21.07.2013

Rozdział 15



-Spokojnie - powiedział cicho i pogładził kciukiem moją dłoń. Uśmiechnęłam sie nieśmiało, po czym wyszliśmy z auta. Do budynku, który chyba był warsztatem, mieliśmy dziesięć metrów. Szliśmy wolno bo co chwila jakiś czarny witał sie z Jussem. Gdy już mieliśmy wchodzić do środka, na przeciw nas wyszedł jakiś facet około 25.
-Joł JB - prawie krzyknął i przywitał się z szatynem, po czym spojrzał na mnie.
-Witam piękności - ujął szybko moją dłoń i pocałował. Uśmiechnęłam sie, a Justin zrobił sie bardzo zazdrosny, bo chwycił koszulkę faceta i powiedział:
-Zostaw ją Tibo. Ona jest moja.
-Twoja?! Jestem rzeczą? - cicho warknęłam i spojrzałam na niego z wyrzutem.
-Nie. Jesteś tylko moja, ale moja piękna dziewczyna - mruknął że tylko ja usłyszałam. Złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Chłopak przeniósł ręce na moje biodra, lecz jego jedna dłoń wciąż schodziła na mój pośladek. Bardzo chcieliśmy to kontynuować lecz Tibo nam przerwał:
- Przestańcie. Dobijacie mnie. Ja nie mam takiej pięknej do całowania, więc nie znęcajcie sie nade mną, robiąc Bóg wie co - wyrzucił ręce w powietrze, po czym dodał- Choć po ten motor.
-Spoko - powiedział Justin, po czym dał mi buziaka i weszliśmy wglab warsztatu. Tibo włączył jakieś światło które idealnie zaświeciło sie nad motorem tworząc na około niego magie.
-Piękny - szepnęłam do siebie i podeszłam z szatynem bliżej. Przejechał dłonią po maszynie i spojrzał na Tibo.
-Ile?
-Dwa.
-Spoko - powiedział Juss i wyjął czarny skórzany portfel. Wyliczył dwa tysiące
i podał je Tibo. Moje oczy szeroko się otworzyły. Pomimo że moja mama zarabia nie małą kasę to dwa tysiące od tak sobie było dość dziwne. Sporo forsy wydalam na ciuchy przed wyjazdem do Miami, ale wtedy mama płaciła i pozwoliła mi na to wszystko. Teraz jak patrzyłam na te dwa tysiące dane po prostu od tak robiło mi się dziwnie. Nie wiem jak to określić, ale moim zdaniem to bylo za dużo jak na takie wyciągniecie z portfela.
Tibo przeliczył kase i powiedział:
-Wszystko spoko. Auto będzie gotowe na za 4 dni, więc możesz po nie od razu przyjechać - nagle zwrócił się do mnie i dodał - Miło by było gdybyś przyjechała z nim ... Przypomnij mi swoje imię kochanie.
-Vannessa - powiedziałam uśmiechając się.
-No właśnie. Miło gdybyś przyjechała z nim Vannesso.
Wbrew pozorom Tibo to na prawdę miły facet. Jest zabawny i bardzo miły. Do tego nonszalancki i czarujący. Tibo miał krótkie czarne włosy i ciemną skórę. Na rękach miał tatuaże, a na szyki napis ,, Freedom" co znaczyło ,,Wolność". Bardzo podobała mi sie ta dziara. Jednak zrezygnowałam komplementowanie jej ze względu na Justin, bo byłby znowu zazdrosny.
-Z przyjemnością tylko nie wiem czy chłopak stojący obok - pokazałam na szatyna - zgodzi sie i mnie zabierze.
-Zabierz ją ze sobą następnym razem stary - klepnął Jussa w ramie i uśmiechnął sie cwaniacko. Szatyn spojrzał drwiąco na faceta i objął mnie ramieniem.
-Zobaczymy.
-A właśnie JB mógłbyś przekazać Vicky że jej auto jest gotowe.
-Znasz ją ?! - prawie krzyknęłam, a kilka osób spojrzało sie na mnie.
-Tak. Jest moją klientką od niedawna. Nie odeśle jej do kolegi po fachu, bo daje mi zajebiste napiwki.
Mój przerażony wzrok zatrzymał sie na twarzy Justina i bardziej sie do niego zbliżyłam jednocześnie wtulając sie w jego zakryty koszulką tors.
-Nie mów jej że byłem tu z Vann. Ona jest problem i to bardzo uciążliwym. Więc jakbyś mógł w ogóle jej nie wspominać że tu byliśmy. Gdyby jednak spytała to byłem tu tylko ja dobra ?!
-Spoko stary. Postaram sie zapamiętać i zastosować - po chwili dodał - Dobra ja lecę. Musze podrasować parę aut, nara JB - pożegnaliśmy sie po czym Justin zaczął wyprowadzać motor. Uśmiechnęłam sie widząc jak podaje mi kask. Szybko chwyciłam go i założyłam, a po chwili już siedziałam za plecami Jussa obejmując go.
-Trzymaj sie - powiedział szatyn po czym ruszyliśmy z lekko uniesionym przednim kołem. Po chwili już jechaliśmy normalnie. Wtuliłam sie w chłopaka i rozkoszowałam jazdą. Nawet nie wiecie jakie to niesamowite uczucie, jechać pojazdem który był kiedyś tylko marzeniem, a już zostało tak mało by móc prowadzić go samodzielnie.
W Nowym Jorku zaliczałam jazdy i wszystko, a teraz czekam tylko na prawko, które niestety przyjdzie dopiero w moje urodziny. Taki późny termin to zasługa mojej mamy, która tak strasznie sie o mnie ,,martwi". Denerwuje mnie to że ona nie rozumie jakie to dla mnie ważne i cudowne. Jazda motorem to jest to co kocham, a Elizabeth chce bardzo mnie od tego odwieść, lecz ,,przykro" mi ale już wybrałam i nie zamierzam nic zmieniać.
Po 10 minutach znajdowaliśmy sie już pod domem Justina. Powoli zsiadłam z motoru i zdjęłam kask.
Zaraz obok mnie znalazł sie Justin i spytał:
-Podobało się ?!
-Nawet bardzo. Już niedługo sama będę mogła prowadzić - powiedziałam dumnie, a szatyn cicho sie zaśmiał i objął mnie w pasie.
- Jesteś słodka.
-Kolejny raz ci mówię że nie lubię być słodka - powiedziałam poważnie i popatrzyłam mu w oczy.
- No dobrze. Wolisz ostra ?! - odpowiedział śmiejąc sie, a ja uderzyłam go w ramie.
-Jesteś niemożliwy - spróbowałam sie uwolnić z uścisku lecz jego umięśnione ramiona uniemożliwiały mi to.
- Nie wyrywaj sie, bo i tak cie nie wypuszczę - szepnął mi do ucha Justin. Ostatni raz spróbowałam opuścić jego rękę i wydostać się z uścisku, lecz ponownie przegrałam. W końcu uległam mu i ponownie spojrzałam głęboko w jego czekoladowe oczy. Od razu mnie zaczarowały powodując wyłączenie rozumu i posługiwanie sie tylko sercem. Justin powoli zbliżył swoją twarz do mojej po czym złączył nasze usta. Wplotłam palce jednej ręki w jego włosy, a paznokciami drugiej przejechałam jego po karku. Cicho mruknął w moje usta, po czym sunął językiem po mojej dolnej wardze. Wpuściłam go do mojej buzi. Justin jedną dłoń trzymał na mojej talii, a drugą po części na mojej szyi, masując kciukiem moją szczękę.
Po dłuższej chwili szatyn chwycił mnie za uda i uniósł. Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy sie w kuchni. Siedziałam na blacie, a Justin stał miedzy moimi nogami całując moją szyje.
Atmosfera między nami robiła się coraz to bardziej gorąca. Każdy ruch był przepełniony namiętnością i miłością. Wszystko zmierzało do jednego, ale ja nie wiedziałam
czy tego chce…
Głupio mi było znowu go zatrzymywać, ale nie byłam TEGO pewna. To było jeszcze za wcześnie. Musze zacząć sie kontrolować i nie nakręcać go. Trzeba to teraz przerwać, mam nadzieje że zrozumie.
-Justin - mruknęłam i złapałam za jego dłonie które już chciały wędrować do suwaka od mojej sukienki.
-Co?- powiedział nie przestając mnie całować.
- Nie mogę. Za wcześnie... Przepraszam że wcześniej nic nie powiedziałam ale nie moge. Mam nadzieje że nie powiedziałam za późno... - przerwałam na chwile i niepewnie spojrzałam na Justina. Miał spuszczoną głowe.
- Misiek ? - spytałam niepewnie i chwyciłam pewniej jego dłonie i przyłożyłam do moich ust, delikatnie je całując.
-Przepraszam - szepnęłam i zsunęłam się z blatu puszczając ręce brązowookiego. Gdy próbowałam przejść obok niego, zatrzymał mnie. Złapał blat po obu stronach, zamykając mnie tym samym w uścisku.
Nie wiem czemu w moich oczach zaczął zbierać się słony płyn. Złapałam nerwowo powietrze, po czym przygryzłam wargę. Głowę miałam spuszczoną więc nie widziałam twarzy Jussa. Nagle chłopak przełożył dłonie na moją talie i mocno mnie przytulił. Mimowolnie pojedyncza łza spłynęła po moim policzku i spadła na ręke szatyna.
- Ciii... Kochanie nie płacz. Prosze Cię - wtuliłam sie w niego mocniej, a on bardziej przycisnął mnie do siebie.
- Ale ja... Przepraszam nie chciałam ci tego robić. Ale nie mogę – mój głos się załamał.
- To nie twoja wina. Cichutko. Nie powinienem tego zaczynać, bo przecież już mówiłaś że
nie chcesz. To ja przepraszam.
-Ja wybaczam, a ty ? - szepnęłam, po czym pocałowalam go raz w ramię.
-Ja nie mam ci czego wybaczać. Jesteś idealna w każdym calu i nie ma tu twojej winy.
- Ale Justin... - Nie dał mi skończyć.
- Nie ma żadnego ,,ale". Koniec kropka. Pocałuj mnie tylko i musimy iść do szkoły - z lekkim prawie niewidocznym uśmiechem złożyłam pocałunek na jego słodkich malinowych ustach i jeszcze raz sie w niego wtuliłam.
Po jakimś czasie byliśmy już pod szkołą. Gdy zsiadałam z jego motoru wszyscy dookoła patrzyli na nas. Przełknęłam nerwowo ślinę i spojrzałam na Justina.
-Um... To narazie - zająknęłam się lecz dalej kontynuowałam normalnie - Dzięki za podwózkę.
-Spoko - powiedział trochę obojętnie - Widzimy sie po lekcjach bo musze cię odwieść do domu.
-Jasne - uśmiechnęłam sie po czym odwróciłam sie na pietach i weszłam do budynku szkoły.
Dzień szkolny minął mi dość nudno i męcząco. W ogóle to nie wspomniałam że miałam na godzine dziewiątą, ale to taki mały szczegół. W szkole siedzieliśmy prawie cały dzień czyli tak do siedemnastej. Gdy wychodziłam ze szkoły wydarzyła się dość niemiła sytuacja. Wokół Justina i jego motoru zrobił się dość spory tłum. Przepchałam sie trochę i zobaczyłam szatyna odjeżdżającego z Grace. Moje mięśnie sie napięły, a dłonie zacisnęły w pięści. Wkurzona jakoś wydostałam się z pomiędzy uczniów i skierowałam się na przystanek.
**Justin**
Po szkole czekałem przed budynkiem opierając sie o motor i rozglądając się za moją piękną
dziewczyną Vannessą, którą nie mogę sie pochwalić bo jakaś tam Grace zagraża jej. Boje się o mojego skarba i nie mogę wystawiać ją na takie ryzyko. Jest dla mnie zbyt ważna. Od dawna nie czułem się tak jak teraz. Gdy tylko jest obok mnie, wszystkie problemy znikają, a ja czuje spokój i szczęście. Ta dziewczyna sprawia że jak tylko ją widze na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Nie moge jej stracić, bo czuje że ona jest kimś wyjątkowym… kimś kto nie pojawi się w moim życiu ponownie.
Minęło już chyba 10 minut od dzwonka kończącego lekcje, a Vann nadal nigdzie nie było. Nagle znikąd wyrosła przede mną Grace.
-Hej Justin - powiedziała- widzę że odebrałeś już motor.
-Taa... - powiedziałem i wymijając ją wzrokiem spojrzałem w stronę frontowych drzwi szkoły. Pojawiło się tam sporo uczniów lecz nigdzie nie mogłem odszukać mojej brązowookiej szatynki.
-To może mnie przewieziesz tak dla sprawdzenia maszyny - powiedziała szybko, a ja rozkojarzony zgodziłem sie. Gdy Grace wsiadła na motor zrozumiałem co sie dzieje.
-Nie czekaj. Nie teraz, bo czekam na kogoś.
- Daj spokój. Mała krótka przejażdżka - powiedziała uśmiechając się. Podczas naszej wymiany zdań dość sporo ludzi zebrało w wokół nas. Jednak gdy Grace krzyknęła, informując wszystkich że ją przewiozę tłum okrążył nas uniemożliwiając jakikolwiek ruch motoru.
-Odsuńcie się – ponownie krzyknęła, po czym dodała ciszej, obejmując mnie - jedź Justin.
- Złap się z tyłu, bo tu mi ograniczasz ruchy.
- No okej, okej - powiedziała sztucznie. Westchnąłem po czym odjechaliśmy.
 Miałem zamiar okrążyć park i wrócić lecz jadąc zauważyłem moją piękną brązowooką. Gdy przyjrzałem sie lepiej, zobaczyłem że nie była w dobrym humorze. Na jej twarzy było widać złość, rozczarowanie i smutek.
Szybko postanowiłem zmienić trase i zawróciłem na dużym parkingu znajdującym sie zaraz obok naszej szkoły. Zawsze było tam mnóstwo aut, które teraz wyznaczyły mi tor do jazdy. Już po chwili znów staliśmy pod szkołą.
- No dobra Grace. Mam nadzieję że się podobało.
- Było super, ale szkoda że tak krótko - przeciągnęła ostatnie słowo.
-Sory ale się spieszę - powiedziałem oschle, po czym odpaliłem motor i odjechałem z pod szkoły. Skierowałem się do przejścia dla pieszych, na które zaraz miała wchodzić Vann.
-Hej piękna - powiedziałem podjeżdżając pod chodnik na którym stała szatynka.
- Dwie sprawy: pierwsza załóż kask jak jeździsz, a druga lepiej mnie teraz nie wkurzaj i odjedź.
- Co ? - powiedziałem zdezorientowany.
-To co słyszałeś – warknęła i nie zatrzymała się nawet, żeby ze mną porozmawiać.
- O co ci tym razem chodzi ?
- O co mi chodzi ? - spytała z sarkazmem, a ja kiwnąłem głową- Może o to, że podwozisz na motorze jakieś inne laski, a mnie olewasz, pomimo że umawialiśmy się że mnie odwieziesz.
- A więc o to ci chodzi. No daj spokój. Przewiozłem ją tylko po parkingu, nic więcej. No zatrzymaj się - powiedziałem w końcu, gdy dziewczyna nie zwalniała.
- Ym... Pomyślmy... Nie ?!
- Vannessa ! - prawie krzyknąłem, po czym podjechałem do niej.- Poczekaj i porozmawiajmy - powiedziałem łagodnie.
-Nie mamy o czym. Sprawa jest prosta. Umawialiśmy się, a ty wolałeś przewieść tą idiotke.
- Nie moja wina, że sama wsiadła na motor gdy zdezorientowany rozglądałem się za tobą.
- Aha. Czyli to moja wina?! To że wpakowała ci sie na motor. To że nauczyciel mnie zatrzymał i nie mogłam wyjść wcześniej. Jasne. Wszystko moja wina.
- Nie. To jest niczyja wina. Po prostu się stało jako nieszczęśliwy zbieg wydarzeń.
-Wiesz co. Wracaj do domu. Pojade autobusem i ochłonę. Pa - rzuciła na wiatr i pobiegła na przystanek. Pojechałem za nią jednak, Vann zdążyła na autobus który odjechał przed moim nosem.
Nie mogłem tego tak zostawić. Postanowiłem pojechać do jej domu i tam na nią poczekać. Szybko wyprzedziłem autobus i już po dziesięciu minutach byłem na miejscu. Zsiadłem z motoru po czym oparłem się o niego w oczekiwaniu na Vann.
Po jakimś czasie w końcu zauważyłem sylwetkę dziewczyny, idącej w moim kierunku.
- Powiedziałam, że masz wracać do domu.
- Nie mam kluczy - powiedziałem z przebiegłym uśmieszkiem.
- Jak? Przecież dzisiaj zamykałam twój dom i ... Oh… - nie dokończyła i spuściła głowe. Zaczęła szukać czegoś w torbie. Podszedłem do niej bliżej i dwoma palcami podniosłem jej podbródek tak, żeby spojrzała mi w oczy.
-Przepraszam - szepnąłem i złączyłem nasze usta.
-Przestań – mruknęła i odsunęła się robiąc między naszymi twarzami małą przerwę.
-Skarbie – jęknąłem cicho – Nie chciałem. Przepraszam cię. Byłem zdezorientowany, a ona wykorzystała sytuację. Jak już wsiadła to głupio było mi kazać jej zejść. Gdybym to zrobił to wybuchłaby awantura. Zeszłaby, ale i poczekała żeby zobaczyć powód, dlaczego kazałem jej zejść. Wtedy ujrzałaby ciebie i nie byłoby przyjemnie. Chciałem mieć ją z głowy, ale nie zauważyłem jak przyszłaś, bo był za duży tłum – przyłożyłem dłoń do jej policzka i pogłaskałem go – Naprawdę mi przykro. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Przepraszam. – nastała cisza, której żadne z nas nie przerwało przez pewien czas.
-Chodź – powiedziała w końcu i otworzyła mi brame żebym wprowadził motor. Nie wiem w końcu czy mi wybaczyła, czy nie. Wyglądało to jakby po prostu starała się zapomnieć i nie brać tej sytuacji na poważnie, co w sumie mi też pasowało. Byle by tylko się na mnie nie gniewała.
Siedziałem u niej prawie do wieczora. Wyszedłem około dziewiętnastej, zanim jeszcze wróciła jej mama.
**Vannessa** Następny ranek**
Wyciągnęłam sie żeby wyłączyć budzik. Spojrzałam na godzinę, po czym podniosłam sie rozglądając się po pokoju. Powoli wstałam i na wpół przytomna poszłam do łazienki.






Wróciłam wypoczęta i gotowa do pisania. JOŁ PISS :>

5 komentarzy:

  1. Czo tak wpol urwane? :cBardzo ciekawe :* Czekam na nn : ***

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle boski!!! Kocham!!!
    A kiedy następny młoda???

    OdpowiedzUsuń
  3. Superrrr rozdział jakzwykle. Zapraszam na mojego bloga:
    http://justinpamelalove.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle zajebisty rozdział *.*
    I <3 it

    OdpowiedzUsuń