-Vannesso! – krzyknęła nauczycielka.
-Słucham-
poderwałam się zdezorientowana.
-Powtórz moje pytanie – kazała z surową miną.
Rozejrzałam się po klasie, po czym spuściłam wzrok wciąż milcząc. Chwila minęła
zanim pani od fizyki kazała mi się przesiąść do przodu. Siedziałam teraz w
pierwszej ławce pod ścianą. Nadal nie uważałam zbytnio, lecz próbowałam
zachowywać pozory osoby bardzo skupionej. Nie mogłam się skupić. Bolała mnie
rana … Nie ta od ptaka, blizna po ostatnim spotkaniu z ojcem. Wspomnienia
sprawiły mi ból psychiczny, gorszy od fizycznego. Tutaj nie było leku
przeciwbólowego. Nawet nie wiem kiedy po policzku spłynęła mi łza. Szybko wytarłam
ją i przejechałam palcami pod oczami, by sprawdzić czy makijaż nie rozmazał
się.
Wybawieniem i zarazem zabraniem z wspomnień
był dzwonek na przerwę. Wyszłam z klasy szybko, jak większość uczniów. Prawie
biegiem skierowałam się do szafki. Przejrzałam się w lusterku, po czym
schowałam je z powrotem do szafki.
-Hej piękna – usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się i z lekkim uśmiechem przywitałam się z Justinem. Chłopak chwile
na mnie patrzył jak przepakowywałam książki, po czym spytał:
-Co jest?
-Nic – odpowiedziałam, bezinteresownie i
szybko, by nie dać nic po sobie poznać. Justin uśmiechnął się i ponownie
spytał:
-A wiesz co jest jutro? – na jego twarzy
pojawił się jeszcze większy uśmiech. Ja
zmarszczyłam brwi i odpowiedziałam pytaniem:
-Kartkówka z angielskiego?!
-Co? Nie. Jutro jest impreza u mnie.
Zapomniałaś? Cała szkoła o tym mówi – powiedział już mniej wesoło.
-Nie zauważyłam – powiedziałam oschle, po
czym zamknęłam szafke i oparłam się o jej drzwiczki patrząc na Justina. Brunet
nie wiedząc co powiedzieć, podrapał się w kark. Westchnęłam i rozejrzałam się
po korytarzu szukając ratunku. Nagle podszedł do nas Jake i Glien. Uśmiechnęłam
się blado i obróciłam w ich strone.
-Justin nie uwierzysz kto przyjdzie na imprezę!
-Dawaj – powiedział śmiejąc się.
-Grace – wtrącił Glien nie mogąc już znieść
ciszy wywołanej przez Jake’a. Justin otworzył szeroko oczy, a ja stałam tam jak
jakaś idiotka.
-Starzy jej pozwolą? Przecież…
-Skończył się jej szlaban. Zaprosiłem ją i
powiedziała że chętnie.
-A nie ty Glien miałeś ją zaprosić? – spytał
Justin, a blondyn uśmiechnął się łobuzersko.
-Ja mam kogoś innego na oku – powiedział i
objął mnie ramieniem. Podniosłam lekko brwi i uśmiechnęłam się delikatnie.
Justin szybko zrzucił jego rękę, z mojego ramienia i powiedział pod
denerwowany:
-Sorry stary, ale ta laska jest już zajęta.
-Ta, chyba nie przez ciebie – powiedział
drwiąco, a brunet wyprostował się triumfująco – Przecież ty idziesz z Victorią
– moje usta lekko się uchyliły ze zdziwienia. No cóż to znaczy że Bieberek
idzie na dwa fronty. Nie ze mną takie zabawy.
-Niby od kiedy? – zadrwił brązowooki .
-Rozgłasza to po całej szkole.
-Kłamliwa suka – szepnął Justin i po cichym
,,przepraszam” poszedł korytarzem szukać French.
-Więc? Tak czy nie? – powiedział Glien
ponownie obejmując mnie ramieniem.
-Ale co? – powiedziałam zdezorientowana.
-Pójdziesz na ta imprezę ze mną?
-Hm… Wiesz Justin mnie już wcześniej
zaprosił…
-Ale jako parę na imprezę, cz tak po prostu?
– powiedział podnosząc zabawnie brwiami. Uśmiechnęłam się zadziornie i
zbliżyłam do chłopak.
-28 Harbor Point Drive. Bądź po mnie o
19 – przygryzłam warge i odeszłam w strone klasy.
****
Reszta dnia
minęła mi prawie identycznie jak pierwsza lekcja. Przez moją nie uwage dostałam
uwage, ale nie przejęłam się nią zbytnio. Porozmawiałam troche z Channel, bo
Ari była chora. Poprosiłam ją, by również przyszła na impreze Justina.
Dziewczyna nie była przekonana, jednak po długiej rozmowie dała się namówić.
Miałam więc jedną normalną osobę do rozmowy.
Justin nie odezwał się do mnie do końca
lekcji. Ciągle coś pisał na telefonie i patrzył na Victorie. Mając wszystkiego
dość nie zwracałam na to uwagi. Po lekcjach od razu pojechałam autobusem do
domu. Gdy znalazłam się wewnątrz willi, pobiegłam do salonu i zaczęłam krzyczeć
w poduszke. Po chwili gdy już się uspokoiłam spojrzałam na mój nadgarstek. Łzy
poleciały mi same. Tym razem ich nie wytarłam i pozwoliłam im rozmazać mój
makijaż.
-Dość –
krzyknęłam i poszłam do łazienki. Zmyłam cały makijaż i spojrzałam w lustro.
Przejechałam dłońmi po policzkach.
,,Co się
dzieje” pomyślałam. Zdjęłam ciuchy i w samej bieliźnie rzuciłam się na łóżko.
Nie wiem kiedy, ale zasnęłam przytulając kołdrę.
,,-Tato!
Tato! Czekaj na mnie – powiedziałam uśmiechnięta. Rozejrzałam się i dobiegłam
do ojca spacerującego wzdłuż jeziora z błękitną taflą wody. Złapałam go za ręke
i razem szliśmy dalej. Uśmiechałam się lecz nic nie mówiłam. Mój tata był
ubrany jakoś dziwnie. Miał na sobie pomarańczowy kombinezon, a na nim wyszyty
jakiś numer. Nagle usłyszałam brzęk łańcuchów. Spojrzałam w dół i ujrzałam
kawałki metalu łączące moją ręke i taty. Zdziwiłam się troche, lecz szłam
dalej. Stanęliśmy przy jakiejś ławce, a z daleka nadchodził Justin. Tata
spojrzał na mnie surowo, a ja popatrzyłam na bruneta przerażona. Mark (mój
ojciec) pchnął mocno nadbiegającego chłopaka, a ten zniknął. Tata skierował się
teraz w moją strone.
-Dziwka.
Biegł do ciebie! – krzyczał. Ja nie mogłam otworzyć ust, jakby ktoś mi je
zamknął. Nagle poczułam silny uścisk na jednej ręce, po czym druga została
brutalnie pociągnięta. Łańcuch na nadgarstku rozciął mi skóre. Wciąż nie
mogłam otworzyć ust. Nieme krzyki i płacz. Tylko tyle mogłam teraz zrobić.
Rozglądałam się bezradnie. Wszystko znikało lub nabierała ciemnych wręcz czarnych
barw. Zostawałam tylko ja i on… Mój ojciec z mordem w oczach… To, że byłam jego
córką nie miało teraz najmniejszego znaczenia. Poczułam kolejne mocne
szarpnięcie, a kawałki łańcucha znalazły się pod moimi stopami, poruszając się
w każdą możliwą stronę. Wydawały przy tym niemiły głośny i przerażający dźwięk,
który uwolnił moje usta. Zaczęłam krzyczeć. Ojciec zakrył mi usta reką, po czym
drugą złapał mnie za szyje i podniósł do góry. Zdawało mi się, że jest teraz
olbrzymem albo ja jestem taka mała. Płakałam, krzyczałam, aż nagle Mark rzucił
mną…”
Krzyczałam,
cała spocona i przerażona. Z nierównym oddechem, sięgnęłam telefon. Sprawdziłam
godzinę po czym zadzwoniłam do mamy.
-Błagam Cię
wracaj już – powiedziałam głośno, gdy tylko usłyszałam jej głos.
-Wchodzę już
do domu – po tych słowach rozłączyłam się i zawinięta w kołdrę pobiegłam na
dół. Rzeczywiście moja mama właśnie przekraczała próg domu. Rzuciłam się jej na
szyję i mocno przytuliłam.
-Spokojnie,
nie było mnie tylko kilka godzin. Dlaczego słyszałam krzyki? – spytała, gdy
dałam jej odetchnąć – i dlaczego jesteś w samej bieliźnie? – spytała
podniesionym głosem – Vannneso, czy jakiś chłopak jest teraz na górze? –
powiedziała surowo, po czym już chciała iść na góre, gdy zatrzymałam ją.
-Miałam zły
sen. Obudziłam się krzycząc, a jestem w samej bieliźnie, bo nie chciało mi się
szukać piżamy, gdy po szkole przyszłam do domu.
-Czyżby? –
powiedziała, kierując podejrzany wzrok na mnie.
-Tak. Jeśli
chcesz idź sprawdzić mój pokój i inne. Nikogo nie znajdziesz.
-Dobrze. A
więc o czym był ten sen?
Opowiedziałam
mamie wszystko, przy gorącej czekoladzie. Elizabeth uspokoiła mnie.
Poinformowała mnie również, że jutro wyjeżdża i wróci dopiero w sobote
wieczorem. Udałam troche smutną, lecz nie przesadzałam i kazałam jej jechać.
Oznaczało to, że mogłam na imprezie się upić i nie mieć żadnych konsekwencji.
****
Obudził mnie pierwszy promyk słońca. Wstałam
szybko i podeszłam do okna. Wschód słońca to zdecydowanie jedno z
najpiękniejszych zjawisk. Uśmiechnęłam się i przymknęłam oczy tonąc w
promieniach. Po chwili przygryzłam warge i podniosłam powieki. Westchnęłam
cicho, po czym skierowałam się do garderoby. Wzięłam koszulke ,,Jack’a
Daniels’a” i krótkie cieniowane czarne szorty i weszłam do łazienki. Krótki
prysznic, prostowanie i suszenie włosów, makijaż i mogłam wychodzić. Chciałam
się jeszcze spryskać perfumami, lecz te wypadły mi z ręki. Dobrze, że była
końcówka i nie straciłam płynu zbyt dużo, jednak kawałek flakonika rozciął mi
palec.
-Ja to mam szczęście – mruknęłam z lekkim
uśmiechem i szybko założyłam plaster. Gdy już to zrobiłam pozbierałam resztki
szła i wrzuciłam je do śmietnika. Ostatni raz spojrzałam w lustro po czym
zabrałam torbe z pod łóżka i wyszłam z pokoju.
Weszłam do kuchni i zobaczyłam karteczkę na
opakowaniu musli.
,,Miłego dnia kochanie. Zjedź musli jako
śniadanie. Pod opakowaniem masz 20$ na drugie śniadanie. Obiad masz w lodówce
wystarczy odgrzać. Miłej szkoły. Kocham Mama”
Uśmiechnęłam się czytając to. Zabrałam musli
i kase spod nich. Pieniądze schowałam do portfela, a śniadanie wzięłam w ręke.
Z przyzwyczajenia wyjęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na zegarek. Cholera. Za 20 minut zaczynają się lekcje. Pobiegłam w kierunku drzwi. Po drodze chwyciłam klucze leżące na komodzie. Zamknęłam drzwi i pobiegłam w kierunku przystanku. Gdy już dobiegałam autobus odjechał, zostawiając mnie samą.
-No nie wierze - złapałam się za głowe i przykucnęłam.
-No nie wierze - złapałam się za głowe i przykucnęłam. Po chwili wstałam i sprawdziłam rozkład.
Zabluźniłam tym razem w myślach. Następny autobus był o 8:09, czyli już w
trakcie lekcji. Nie mam szans na bycie punktualnie. Zaczęłam powoli iść wzdłuż
drogi. Nagle podjechał jakiś samóch. Wyglądał bardzo znajomo. Po chwili szyba
uchyliła się, a moim oczom ukazał się brunet, w niezapiętej koszuli, biżuterią
na szyi i złotymi okularami na nosie. Któż inny mógłby to być jak nie Justin.
-Podwieźć panią gdzieś?
-Tylko nie ,,panią” , nie postarzaj mnie tak
–zaśmiałam się z wyrzutem.
-Dobrze już. Panienko wsiadaj, bo się znowu
spóźnimy.
-No dobra- uśmiechnęłam się i otworzyłam drzwi
auta-Jedziemy czy będziesz się tylko gapił? Co prawda mam mało na sobie, ale
bez przesady – westchnęłam i z uśmiechnięta, zapięłam pas. Justin momentalnie ruszył.
Rozpędzał się, koncentrując na jeździe.
-A tak w ogóle to czemu ty nie masz prawka? –
spytał tak nagle.
-Bo nie. Samochody mnie nie kręcą. Znaczy nie
tak bardzo. Lubie w nich to, że niektóre są szybkie, ale po za tym to nie widze
w nich czegoś wyjątkowego.
-To jakie panna – zaakcentował- Vanessa
pojazdy lubi?
-Motory – powiedziałam bezinteresownie
patrząc przez okno.
-Serio? Dziewczyna lubiąca motory?
Niemożliwe. Dziewczyny nie lubią szybkości ani niebezpieczeństwa… - nie dałam
mu skończyć.
-Widać zbyt dużo o nas nie wiesz – spojrzałam
na niego triumfalnie.
-To mi coś opowiedz – uśmiechnął się
łobuzersko.
-Z przyjemnością, lecz innym razem. A teraz
jedź szybciej, bo nie zdążymy.
-Jestem na granicy dozwolonej prędkości, jak przyspieszę
i mnie złapią to mam mandat. A kolejny świstek oznacza odwołanie imprezy.
-Nie gadaj tylko jedź – powiedziałam stanowczo,
po czym uśmiechnęłam się zachęcająco. Po chwili Justin przyspieszył. Czułam się
tak dobrze. Ta prędkość działała na mnie pobudzająco tak samo jak na bruneta.
Widząc go cieszącego się taką jazdą, na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Kurwa – powiedział, gdy usłyszeliśmy dźwięk
syreny policyjnej. Westchnęłam wkurzona, ale i zmartwiona. Gdy zjechaliśmy na
poboczne, z radiowozu przed nami wysiadł młody, wysportowany i dość przystojny
policjant. Justin już chciał otworzyć szybe, lecz szybko złapałam go za ręke i
szepnęłam:
-Ja się tym zajmę – po czym uśmiechnęłam się i
wyszłam z auta. Wolnym krokiem podeszłam do mężczyzny. Popatrzyłam na niego po
czym opuściłam wzrok ze skruchą.
-Słucham, czyli ty masz tłumaczyć tą szybką
jazdę? – powiedział policjant, na co ja podniosłam głowe.
-Tak. To moja wina. Bałam się, że spóźnimy
się do szkoły, a to mój czwarty dzień dopiero. Ja naprawdę przepraszam, ale
naciskałam go bo się bałam, że nie zdążymy. Drugiego dnia już się spóźniłam i o
mało co mnie nie wyrzucili. Tak się bałam, że kazałam koledze jechać szybciej.
To całkowicie moja wina, sierżancie – spojrzałam na jego plakietkę- Johnson.
-Hm… - zamyślił się policjant, a ja nerwowo,
lecz seksownie przygryzłam warge. Chyba mi się udało, bo mężczyzna zwrócił na
mnie uwagę i przejechał po mnie wzrokiem od góry do dołu. Zbliżyłam się do
niego, odgarniając pojedynczy kosmyk włosów za ucho.
-Może pan mnie przymknąć, ale dopiero po
szkole- szepnęłam do niego i złączyłam ręce jakby miał mnie zaraz skuć.
Mężczyzna się uśmiechnął, a ja przełożyłam jedną dłoń na jego mundur,
przejeżdżając palcami, po materiale – To jak? Puści nas pan? Obiecuje poprawę –
ponownie przygryzłam warge, a on jakby cicho jęknął. Dziwne. Nie wiedziałam, że
potrafię tak ,,zniewolić faceta”. Uśmiechnęłam się w myślach i spojrzałam w
oczy policjanta –Proszę – zbliżyłam się maksymalnie do niego, a on się
uśmiechnął i powiedział:
-Dobrze, ale żeby mi to było ostatni raz – w ogóle
niedyskretnie spojrzał mi w biust, a ja chcąc już odejść i uniknąć dalszego
rozwinięcia sytuacji na którą ewidentnie policjant miał ochotę, uśmiechnęłam
się i odpowiedziałam:
-Dziękuje – po czym, obróciłam się na piętach
i wróciłam do auta. Otworzyłam drzwi i zapinając pas rzuciłam – Jedź.
-Jesteś niesamowita.
-Ma się ten talent aktorski – zaśmiałam się i
spojrzałam na chłopaka.
-Mnie tez mogłabyś tak zwodzić i to godzinami.
– zaśmiał się – Ten policjant o mało co się na ciebie nie rzucił. Jak jeszcze
raz policja mnie złapie na przekraczaniu prędkości, dzwonie do ciebie, shawty-
powiedział z uśmiechem, a ja zaśmiałam się tylko i oparłam się wygodnie.
Po 10 minutach byliśmy już w szkole i cudem
zdążyliśmy przed zamknięciem drzwi.
_______________________________________________________________________________
No i mamy 6 :) przepraszam za ten jeden dzień spóźnienia. Mam nadzieje, że się podoba. Piszcie komentarze i Bieberowego dnia :*
Ta akcja z policjantem była boska :))) czekam na nn
OdpowiedzUsuńZajebistyy *.* Dlaczego nie zostalam poinformowana ze jest nn? :c tak dlugo czekalam ze az sama sprawdzilam czy jest nn i co?! jest! . no ale to dobrze xd Ale ona sb poradzila xD Blagam dodaj szybko nn ; ** Jestem ciekawa co sie wydarzy na imprezie :3
OdpowiedzUsuńDziewczyno jesteś boska ! Dawaj mi tu szybko nn ! : ** Czekam
OdpowiedzUsuńNaprawdę super rozdział i wgl :D czekam na NN
OdpowiedzUsuńhttp://thelovestoryforyou.blogspot.com/