłam usta, żeby się usprawiedliwić, lecz Alec mnie wyprzedził – Czytałaś mi w myślach?!
-Nie chcący – odpowiedziałam szeptem i spuściłam glowę. Było mi głupio, chodź sama nie wiem czemu. Nie kontrolowałam tego. Po prostu czytałam te głupie myśli, gdy na niego patrzyłam, nie wiem jak to powstrzymać. 
-Wracamy do pokoju teraz – powiedział oschle i złapał mnie za ramię i szarpnął w swoją strone.
-Przepraszam Alec… - zaczęłam cicho, ale mi przerwał.
-Nie odzywaj się. Powiedziałaś już za dużo. – odparł surowo. Nie chciałam o nic już pytać, prócz jednej rzeczy. W myślach wspomniał coś o Clary. Nie wiem kto to, ani co takiego zrobiła, ale Alec wyraźniej wspomniał o niej w umyśle, gdy mnie ochrzaniał.
-Kim jest Clary? – wyrwało mi się niekontrolowanie, to pytanie, które najwyraźniej zdziwiło chłopaka. Nie odpowiadał przez chwilę, tylko oblizał wargi. Poluźnił uścisk na moim ramieniu i nie patrząc na mnie zaczął mówić.
-To była dziewczyna taka jak ty. Uważała się za mundanee, ale to była nieprawda. Jej gatunkiem od zawsze byli Nocni Łowcy, lecz nigdy o tym nie wiedziała. Do czasu, gdy sprawy się skomplikowały, a jej matka została porwana. Dowiedziała się o naszym świecie i … - zatrzymał się na chwile – zagłębiła się w nim. Była dziewczyną Jace’a. – nie wiem, czemu, ale poczułam nieprzyjemny chłód, gdy o tym wspomniał – Zabił ją jeden z ludzi Valentine’a. Zapewne nie wiesz kto to. On jest … - zaczął ale mu przerwałam, żeby nie musiał tłumaczyć mi tego.
-Hodge o nim wspomniał, gdy rozmawialiśmy.  – przez moją twarz przemknął nikły uśmiech.
-Wolała umrzeć niż stać się sługą tego mordercy. Wtedy okazało się, że było w niej coś więcej niż tylko krew Nefilim. Sam anioł stąpił wtedy i zniszczył broń Valentine’a, którą zamieniał ludzi w swoich żołnierzy. Potem anioł zniknął bez słowa, a Morgenstern zniknął razem ze swoim synem. To było dwa lata temu. Ten człowiek wyrządził mnóstwo zła. W szczególności w stosunku do Jace’a.
-Co masz na myśli? – spytałam, lecz właśnie skręciliśmy w korytarz, gdzie stała Izzy. Od razu zwróciła się w naszą strone.
-Martwiłam się dziewczyno. Nie możesz tak znikać! – powiedziała widocznie zdenerwowana.
-Ale jestem – powiedziałam lekko i uśmiechnęłam się.
-Była przy ogrodzie. Daleko zaszła – powiedział Alec i puścił mnie.
-Zwiedzać ci się zachciało? Jest prawie druga w nocy. Mówiłam, że masz się wyspać! – powiedziała szybko, a ja chciałam odpowiedzieć, lecz identycznie jak jej brat nie dała mi dojść do słowa. – Idź do pokoju i spać. Ja pójde poszukać Jace’a, bo on też poszedł cie szukać.
-Dobrze mamo – prychnęłam, za co dostałam lekki koleżeński cios w bok. – Ej – zawołałam i złapałam się za biodro. – Za co to?
-Niegrzeczne dzieci trzeba karać.
-Kim jesteś i co zrobiłaś z moją siostrą? – powiedział zaskoczony Alec i spojrzał na siostrę. Jej wzrok mówił ,,No co?”, a ja nie mogąc już wytrzymać zaśmiałam się pod nosem.
-Obgadajcie to, a ja ide spać. Dobranoc. – powiedziałam, otworzyłam drzwi i weszłam do mojego tymczasowego pokoju.
****

Obudziło mnie głośne pukanie, a wręcz walenie do drzwi. Ledwo przytomna wstałam i poszłam otworzyć. Leniwie doczłapałam się do drzwi i chwyciłam klamkę…
Jace powitał mnie z wkurzonym i lekko zdziwionym wyrazem twarzy, po czym  obejrzał mnie od stóp do głów i uśmiechnął się głupawo. Spojrzałam w dół by sprawdzić, czemu ten idiota się tak szczerzy i od razu odzyskałam przytomność. Cofnęłam się i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Przed chwilą stałam w majtkach i krótkiej czarnej bluzce odsłaniającej połowę ciała, przed Nocnym Łowcą.
,,Fajnie. Ten dzień zaczął się naprawdę niesamowicie i po prostu nie mogę się doczekać reszty.” Zakpiłam  w myślach. Wyczuliście sarkazm?
Poszłam do szafy i wybrałam czarne skórzane rurki i granatową, luźną bluzkę odsłaniającą trochę brzuch. Przebrałam się już w pokoju, lecz i tak ,,skoczyłam” do łazienki przemyć twarz zimną wodą, rozczesać włosy i związać je w wysoką kitkę. Nie miałam nic do makijażu, więc dziś musiałam być naturalna. Zebrałam swoje rzeczy i wrzuciłam do torby. Założyłam buty, poprawiłam łóżko i wyszłam z pokoju, gdzie zaraz na progu czekał na mnie blondyn.
-Miły poranek? – spytał z nikłym łobuzerskim uśmieszkiem.
-Nie schlebiaj sobie – skomentowałam, lekko uchylając usta w niedowierzeniu jego słowom. Powstrzymywałam się od uśmiechu, lecz niestety mi się nie udało.
-Chodź, bo już czekają – powiedział i ruszył korytarzem. Nie pytałam o nic i zaczęłam się jeszcze rozbudzać, bo czułam, że moje ciało wciąż chce wrócić do łóżka.
Skręciliśmy w kilka korytarzy, aż w końcu trafiliśmy do holu, gdzie rzeczywiście czekali już Isabelle i Alec. Uśmiechnęłam się do Izzy, po czym obrzuciłam jej brata przyjaznym spojrzeniem, którego nie odwzajemnił.
-Czy to konieczne? – spytałam patrząc na nich wszystkich.
-O czym mówisz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie dziewczyna.                                                               
-Czy wszyscy musicie jechać ze mną? To chyba nie tak daleko, a ja wezmę tylko torbe z rzeczami.
-Hodge powiedział, że mamy cie pilnować. – wtrącił Jace.
-Widać, sądzi, że coś z tobą nie tak, bo puścić cie samej nie chce – zakpił cicho Alec.
-Dzięki – odpowiedziałam z ironią i spojrzałam na Izzy. – Jedźmy tylko we dwie. Przecież nic nam się nie stanie.
-W sumie, jak nałożymy runy… - zaczęłam dziewczyna, lecz Alec jej przerwał.
-Nie. Jedziemy wszyscy. Coś musi być w tym niebezpiecznego skoro Hodge kazał, żebyśmy jechali wszyscy. Może być coś nie tak z twoim mieszkaniem.
-Nie. Wszystko jest dobrze. Nikt nie wie gdzie mieszkam, po za tym nie znam nikogo oprócz was i właściciela sklepu, gdzie zawsze robie zakupy. – odparłam.
-No nie wiem czy to dobry… - zaczął Jace, lecz Izzy obrzuciła go groźnym spojrzeniem.
-Pojade z Toba. Pakowanie to babska sprawa i poradzimy sobie. Tak Vann?
-Jasne  - powiedziałam z uśmiechem i podbiegłam do dziewczyny – To jedźmy.
****

Podjechałyśmy pod mój dom i zaparkowałyśmy obok dwóch czarnych wozów, które wyglądały jakby były własnością FBI czy coś w tym stylu. Nie zawracałam Izzy głowy moim spostrzeżeniem, bo zapewne w jej świecie nie ma policji.  Mniejsza z tym. Otworzyłam drzwi do klatki schodowej i powoli zaczęłyśmy wchodzić po schodach. Ciągle wydawało mi się że słyszę głosy, które jakby były coraz głośniejsze z chwilą gdy zbliżałyśmy się do mojego mieszkania, które było na 3 piętrze. Gdy się już tam znalazłyśmy drzwi były otwarte. Zatrzymałam się niepewna tego co powinnam zrobić.
-To twoje mieszkanie? – spytała Izzy, a ja tylko pokiwałam twierdząco głową. Dziewczyna już chciała wyciągać nóż, gdy nagle usłyszałam znajomy głos.
-Nie rób. Poczekaj chwilę i wejdź za mną za 2 minuty. – powiedziałam i weszłam pewnie do środka. W moim salonie stało dwóch agentów FBI i jeden w kuchni. Na kanapie siedziała Pattie, lecz nigdzie nie widziałam Justina. Skoro jest jego mama, to on też powinien tu być, chyba…






Hej wszystkim :) Jak obiecałam tak i jest :) Nowy rozdział :) Proszę o komentarze o ile ktoś tu jeszcze wchodzi :) Nie wiem czy podoba wam się ta nowa cześć, ale no cóż :) Lubie ją pisać, wiec jeszcze troche tu będe ;) A btw chce zacząć nowe opowiadanie. Bez magii, walk, nienawiści... Typowe fanfiction, które może będzie inne niż te wszystkie :) Dajcie znać, czy chcielibyście bym coś nowego zaczeła pisać :) 

2 komentarze:

  1. Swietne nie moge doczekac sie nastepnego rozdzialu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super , już nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;) Twoj blog jest niesamowitym i orginalny, oby tak dalej ;)
    ~ Angel

    OdpowiedzUsuń