Stojąc przy blacie
zdałam sobie sprawę, że nie umyłam okien. Czas zdecydowanie płynie za szybko.
Wlałam wrzątku do kubka z torebeczką herbaty o smaku owoców leśnych i
zostawiłam by się zaparzyła. W tym czasie pobiegłam na górę, po kolejną miskę z
wodą i płynem. Gdy wróciłam na dół mój gorący był gotowy, a zapach jagód i malin roznosił się w dolnej części domu.
Odłożyłam miskę przy szybie w kuchni, a sama poszłam po mój kubek. Upiłam kilka
małych łyków, po czym odstawiłam naczynie i zabrałam się do mycia.
Wszystko sprawnie
poszło, jednak gdy skończyłam dopiero kuchnię i salon była już dwudziesta
pierwsza czterdzieści pięć. Nie martwiłam się o mamę, bo w między czasie
zadzwoniła, że dziś będzie bardzo późno, bo ktoś złożył skargę czy coś w tym
stylu, więc musi siedzieć długo, żeby to wszystko naprawić. Postanowiłam to
zostawić i iść się wykąpać, spakować na jutro. Wylałam brudną wodę z miski, a
ścierki odłożyłam na suszarkę. Potem poszłam na górę i wzięłam trochę dłuższy
prysznic. Gdy wyszłam w samym ręczniku zorientowałam się, że nie mam piżamy,
więc szybko wyszłam z łazienki i zgarnęłam ciuchy z łóżka. Oczywiście ręcznik
prawie mi spadł dwa razy. Tak jakoś mam, że nie lubię być… Naga. Po prostu
muszę zawsze mieć coś na sobie. To też powód, dlaczego ciągle odmawiam
Justinowi. A w stosunku do jego próśb jest wiele innych powodów mówienia
,,nie”, ale to zbyt dużo gadania. Biegiem wróciłam do łazienki i ubrałam moją
fioletową piżamę. Potem jak małe dziecko, skoczyłam na łóżko, aż usłyszałam, że
coś trzasnęło. Bałam się spojrzeć pod nie, więc zostawiłam, wszystko tak jak
było. Leżałam tak chwilę uśmiechając się jak głupia do samej siebie. Nic nie
robiąc wpadłam na pomysł, by zadzwonić do Molly. Mojej przyjaciółki z Nowego
Jorku, do której bardzo dawno nie dzwoniłam, znaczy piszemy prawie w każdym
tygodniu, ale żeby dzwonić to nie. Wybrałam jej numer i przyłożyłam telefon do
ucha. Czekałam na sygnał, jednak numer nie odpowiadał. Zaczęłam się chwilę
zastanawiać, co może być tego powodem, jednak lista była zbyt długa. Nie mając
nic do roboty, zwlokłam się z łóżka i zaczęłam pakować się na jutro do szkoły.
Przy okazji posprzątałam kosmetyki na biurko-toaletce i posprzątałam w szafce z
podręcznikami. Większość książek mam w szkolnej szafce, ale zabieram je gdy mam
sprawdzian. Akurat się składa, że w tym tygodniu mam testy z trzech
przedmiotów, więc powitałam geografię, angielski i historię w skromnych progach
mojej szafki. Miejmy nadzieję, ze im wygodnie… A tak na serio, to testy mam w
środę, czwartek i piątek, więc wynika z tego, że wieczór jutro spędzę z
podręcznikami i zeszytami od historii. Cudownie.
****
Promienie słońca
wdarły się do mojej sypialni i ich odbicie w lustrze padało mi na twarz. Powoli
podniosłam powieki, po czym usiadłam na łóżku. Przeciągnęłam się leniwie i
rozejrzałam dookoła. Nagle poderwałam się jak poparzona i chwyciłam telefon.
Była 11:45. Zaspałam i to mocno. Szybko pobiegłam do pokoju mojej mamy, by ją
obudzić.
-Mamo zaspałyśmy –
krzyknęłam, szarpiąc ją samą i przy okazji jej kołdrę, jednocześnie zdzierając
z niej nakrycie.
-Co? Co się dzieje? –
spytała zaspana, nie wiedząc o co chodzi.
-Spóźniłyśmy się do
szkoły i pracy. Nie wiem o której przyszłaś, ale zapomniałaś chyba ustawić
budzik, żeby mnie obudzić. W sumie to ja też zapomniałam o tym całkowicie –
usiadłam zrezygnowana na skraju łóżka.
-O rzeczywiście –
powiedziała moja rodzicielka patrząc na zegarek, leżący na jej szafce nocnej. –
Trudno już – westchnęła ciężko kontynuując – Zadzwonie do szkoły i powiem, że
jesteś chora dobra? A teraz daj mi jeszcze dziesięć minut – jęknęła jak
niewyspane dziecko i zakryła się kołdrą. Zaczęłam się śmiać, na co ona wyjrzała
zza pościeli i widząc moją reakcję uderzyła mnie poduszką.
-Mamo – jęknęłam z
uśmiechem na twarzy, po czym chwyciłam drugą poduszkę i również uderzyłam nią
moją rodzicielkę – Ze mną się nie zaczyna.
Dobre piętnaście
minut okładałyśmy się małymi kwadratowymi elementami pościeli. Miałyśmy przy
tym sporo frajdy. Nie wiedziałam, że moja mama potrafi się jeszcze tak bawić.
Zmęczone leżałyśmy na
jej łóżku i patrzyłyśmy w sufit.
-Mamo?
-Tak kochanie? –
spytała troskliwie.
-Ja naprawdę się
staram na tych zajęciach. Mogę ci nawet zaśpiewać piosenkę, którą mi wybrali.
-Całą umiesz na
pamięć? – spytała zaskoczona.
-Umiem część którą mi
przydzielili, drugą śpiewa taki jeden chłopak.
-Zaśpiewaj kawałek.
-Piosenka ma tytuł
,,356 days” – zacytowałam, po czym oblizałam usta i zaczęłam śpiewać:
,, Monday, well
baby I fell for you
Tuesday, I wrote you this song
Wednesday, I wait outside your door
Even though I know it's wrong
Seven days a week every hour of the month
Gotta let you know where my heart is coming from
Shouldn't feel this way, but I gotta say
Baby gotta let you know’’ - skończyłam ciszej śpiewając. Odczekałam chwilę, aż moja mama coś powie, lecz nic nie usłyszałam. Leżałyśmy chwile w ciszy. – Co sądzisz?
Tuesday, I wrote you this song
Wednesday, I wait outside your door
Even though I know it's wrong
Seven days a week every hour of the month
Gotta let you know where my heart is coming from
Shouldn't feel this way, but I gotta say
Baby gotta let you know’’ - skończyłam ciszej śpiewając. Odczekałam chwilę, aż moja mama coś powie, lecz nic nie usłyszałam. Leżałyśmy chwile w ciszy. – Co sądzisz?
-To naprawdę śliczna piosenka – powiedziała w końcu, a ja odetchnęłam z ulgą.
-Cieszę się, że ci się podoba – uśmiechnęłam się i podniosłam.
-Kochanie ile już zrobiłaś? Mam na myśli prace w domu. – spytała moja
mama z powagą czającą się w jej głosie.
-Cały dom jest odkurzony, okna w kuchni salonie i w naszych
łazienkach są umyte – skłamałam z tymi łazienkami, ale trudno.
-Dobrze zrobiłaś wystarczająco. Resztą zajmie się Sophie w środę.
-Dzięki mamo – przytuliłam się do niej – To Justin może dziś przyjść?
-Co? Nie. Wciąż masz szlaban na znajomych i chłopaka – powiedziała
surowo – oddam ci telefon i laptopa. Telewizor zostaje nadal zablokowany.
Rozumiemy się?
-Okej …
„Tak mamo, oczywiście, tylko,
że Justin tu wczoraj był i siedział z co najmniej trzy godziny. Oczywiście
mamo, żadnych znajomych i chłopaka. No błagam chyba sobie ze mnie robisz jaja
kobieto”- moje myśli krzyczały, a ja chichotałam pod nosem.
- Dobra choć na śniadanie – powiedziała wesoło moja mama.
-Jasne, mam ochotę na naleśniki – oblizałam usta i wstałam. – Ja ide
się ubrać widzimy się za chwile na dole.
Pobiegłam się ubrać. Założyłam luźną bluzkę z rękawami ¾ i długie
szare pompy zwężające się u dołu. Na nogi założyłam czarne conversy, po czym
związałam włosy w kucyk i zbiegłam na dół. Stojąc w drzwiach kuchni poczułam
zapach świeżych naleśników.
-Ślicznie pachnie – powiedziałam do mamy sięgając talerze.
-Z czym jemy?
-Nutella, dżem i cukier? – spytałam uśmiechając się.
-Dobrze. Przyszykuj, a ja ide zadzwonić do szkoły.
Zrobiłam to o co poprosiła mnie Elizabeth i potem razem zjadłyśmy
śniadanie. Wszystko było pyszne, w sumie jak zawsze.
**3 dni później (wieczór)**
Zapakowałam już prawie wszystko. Został mi tylko bagaż podręczny.
Jutro rano mamy lecieć do Los Angeles, a ja biegam po domu i szukam moich
słuchawek. Dziś w szkole mieliśmy test z historii, więc uczyłam się wczoraj z
bitsami na uszach. Nie pamiętam teraz gdzie odłożyłam słuchawki i nie mogę ich
znaleźć.
-Mamo, sprawdziłaś kuchnie? – krzyknęłam.
-Tak. A teraz powiedz, że mnie kochasz – zaśmiała się moja
rodzicielka wchodząc do mojego pokoju. Trzymała w ręku słuchawki, więc rzuciłam
się na nią i uściskałam ją. Chwyciłam przedmiot z jej dłoni i wrzuciłam go do
dużej ciemno szarej torby leżącej na łóżku.
-To już wszystko mam.
-Laptop, telefon, ładowarka, aparat?
-Spokojnie mamo wszystko mam – uspokoiłam ją.
-Cały tydzień bez ciebie to dla męczarnia. Będę za tobą tęsknić za
tobą kochanie – przytuliła mnie, lecz zaczęło to się przeobrażać w uścisk
śmierci.
-Ał, mamo dusisz – wykrztusiłam, po czym wyrwałam się z jej uścisku.
-Och kochanie.
-Dobra mamo koniec, to tylko tydzień przeżyjesz.
-No właśnie nie – znów spróbowała mnie przytulić, lecz jakoś się
wymigałam.
-Dość – zaśmiałam się – Ide spać, dobranoc.
-Dobranoc kochanie.
-Mamo mówisz już trzeci raz do mnie ,,kochanie” przestań –
powiedziałam uśmiechając się.
-Dobrze, dobranoc – pocałowała mnie w czoło i wyszła. Cieszyłam się,
że w końcu jakoś się dogadujemy. Nie kłócimy się już jak na początku, więc mogę
uznać, że zrobiłyśmy postęp.
Zdjęłam torbę z łóżka i zapięłam ją, a następnie położyłam obok
walizki.
-To już jutro – szepnęłam do siebie, po czym zgasiłam światło i
poszłam spać.
Następnego ranka o siódmej rano, mama wparowała do mojego pokoju
krzycząc, żebym wstała. Leniwie podniosłam się i poszłam się umyć. Po
dwudziestu minutach byłam umyta, ubrana, pomalowana i schodziłam z torbą i
walizką na dół. Zjadłam kanapki uszykowane przez moją mamę i popiłam herbatą.
-Dobra chodź, bo się spóźnisz – popędzała mnie mama.
-Okej, okej – dopiłam ostatni łyk herbaty i poszłam założyć czarne
botki. Chwyciłam bluzę i założyłam na siebie razem z kapturem. Zamknęłam dom i
z torbą na ramieniu poszłam do auta.
-Możemy jechać na lotnisko – powiedziałam jeszcze trochę zaspana.
Moja rodzicielka ruszyła, a ja wyjęłam słuchawki z torebki i założyłam je na
szyję. Sprawdziłam jeszcze godzinę na moim IPhonie, po czym wygodnie się
ułożyłam, patrząc na dzielnice Miami, przez które przejeżdżałyśmy. Po parunastu
minutach byliśmy na miejscu. Pożegnałam się z mamą i z walizką poszłam na
lotnisko, gdzie czekała już spora ilość uczniów.
-O Vannessa, miło, że już jesteś – powiedziała pani Renee – Proszę
twój bilet, teraz idź z panem Evansem oddać bagaż.
-Dobrze, dziękuje – powiedziałam spokojnie i poszłam z nauczycielem.
Po dłuższej chwili wróciliśmy, a kilkoro nowo przybyłych uczniów poszło z panem
Evansem również oddać bagaże, a ja skierowałam się do Channel, która siedziała
na walizce jakieś dwa metry od grupy uczniów. Tak, cała Channel, nie lubi
naszego rocznika zbytnio, ale na szczęście są wyjątki.
-Hej odizolowana – zaśmiałam się, klepiąc jej ramię.
-No w końcu przyszłaś – przytuliła mnie.
-Mieliśmy być za piętnaście ósma, więc jestem na czas. A Justin jest?
-On zawsze przyjeżdża idealnie na lot, ze względu na papparazii, sama
rozumiesz.
-Ta… Usiądziesz ze mną w samolocie?
-Jasne, a nie chcesz z panem Bieberem przypadkiem usiąść? – zaśmiała
się.
-Oj przestań, chce usiąść z najlepsza kumpelą – powiedziałam
przyjaźnie.
-Uwaga wszyscy! Idziemy do odprawy. – powiedziała głośno nauczycielka
prowadząc grupę skierowała się w określone miejsce. Godzinę później
siedzieliśmy już w samolocie i czekaliśmy na tylko jedną osobę…
-Justin Bieber! Chłopcze czy
ty wiesz, która jest godzina? – powiedział surowo pan Evans.
-Przepraszam za spóźnienie, ale reporterzy zablokowali wejście na
lotnisko, a w dodatku te korki… - tłumaczył się szatyn.
-Dobrze już dobrze – przerwała pani Renee – siadaj już i zapnij pasy,
bo zaraz startujemy.
-Jasne – odpowiedział chłopak ze słyszalną ulgą w głosie, po czym
usiadł z Jake’iem jakieś trzy miejsca za nami. Po dwudziestu minutach już
spokojnie mogliśmy odpiąć pasy i wyluzować się. Na starcie były małe
turbulencję, więc każdy zapewne odrobinkę się bał, ale teraz wszystko było w
porządku.
Przez pierwszą godzinkę lotu, rozmawiałam z Chanel, słuchałam muzyki
i trochę pod sypiałam.
-Idę do łazienki zaraz wracam – powiedziała brunetka, po czym wstała
i oddaliła się. Odwróciłam się w kierunku okna i zaczęłam przez nie spoglądać podziwiając
widoki. To wspaniałe uczucie lecieć nad chmurami i patrzeć na tak mały świat,
wyglądający jak miasto z klocków lego. W słuchawkach leciała właśnie piosenka
,,One way or another”, gdy nagle ktoś zdjął mi je z uszu.
-Ej! – odwróciłam się by na kogoś się wkurzyć, jednak mimowolnie na
mooich ustach pojawił się uśmiech, - Justin.
-Myślałaś, że wytrzymam bez rozmowy mając cię zaledwie pięć metrów
dalej – zaśmiał się.
-Też bym nie wytrzymała – przyznałam się i pocałowałam go w usta.
-Jak mija ci lot?
-Całkiem spokojnie, ale czuję, że przez ciebie moje tętno przyspiesza.
-Oj, to może lepiej się oddalę – chłopak zaczął wstawać, ale
chwyciłam jego ręke i pociągnęłam w dół, by powrotem wrócił na miejsce.
-Nawet nie próbuj – powiedziałam udając poważną, po czym zarzuciłam
mu ręce na szyje i przyciągnęłam do siebie.
-Nigdzie nie zamierzam się ruszać – powiedział uroczo, po czym
złączył nasze usta w długim pocałunku.
-Nie przeszkadzam – Chanel pojawiła się znikąd i trochę nas zaskoczyła.
-Boże, dziewczyno nie strasz tak – westchnął Justin, a ja cicho
zachichotałam i dodałam:
-Jake ma wolne miejsce obok siebie. Do dzieła kocico – powiedziałam tajemniczo,
na co Chanel prychnęła i powiedziała:
-Nieważne.
-Kocham cię – zaśmiałam się słodko, gdy dziewczyna zebrała się, żeby
odejść.
-Daruj sobie - mruknęła i
poszła do tyłu.
-Ona tego chce – powiedziałam w końcu, gdy Justin wychylił się i
sprawdził, czy Chanel jest na jego miejscu. Szatyn zaśmiał się i pocałował
mnie.
-No co? Ona w głębi duszy tego pragnie i skacze z radości – powiedziałam
poważnie, a Justin zaczął całować mi szyję.
-Oczywiście skarbie – mruknął cicho.
-Ale ja mówię serio, że on jej się podoba.
-Nie wątpliwie – Justin kontynuował swoją czynność, więc lekko
odchyliłam głowę, lecz nie dawałam za wygraną.
-Nie mów takim tonem. Ja jestem poważna, a ty… - zrobiłam pauzę nie
mogąc znaleźć odpowiedniego słowa – Ty to mówisz słodką ironią.
Na moje słowa Justin przerwał swoją czynność i odsunął się, patrząc
na mnie z rozbawieniem.
-,,Słodką ironią”? – zaśmiał się, na co również zareagowałam
śmiechem.
-Dobra zapomnij, że to powiedziałam – nie mogłam przestać chichotać.
W jego ustach brzmiało to tak komicznie. Justin śmiał się razem ze mną, jednak
on skończył po minucie i przez następne pięć próbował uspokoić mnie. No cóż,
gdy ja zacznę się śmiać, to potem nie ma już odwrotu.
-A teraz na serio, myślisz, że coś między nimi jest ? – spytał w
końcu Justin, po jakiś piętnastu minutach.
-Jeszcze nie zauważyłeś?
-No w sumie, coś tam spostrzegłem, ale nic specjalnego.
-Pozwól, że ci przypomnę wizytę twoją i Jake’a u mnie w domu.
-Tą po tym jak James do ciebie zagadał – wysyczał szatyn.
-Przestań być zazdrosny i skup się na nich. Nie zauważyłeś nic
dziwnego wtedy w zachowaniu Chanel i Jake’a?
-Em… Może troche zachowywali się inaczej – wydusił z siebie Justin.
-Chanel mi powiedziała, że Jake nie należy do najbrzydszych i jest
całkiem fajny – wyszeptałam i zabawnie poruszyłam brwiami. Szatyn się zaśmiał,
po czym dodał:
-To chyba dobrze nie? A Jake też mówił kilka razy o Chanel. Myślę, że
może coś się wydarzyć na tym wyjeździe – powiedział z przebiegłym uśmieszkiem.
Jest kolejny rozdział. Teraz będzie sie pojawiał raz na dwa tygodnie. PRZEPRASZAM, ale po prostu brak mi czasu i weny ;/ Staram sie to naprawić, ale to raczej dopiero od Nowego Roku .... Więc teraz zapraszam do komentowania :) I pozdrawiam 9 osób, które zagłosowały w ankiecie, mam nadzieję, że wszystkie dzisiaj skomentują rozdział :)
Świetny jak zawsze :)))))))
OdpowiedzUsuńNiesamowity!*.*
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekac nexta!<33
BOSKI! BOSKI! BOSKI! BOSKI!
OdpowiedzUsuńRewelacja! :D
OdpowiedzUsuń