Wsiadłam do
auta, a Justin od razu odjechał z piskiem opon. Byłam uśmiechnięta pomimo że w
środku panicznie bałam się co brunet chce mi powiedzieć. Jednak chyba
przerażała mnie inna myśl... Bałam się powtórki z imprezy. Teraz nie będę
uległa i nie dam się mu omotać, pomimo że na prawdę mnie do niego ciągnie,
postaram sie być twarda i stanowcza.
Ciągle tak myślałam i nawet nie zauważyłam że byliśmy już pod moim domem. Nie wiem ile tak siedzieliśmy, ale czekanie było przyjemne. Justin zbliżył sie do mnie i zaczął składać pocałunki na moim dekolcie i szyi. Gdy w końcu złączył nasze usta uśmiechnęłam sie i powiedziałam:
-Chodź - po czym wyszłam z auta i weszłam do domu. Szatyn podążał tuż za mną. Zatrzymaliśmy sie dopiero w kuchni.
-Chcesz coś do picia ?!
-Um... Nie dzięki.
-Pozwolisz że ja sobie naleje - zaśmiałam się. Nalałam sobie wody i poszliśmy do salonu. Gdy usiedliśmy wygodnie, Justin oblizał usta i zaczął:
-Vann, nie wiem jak ci to powiedzieć...
-Normalnie- przerwałam mu.
-Martwię się o ciebie. Boje sie, że coś ci się stanie, a wiem że będzie to moja wina. Nie chcę żebyś cierpiała, zwłaszcza przeze mnie. Myślę o tym i chyba lepiej żebyśmy...
-Chyba nie chcesz tego skończyć ?! - krzyknęłam wstając z miejsca - Jesteśmy ze sobą nawet nie dzień, a ty już chcesz zerwać ? I to jeszcze przez tą idiotkę Grace ?! - opadłam bezwładnie na sofę, a po moim policzku spłynęła łza. Nagle zobaczyłam lekko uśmiechniętego Justina siadającego obok mnie.
-Fajnie że sie z tego śmiejesz -powiedziałam z sarkazmem.
-Nie śmieje, ale zabawnie wyglądasz jak sie złościsz - gdy chciałam mu przerwał, przyłożył mi palec do ust, dając znak, że on teraz mówi i chce żebym mu nie przerywała- Po drugie nie mam zamiary z tobą zrywać. Za bardzo cie kocham.
-Ja też cie kocham - wtrąciłam, a szatyn zbliżył sie do mnie i objął ramieniem.
-Nie chce żeby coś ci sie stało. Wiem, że słyszałaś mona rozmowę z Grace. Nawet nie próbuj zaprzeczać - spuściłam głowę ze skruchą.
Ciągle tak myślałam i nawet nie zauważyłam że byliśmy już pod moim domem. Nie wiem ile tak siedzieliśmy, ale czekanie było przyjemne. Justin zbliżył sie do mnie i zaczął składać pocałunki na moim dekolcie i szyi. Gdy w końcu złączył nasze usta uśmiechnęłam sie i powiedziałam:
-Chodź - po czym wyszłam z auta i weszłam do domu. Szatyn podążał tuż za mną. Zatrzymaliśmy sie dopiero w kuchni.
-Chcesz coś do picia ?!
-Um... Nie dzięki.
-Pozwolisz że ja sobie naleje - zaśmiałam się. Nalałam sobie wody i poszliśmy do salonu. Gdy usiedliśmy wygodnie, Justin oblizał usta i zaczął:
-Vann, nie wiem jak ci to powiedzieć...
-Normalnie- przerwałam mu.
-Martwię się o ciebie. Boje sie, że coś ci się stanie, a wiem że będzie to moja wina. Nie chcę żebyś cierpiała, zwłaszcza przeze mnie. Myślę o tym i chyba lepiej żebyśmy...
-Chyba nie chcesz tego skończyć ?! - krzyknęłam wstając z miejsca - Jesteśmy ze sobą nawet nie dzień, a ty już chcesz zerwać ? I to jeszcze przez tą idiotkę Grace ?! - opadłam bezwładnie na sofę, a po moim policzku spłynęła łza. Nagle zobaczyłam lekko uśmiechniętego Justina siadającego obok mnie.
-Fajnie że sie z tego śmiejesz -powiedziałam z sarkazmem.
-Nie śmieje, ale zabawnie wyglądasz jak sie złościsz - gdy chciałam mu przerwał, przyłożył mi palec do ust, dając znak, że on teraz mówi i chce żebym mu nie przerywała- Po drugie nie mam zamiary z tobą zrywać. Za bardzo cie kocham.
-Ja też cie kocham - wtrąciłam, a szatyn zbliżył sie do mnie i objął ramieniem.
-Nie chce żeby coś ci sie stało. Wiem, że słyszałaś mona rozmowę z Grace. Nawet nie próbuj zaprzeczać - spuściłam głowę ze skruchą.
-Słyszałam –szepnęłam
i mocniej wtuliłam się w Justin’a – nie chciałam tego robić, ale byłam tak
jakby ciekawa i zazdrosna –dodałam ciszej.
-O kogo? O Grace? Nie
żartuj sobie. Ona jest tylko koleżanką.
-Przy waszej rozmowie
mówiłeś, że przyjaciółką ? – odsunęłam się od niego i spojrzałam z wyrzutem.
Chłopak podrapał się po karku, zastanowił chwile i odpowiedział:
-Wtedy jeszcze nią
była. Nie wolno jej decydować o moim życiu i nie może zabraniać się widywać z
innymi ludźmi, którzy jak ona to powiedziała ,,nie są z jej sfer”.
-Poprawka kochanie.
,, Nie jest z waszych sfer” – uśmiechnęłam się złośliwie.
-Zapamiętałaś każde
słowo?
-Nie. Tylko te które
były istotne.
-Dobrze –uśmiechnął
się – A więc, chyba przejdźmy do sedna.
-Marze o tym –
zaśmiałam się, lecz po chwili znów spoważniałam.
-Musimy zostać
przyjaciółmi… – powiedział Justin, a jak to miałam w zwyczaju, przerwałam mu i
nie dałam do kończyć. W duchu potem tego żałowałam.
-Jak to przyjaciółmi?
Justin odsyłasz mnie do friendzone’a ? To jest jak zerwanie.
-Daj mi skończyć i
mówić dalej – powiedział zdenerwowany.
-Nie. Ty mnie
posłuchaj. Przed chwilą powiedziałeś, że nie zerwiemy, a teraz mówisz
,,zostańmy przyjaciółmi” ? Ty sobie ze mnie żartujesz, tak ? Bo chyba zdaje mi
się, że twoje wypowiedzi są sprzeczne ze sobą… - chciałam kontynuować, lecz Justin
zaczął się na mnie kłaść i łaskotać. Zaczęłam się głośno śmiać i wyrywać. W
końcu przestał i chwycił moje nadgarstki, po czym usiadł na mnie okrakiem.
-Daj mi skończyć –
powiedział z wielkim uśmiechem.
-Bo co? – prychnęłam.
Chłopak momentalnie znów zaczął mnie łaskotać. W pokoju po raz kolejny
rozbrzmiał mój głośny śmiech –Dobra już dobra. Mów i nie będę ci przerywać.
-No w końcu – zaśmiał
się chłopak i pocałował mnie w usta. Gdy chciał się odsunąć, przygryzłam jego
dolną warge zatrzymując go tym samym przy sobie. Jego jedna dłoń z mojego
nadgarstka, powędrowałam na biodro, a drugą splótł nasze palce.
Gdy po dłuższej
chwili w końcu się od siebie odsunęliśmy, szatyn się zaśmiał i potarł swoim
nosem o mój.
-Nie mógłbym żyć bez
tego kochanie. A wracając do tematu. Myślę, że w szkole będziemy przyjaciółmi…
- już otworzyłam usta, żeby zaprzeczyć, ale powstrzymałam się. Justin tylko się
uśmiechnął i kontynuował – a po szkole, będziemy najwspanialszą, najsłodszą,
najromantyczniejszą, najnamiętniejszą parą jaką kiedykolwiek, ktokolwiek
widział – zaśmiałam się na jego słowa i cmoknęłam go w policzek.
-Taka opcja bardzo mi
się podoba, ale powiedz mi jedno. Ty naprawde tak się martwisz, że coś mi się
stanie przez Grace i Victorię?
-Tak. Znam je 2 lata
i wiem do czego są zdolne.
-Nie dałabym się –
zaśmiałam się –Ale cieszę się, że tak się o mnie martwisz.
Szatyn nic nie
opowiedział tylko pocałował mnie w czoło. Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie.
Justin bawił się moimi długimi włosami, a ja przeglądałam stare zdjęcia na
Iphonie. Nagle zobaczyłam zdjęcie mojej przyjaciółki i chłopaka, który kiedyś
był kimś dla mnie bliskim. Brązowooki przerwał swoje dotychczasowe zajęcie i
wskazując na ekran spytał:
-Kto to?
-Taki jeden dupek.
Chociaż… Może nie dupek, ale osoba która bardzo zbłądziła i nie jest już sobą…
-zamyśliłam się na chwile i wspominałam sobie w myślach przemianę Lucasa…
-Ciekawe co jest z tym debilem… Nie widziałam go od tygodnia
i martwie się – powiedziała moja przyjaciółka Molly, udając, że się przejmuje.
-Nie nazywaj go tak. Jest naszym przyjacielem, a nie debilem
– zaśmiałam się i walnęłam ją lekko w ramie.
-Dobrze już dobrze. To gdzie jest ten wariat?!
-Mol – powiedziałam z wyrzutem, po czym rozejrzałam się
dookoła szukając Lucasa. Chwile tak patrzyłam, aż w końcu znalazłam go. Wydawał
się być inny … Coś było w nim nie tak i musiałam się dowiedzieć co.
Szturchnęłam łokciem Molly i ruszyłyśmy w kierunku chłopaka. Lucas był
przystojnym szatynem z zielonymi oczami. Wzrostem się nie wyróżniał, a
zwłaszcza sylwetą. Był dobrze zbudowany i średnio wysoki, taki w sam raz do
objęcia.
-Hej Lucas. Gdzieś ty był cały weekend? – zagadałam
uśmiechnięta, lecz nagle mina mi zrzedła, gdy chłopak spojrzał na nas z
obrzydzeniem.
-A wy jesteście…?
-Vannessa i Molly twoje najlepsze i jedyne przyjaciółki
idioto – powiedziała zdenerwowana dziewczyna, a na jej twarzy pojawił się
zdziwiony uśmieszek.
-Wytłumaczę coś wam, zanim się rozgadacie – powiedział
oschle, a moje oczy szeroko się otworzyły – Tamtego, słabego Lucasa już nigdy
nie zobaczycie, bo jego no cóż… Już nie ma. Zmieniłem się jak już same
zauważyłyście…
-Ta… No właśnie skąd masz ten dziwny czarny płaszcz? Jest
okropny, przebierasz się za wampira czy co? – przerwała Molly, drwiąc ze stroju
chłopaka.
-Nie odzywaj się tak do mnie suko –warknął Lucas, a ja jedną
ręką przytrzymałam Moll, a drugą popchnęłam chłopaka i powiedziałam:
-Jak możesz się tak do niej odzywać? Jesteśmy przyjaciółmi.
-Poprawka maleńka. Byliśmy – podkreślił ostatnie słowo, po
czym zaśmiał się i odszedł. Tak po prostu zostawił nas, bez wyjaśnień. Co on
sobie wyobraża?!
Pytanie: „Co się dzieje z Lucasem?” towarzyszyło mi do końca
dnia. Chciałam się tego dowiedzieć od niego samego, lecz nie dałam rady, bo ten
idiota olewał mnie, albo próbował zgrywać macho, czego nienawidze…
-Vannessa? Spytałem
się: co porobimy? Żyjesz jeszcze? – z wspomnień wyrwał mnie Justin.
Uśmiechnęłam się i wtuliłam w chłopaka.
-A co byś chciał
porobić? –wiedziałam, że na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmieszek. Aby
się upewnić, spojrzałam delikatnie w górę. Tak miałam racje, jego białe zęby
lśniły, a w oczach była tak cudowna iskierka.
-No wiesz –
powiedział niskim i bardzo seksownym głosem –Możemy poleżeć tu i się
poprzytulać, albo – zawsze jest druga opcja – iść na górę, do ciebie i poleżeć
na twoim bardziej wygodnym łóżku – zaśmiał się, całując mnie w kark. Zaśmiałam
się cicho i wstałam. Chłopak popatrzyła na mnie zdziwiony i spytał:
-Czy ty na prawdę się
na TO zgadzasz?
-Idę po wodę, bo całą
wypiłam. Zaraz wrócę – zaśmiałam się, a Justin popatrzył na mnie z oburzeniem.
Tak wiedziałam, że chce ,,bawić się” tak jak w nocy po imprezie, ale teraz
byłam całkowicie trzeźwa i wiedziałam czego chce i czego nie chce. Seks był
jedną z ostatnich rzeczy jakie teraz chciałam robić.
Uśmiechnięta weszłam
do kuchni i nalałam sobie wody do szklanki. Nagle poczułam czyjeś dłonie na
mojej tali, a po chwili moja szyja była obsypana mokrymi, bardzo przyjemnymi
pocałunkami. Odchyliłam głowę dając Justinowi więcej miejsca. Nagle przestał
mnie całować i zbliżył się do mojego ucha i szepnął:
-Jeśli nie chcesz, to
ja też nie, ale wiedz, że mam ochotę cię teraz wziąć tu na tym blacie –
przygryzł płatek mojego ucha, a ja po chwili dopiero zrozumiałam co powiedział.
Odsunęłam się i oburzona obróciłam stanąwszy naprzeciwko szatyna.
-Jesteś okropny –
powiedziałam z zabawnym grymasem na twarzy. Chłopak tylko się zaśmiał i
odpowiedział:
-To we mnie kochasz.
-Nie jesteśmy tak
długo, żebym mogła ocenić.
-Ale będziemy, więc
ocenisz kochanie – pocałował mnie w nos, a ja uśmiechnęłam się zadziornie, a
moje policzki lekko się zaróżowiły.
_____________________________________________________________________________
PRZEPRASZAM WAS BARDZO ! Naprawde mi przykro, że tak długo nie dodawałam rozdziału, ale miałam teraz najgorszy tydzień w całym roku szkolnym ;/ Więc OBIECUJE, że kolejny rozdział dodam 26 CZERWCA w środe, w ramach przeprosin :) Mam nadzieję, że mi wybaczycie, a pod tym rozdziałem będzie więcej KOMENTARZY niż pod ostatnim :*
Kocham :)
OdpowiedzUsuńHaha bardzo fajne takie z poczuciem chumoru, jestem ciekawa czy cos z Lukasem sie dalej rozwinie czy po prostu dalas go bo tak :D czekam na nastepny :* / @Algi_Morskie
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że masz jeszcze mnóstwo inspiracji , pomysłów i wizji na nowe rozdziały i opowiadania. Życzę powodzenia i wytrwałości w dalszym tworzeniu. Jestem twoją wierną fanką, jednym słowem KOCHAM!
OdpowiedzUsuńZajebistyy *.* Sweet ^^ Jest zajebiscie jak jest tak duzo takich sweet scenek . Wiecej! :d Czekaam ; ******
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego bloga jesteś the best :)))))))))
OdpowiedzUsuńKiedy nexxxt ??? :)
OdpowiedzUsuń