****
Po lekcjach wyszłam
razem z Justinem przed szkołę. Channel musiała zostać w szkole, ze względu na
zajęcia dodatkowe, więc nie było jej z nami. Zatrzymaliśmy się przy pomniku,
przy którym stali już koledzy Jussa. Szatyn wciągnął się w rozmowę z Jake’iem,
a ja zaczęłam się rozglądać po parkingu. Nagle mój wzrok przykuła żółta
taksówka. Przypatrzyłam się w poszukiwaniu kierowcy i uśmiechnęłam, widząc na
jego miejscu Emily.
-Um.. Justin, ja
musze iść. – przerwałam chłopakom i ,,odczepiłam się” od ramienia Bieber’a.
-Co? Nie. Ja cię odwiozę.
– zaprotestował od razu.
-Nie trzeba, już po
mnie ktoś przyjechał. – spojrzałam w kierunku taksówki, a Justin powiódł
wzrokiem w tamtą stronę.
-Odwołaj tą taksówkę.
Pojedziesz ze mną za darmo kochanie – mruknął i dotknął palcem wskazującym
mojego nosa. Zaśmiałam się cicho i dałam mu buziaka w policzek.
-Ja idę – rzuciłam i
już odwróciłam się w kierunku parkingu, gdy zostałam pociągnięta delikatnie za
rękę i wpadłam w ramiona Justina. Chłopak wbił się w moje usta. Gdy
usłyszeliśmy gwizdy chłopaków, odsunęliśmy się od siebie. Zaczęłam się śmiać i
walnęłam Jake’a, który wydawał najgłośniejsze dźwięki, w ramie.
-Chciałbyś tak. –
powiedziałam przekornie i jeszcze raz pocałowałam Justin’a, lecz tym razem
bardziej namiętnie.
-Ale nie będziesz tak
miał. – zaśmiałam się i trzeci ostatni raz dałam buziaka Jussowi i pobiegłam do
taksówki. Wsiadłam do środka i uśmiechając się powiedziałam:
-Hej Emily!
-Hej – odpowiedziała
mi i od razu włączyła silnik. – Jedziemy? – dopytała, a ja potwierdziłam. Zaraz
ruszyłyśmy z parkingu i wyjechałyśmy na drogę.
-To jak, uświadomisz
mnie, czemu wchodziłaś do szkoły przez ogrodzenie i to z tyłu szkoły – zaśmiała
się dziewczyna i spojrzała na mnie przez górne lusterko, nie tracąc drogi z
oczu.
-Jak sama wiesz,
spóźniłam się, a moja szkoła jest tak pokręcona, że zamykają drzwi frontowe,
równo z dzwonkiem. Aż do długiej przerwy nie można wejść do szkoły.
-To nie mogłaś
poczekać? – przerwała mi na chwilę Emily.
-No właśnie nie, bo
już raz tak się spóźniłam i dyrektor mnie przyłapał. Drugi raz taki numer i
wylatuje, przynajmniej na razie. Jak minie kilka miesięcy to dopiero będzie
okej. A wracając do tego, czemu wchodziłam tyłem szkoły. Po pierwsze są tam
dwie opcje wejścia, a z przodu jest jedna i to zamknięta. Po drugie nie ma tam
kamer, a w ogrodzeniu są dziury przez które można wejść. W sumie to tylko dwa
powody – zaśmiałam się razem z dziewczyną.
-To wiele wyjaśnia.
Dobra, teraz kolejne pytanie. Co zrobiłaś, że twoja mama każde ci wracać prosto
do domu?
-Utrudniam prace nad
projektem, przeszkadzam i olewam wszystko – udałam, że mówię, śmiertelnie
poważnie – A dokładniej, pewna Victoria postanowiła ubliżyć mi życie i
nakłamała swoim rodzicom, który oburzeni zadzwonili do dyra, który zadzwonił do
mojej mamy i bam. Musze sprzątać i mam szlaban. Moja mama nie ma za dobrego
pojęcia o wychowywaniu dzieci, bo ciągle się kłócimy, jej prawie w ogóle nie
ma, a jak dyrektor się czepia, to ona wierzy jemu, a nie mnie z czego wychodzą
głupie szlabany i tym podobne.
-To ci współczuje.
-Eh, nie musisz –
powiedziałam bez emocji i spojrzałam w prawo. Wjechałyśmy właśnie w moją
uliczkę.
-To ile ci płace? –
zmieniłam temat, głupio się uśmiechając. Na sto procent zapłacę trochę kasy, bo
w dwie strony itd.
-Dla stałego klienta
zniżka – puściła mi oczko i pokazała cyferki na automacie. – Plus 20 za
przyjazd do szkoły. Sorka, że tak z ciebie zdzieram, ale mój szef jest
zachłanny.
-Dobra nie szkodzi –
zaśmiałam się i dałam jej kasę przez dziurę w szybie. – Przynajmniej ma fajnych
kierowców.
-Dzięki – Emily
uśmiechnęłam się zawstydzona.
-Dobra ja ide
sprzątać – powiedziałam znudzona myślą o kolejnym dniu spędzonym na odkurzaniu,
myciu i podobnym. Naprawdę nienawidzę mojej mamy.
-Pomogłabym ci, ale
ta praca – westchnęła dziewczyna, po czym spytała pozytywnie – A kiedy kończy
ci się szlaban?
-W sobote chyba a co?
–Może gdzieś
pojedziemy? Poznasz moją dziewczyne – uśmiechnęła się cwanie Emily.
-W sumie to chętnie.
Mogę zabrać mojego chłopaka? – strzeliłam nagle.
-Em.. Wiesz – jąkała
się troche dziewczyna.
-Przepraszam.
Zapomniałam się na chwilke – zaśmiałam się, czując się jednocześnie w
niezręcznej sytuacji z której trzeba było jak najszybciej wyjść – To może
przyjaciółkę. Chanel. Ona na pewno nie będzie mieć żadnych planów, ani
sprzeciwów. W sumie to jest bardzo towarzyska i tolerancyjna. – powiedziałam
pogodnie i czekałam na reakcje Emily, która chwilę się zastanawiała, po czym w
końcu zgodziła.
-To jesteśmy umówione
na sobotę?
-Tak. To narazie –
odpowiedziałam i wyszłam z taksówki, po czym otworzyłam furtkę i podeszłam do
drzwi mojego domu. Gdy odwróciłam się Emily już nie było. Pewnie dostała
kolejne zlecenie i pojechała. Nie rozmyślając o tym dłużej, weszłam do środka i
wyłączyłam alarm. Jak zawsze najpierw weszłam do kuchni po karton z sokiem
pomarańczowym i jakieś wafle ryżowe z jakimiś dziwnymi dodatkami. Potem poszłam
na taras, by zaczerpnąć troche świeżego powietrza. Jak na poniedziałkowe popołudnie,
zdawało się być bardzo cicho. Starając się nie myśleć o niczym konkretnym
wróciłam do domu i zabierając rzeczy poszłam na górę. Wyrzuciłam całą zawartość
mojej torby na łóżko, po czym powrotem wpakowałam w nia karton z sokiem i
wafle. Oczywiście jednego wyjęłam z opakowania i chwyciłam zębami, po czym
poszłam do łazienki zmyć makijaż. Miałam dziś myć okna, więc wolałam był
całkowicie zmyta i naturalna. Gdy już skończyłam, została mi już tylko połowa wafla.
Następnie poszłam do garderoby się przebrać w jakieś luźne cichy, które mogę pochlapać
czy ubrudzić. Założyłam na siebie krótką bluzkę z szerokimi ramiączkami z
napisem ,,LUCKY” oraz trzy czwarte szare luźne spodnie. Potem wzięłam torbę i
przewiesiłam sobie ją przez szyję, po czym poszłam do drugiej łazienki po miskę
z wodą i płynem do mycia szyb, plus jakieś ścierki. Postanowiłam zacząć od
okien na dole. Chwyciłam pewnie miskę i poszłam do schodów. Zaczełam schodzić
stopień po stopniu gdy nagle usłyszałam trzask, jakby ktoś zbił szklankę albo
wazon. Podskoczyłam z przerażenia, prawie wylewając wodę z miski. Stałam na
schodach przez chwilę po czym zaczęłam bardzo powoli schodził w dół.
-Halo? – krzyknęłam na
cały dom w nadziei, że ktoś się odezwie. Tak strasznie się bałam. Ręce
strasznie mi się trzęsły, ale nie wiem czemu wciąż trzymałam tą miskę. Gdy
tylko postawiłam pierwsze kroki w Halu ktoś podbiegł do mnie od tyłu i
krzyknął:
-BUUU! – krzyknęłam przerażona
i wylałam całą miskę wody na siebie i na osobe stojąca za mną. Szybko się
obróciłam, by zobaczyć najgłupszy wyraz twarzy na świecie, ale jednocześnie
najsłodszy jaki widziałam.
-Justin ty idioto!
Przestraszyłeś mnie. Mogłam tu zaraz zejść na zawał przez ciebie. Oszalałeś? –
zaczęłam na niego krzyczeć i uderzać rękoma w każde miejsce na jego ciele.
Pusta miska leżała na podłodze. Gdy wypadła mi z rąk, jej huk jeszcze bardziej
mnie przestraszył niż sam Justin. Jednak w tej chwili myślałam że go zabije.
-Jestem przez ciebie
cała mokra. Co ty w ogóle tu robisz? – wciąż krzyczałam. Nie mogłam się uspokoić.
Byłam w takim szoku, że wszystko mnie teraz jednocześnie przerażało i denerwowało.
-Prze… Przepraszam –
wydukał poprzez śmiech.
-To nie jest śmieszne
– w tym momencie też zaczełam się uśmiechać. W sumie to było całkiem zabawne,
ale fakt, że się przestraszyłam, drugi, że Justin prawdopodobnie zbił mi
szklankę i ,,wylał” na mnie miskę wody sprawiał, że byłam wściekła.
-Misia, ja po prostu
się stęskniłem – pocałował mnie w czoło i przytulił.
-Będziesz cały mokry
jak ja – powiedziałam opiekuńczo i odsunęłam się od niego. Spojrzałam w dół.
Staliśmy w wielkiej kałuży wody, którą oczywiście ja będę musiała posprzątać.
-Dobra pójdę po mopa
i przy okazji się przebiorę – powiedziałam i już miałam iść na górę, gdy
chłopak złapał mnie od tyłu i szepnął:
-Jest ci Zino,
najpierw musisz się umyć w gorącej wodzie, żeby nie zachorować. – na jego słowa
jęknęłam z niezadowoleniem.
-Nie musze. Po za tym
mogę być chora, przynajmniej posiedzę sobie w domu.
-Chodź, chodź – pogonił
mnie lekko i razem poszliśmy na górę do mojego pokoju.
-Zdejmuj cichy, zaraz
je wrzucimy do suszarki. A, i pójdź się pierwszy myć. – pokazałam mu drzwi od łazienki
i odwróciłam się, żeby chwycić ręcznik, który zostawiłam wczoraj na krześle.
Gdy usłyszałam za
sobą zamknięcie drzwi, uznałam, ze mogę już zdjąć mokre ciuchy i osuszyć się ręcznikiem.
Zdjęłam już i bluzkę i spodnie, gdy
nagle w drzwiach pojawił się Justin w odkrytym torsie. Lustrował mnie wzrokiem,
jednocześnie oblizując usta. Widać mój chłopak, nie ma skrupułów ani zahamowania
przed okazywaniem, powiedzmy emocji. Chwyciłam ręcznik i się zakryłam.
-O co chodzi? –
spytałam szybko.
-Ręcznik – powiedział
patrząc mi w oczy.
-Nie zdejme go, żebyś
mógł sobie popatrzeć – oburzyłam się lekko, a Justin tylko się zaśmiał.
-Kochanie, ręcznik
dla mnie do wytarcie się, jeśli mogę prosić, ale wiesz, jeśli chcesz dać mi
swój…
Poczułam, że moje
policzki się rumienią, więc szybko spuściłam głowę w dół i poszłam do łazienki,
wymijając chłopaka stojącego w drzwiach. Gdy kucnęłam przy szafce z ręcznikami,
usłyszałam cichy dźwięk zamykanych drzwi i obróciłam się patrząc podejrzliwie
na Justina.
-A to co ma znaczyć?
-Myjemy się razem –
oznajmił słodko i podszedł do mnie, jednocześnie obejmując mnie delikatnie w
pasie.
-Nie możemy –
jęknęłam, kładąc dłonie na jego.
-To patrz jak łamiemy
zasady – powiedział i szybko złapał mnie za uda i delikatnie uniósł. Zaśmiałam się
i oplotłam rękoma jego szyję. Justin przytrzymując mnie na kolanie, otworzył
drzwi kabiny, po czym wniósł mnie do środka, robiąc spory krok. Nagle poczułam ciepły strumień wody,
spływający po moich plecach. Szatyn postawił mnie na ziemię i oplótł moją
talię. Uśmiechnęłam się i spojrzałam w jego piękne czekoladowe oczy. Nie czekając
dłużej złączyłam nasze usta. Kochałam jego zdecydowane ale i delikatne
pocałunki, który sprawiały, że cała się rozpływałam.
-Pozwól, że cię umyje
– zaśmiał się chłopak i starannie umył cytrynowym płynem każdy skrawek mojego
ciała, prócz miejsc okrytych całkowicie mokrą bielizną. Justin zdjął też mokre
spodnie i okrył się białą pianą.
Cały
dwudziestominutowy prysznic, całowaliśmy się i przytulaliśmy, jednocześnie myjąc się wzajemnie. Tak mogłabym
mieć każdego dnia.
Po jakiejś godzinie,
byliśmy już ubrani. W sumie tylko ja byłam ubrana w całości, bo chłopak miał na
sobie bokserki i moją bardzo długą koszulkę, która na niego była idealna.
Leżeliśmy pod kocem u mnie w pokoju i rozmawialiśmy. Gdy usłyszałam pikanie
suszarki, więc pobiegłam po rzeczy Justin’a, które potem założył. Następnie
umyliśmy wszystkie okna, mając przy tym wielki ubaw. Gdy skończyliśmy była osiemnasta, więc chłopak
musiał już się zbierać. Pożegnaliśmy się toną pocałunków i przytulanek, po czym
szatyn odpłynął skuterem wodnym, którym do mnie przypłynął. Chwilę patrzyłam
jak odpływa, po czym wróciłam do domu i poszłam zaparzyć sobie herbaty.
W końcu jest rozdział. Cóż, nie mam ostatnio czasu i weny, wiec rozdziały będą sie pojawiać nieregularnie, ale mam nadzieję, że jak już będą, to spodobają sie wam :) To tyle dziś ode mnie. Komentujcie :*
Podoba :)
OdpowiedzUsuńAwww
OdpowiedzUsuńGenialny! *.*
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać nexta! <33
Czekam na next :*
OdpowiedzUsuńxxxxxxxxxxx