5.12.2013

Rozdział 31 ,,Kierunek LA"





Stojąc przy blacie zdałam sobie sprawę, że nie umyłam okien. Czas zdecydowanie płynie za szybko. Wlałam wrzątku do kubka z torebeczką herbaty o smaku owoców leśnych i zostawiłam by się zaparzyła. W tym czasie pobiegłam na górę, po kolejną miskę z wodą i płynem. Gdy wróciłam na dół mój gorący był gotowy, a zapach jagód i  malin roznosił się w dolnej części domu. Odłożyłam miskę przy szybie w kuchni, a sama poszłam po mój kubek. Upiłam kilka małych łyków, po czym odstawiłam naczynie i zabrałam się do mycia.
Wszystko sprawnie poszło, jednak gdy skończyłam dopiero kuchnię i salon była już dwudziesta pierwsza czterdzieści pięć. Nie martwiłam się o mamę, bo w między czasie zadzwoniła, że dziś będzie bardzo późno, bo ktoś złożył skargę czy coś w tym stylu, więc musi siedzieć długo, żeby to wszystko naprawić. Postanowiłam to zostawić i iść się wykąpać, spakować na jutro. Wylałam brudną wodę z miski, a ścierki odłożyłam na suszarkę. Potem poszłam na górę i wzięłam trochę dłuższy prysznic. Gdy wyszłam w samym ręczniku zorientowałam się, że nie mam piżamy, więc szybko wyszłam z łazienki i zgarnęłam ciuchy z łóżka. Oczywiście ręcznik prawie mi spadł dwa razy. Tak jakoś mam, że nie lubię być… Naga. Po prostu muszę zawsze mieć coś na sobie. To też powód, dlaczego ciągle odmawiam Justinowi. A w stosunku do jego próśb jest wiele innych powodów mówienia ,,nie”, ale to zbyt dużo gadania. Biegiem wróciłam do łazienki i ubrałam moją fioletową piżamę. Potem jak małe dziecko, skoczyłam na łóżko, aż usłyszałam, że coś trzasnęło. Bałam się spojrzeć pod nie, więc zostawiłam, wszystko tak jak było. Leżałam tak chwilę uśmiechając się jak głupia do samej siebie. Nic nie robiąc wpadłam na pomysł, by zadzwonić do Molly. Mojej przyjaciółki z Nowego Jorku, do której bardzo dawno nie dzwoniłam, znaczy piszemy prawie w każdym tygodniu, ale żeby dzwonić to nie. Wybrałam jej numer i przyłożyłam telefon do ucha. Czekałam na sygnał, jednak numer nie odpowiadał. Zaczęłam się chwilę zastanawiać, co może być tego powodem, jednak lista była zbyt długa. Nie mając nic do roboty, zwlokłam się z łóżka i zaczęłam pakować się na jutro do szkoły. Przy okazji posprzątałam kosmetyki na biurko-toaletce i posprzątałam w szafce z podręcznikami. Większość książek mam w szkolnej szafce, ale zabieram je gdy mam sprawdzian. Akurat się składa, że w tym tygodniu mam testy z trzech przedmiotów, więc powitałam geografię, angielski i historię w skromnych progach mojej szafki. Miejmy nadzieję, ze im wygodnie… A tak na serio, to testy mam w środę, czwartek i piątek, więc wynika z tego, że wieczór jutro spędzę z podręcznikami i zeszytami od historii. Cudownie. 

****
Promienie słońca wdarły się do mojej sypialni i ich odbicie w lustrze padało mi na twarz. Powoli podniosłam powieki, po czym usiadłam na łóżku. Przeciągnęłam się leniwie i rozejrzałam dookoła. Nagle poderwałam się jak poparzona i chwyciłam telefon. Była 11:45. Zaspałam i to mocno. Szybko pobiegłam do pokoju mojej mamy, by ją obudzić.
-Mamo zaspałyśmy – krzyknęłam, szarpiąc ją samą i przy okazji jej kołdrę, jednocześnie zdzierając z niej nakrycie.
-Co? Co się dzieje? – spytała zaspana, nie wiedząc o co chodzi.
-Spóźniłyśmy się do szkoły i pracy. Nie wiem o której przyszłaś, ale zapomniałaś chyba ustawić budzik, żeby mnie obudzić. W sumie to ja też zapomniałam o tym całkowicie – usiadłam zrezygnowana na skraju łóżka.
-O rzeczywiście – powiedziała moja rodzicielka patrząc na zegarek, leżący na jej szafce nocnej. – Trudno już – westchnęła ciężko kontynuując – Zadzwonie do szkoły i powiem, że jesteś chora dobra? A teraz daj mi jeszcze dziesięć minut – jęknęła jak niewyspane dziecko i zakryła się kołdrą. Zaczęłam się śmiać, na co ona wyjrzała zza pościeli i widząc moją reakcję uderzyła mnie poduszką.
-Mamo – jęknęłam z uśmiechem na twarzy, po czym chwyciłam drugą poduszkę i również uderzyłam nią moją rodzicielkę – Ze mną się nie zaczyna.
Dobre piętnaście minut okładałyśmy się małymi kwadratowymi elementami pościeli. Miałyśmy przy tym sporo frajdy. Nie wiedziałam, że moja mama potrafi się jeszcze tak bawić.
Zmęczone leżałyśmy na jej łóżku i patrzyłyśmy w sufit.
-Mamo?
-Tak kochanie? – spytała troskliwie.
-Ja naprawdę się staram na tych zajęciach. Mogę ci nawet zaśpiewać piosenkę, którą mi wybrali.
-Całą umiesz na pamięć? – spytała zaskoczona.
-Umiem część którą mi przydzielili, drugą śpiewa taki jeden chłopak.
-Zaśpiewaj kawałek.
-Piosenka ma tytuł ,,356 days” – zacytowałam, po czym oblizałam usta i zaczęłam śpiewać:
,, Monday, well baby I fell for you
Tuesday, I wrote you this song
Wednesday, I wait outside your door
Even though I know it's wrong
Seven days a week every hour of the month
Gotta let you know where my heart is coming from
Shouldn't feel this way, but I gotta say
Baby gotta let you know’’ -  skończyłam ciszej śpiewając.
Odczekałam chwilę, aż moja mama coś powie, lecz nic nie usłyszałam.  Leżałyśmy chwile w ciszy. – Co sądzisz?
-To naprawdę śliczna piosenka – powiedziała w końcu, a  ja odetchnęłam z ulgą.
-Cieszę się, że ci się podoba – uśmiechnęłam się i podniosłam.
-Kochanie ile już zrobiłaś? Mam na myśli prace w domu. – spytała moja mama z powagą czającą się w jej głosie.
-Cały dom jest odkurzony, okna w kuchni salonie i w naszych łazienkach są umyte – skłamałam z tymi łazienkami, ale trudno.
-Dobrze zrobiłaś wystarczająco. Resztą zajmie się Sophie  w środę.
-Dzięki mamo – przytuliłam się do niej – To Justin może dziś przyjść?
-Co? Nie. Wciąż masz szlaban na znajomych i chłopaka – powiedziała surowo – oddam ci telefon i laptopa. Telewizor zostaje nadal zablokowany. Rozumiemy się?
-Okej …
 „Tak mamo, oczywiście, tylko, że Justin tu wczoraj był i siedział z co najmniej trzy godziny. Oczywiście mamo, żadnych znajomych i chłopaka. No błagam chyba sobie ze mnie robisz jaja kobieto”- moje myśli krzyczały, a ja chichotałam pod nosem.
- Dobra choć na śniadanie – powiedziała wesoło moja mama.
-Jasne, mam ochotę na naleśniki – oblizałam usta i wstałam. – Ja ide się ubrać widzimy się za chwile na dole.
Pobiegłam się ubrać. Założyłam luźną bluzkę z rękawami ¾ i długie szare pompy zwężające się u dołu. Na nogi założyłam czarne conversy, po czym związałam włosy w kucyk i zbiegłam na dół. Stojąc w drzwiach kuchni poczułam zapach świeżych naleśników.
-Ślicznie pachnie – powiedziałam do mamy sięgając talerze.
-Z czym jemy?
-Nutella, dżem i cukier? – spytałam uśmiechając się.
-Dobrze. Przyszykuj, a ja ide zadzwonić do szkoły.
Zrobiłam to o co poprosiła mnie Elizabeth i potem razem zjadłyśmy śniadanie. Wszystko było pyszne, w sumie jak zawsze.

**3 dni później (wieczór)**
Zapakowałam już prawie wszystko. Został mi tylko bagaż podręczny. Jutro rano mamy lecieć do Los Angeles, a ja biegam po domu i szukam moich słuchawek. Dziś w szkole mieliśmy test z historii, więc uczyłam się wczoraj z bitsami na uszach. Nie pamiętam teraz gdzie odłożyłam słuchawki i nie mogę ich znaleźć.
-Mamo, sprawdziłaś kuchnie? – krzyknęłam.
-Tak. A teraz powiedz, że mnie kochasz – zaśmiała się moja rodzicielka wchodząc do mojego pokoju. Trzymała w ręku słuchawki, więc rzuciłam się na nią i uściskałam ją. Chwyciłam przedmiot z jej dłoni i wrzuciłam go do dużej ciemno szarej torby leżącej na łóżku.
-To już wszystko mam.
-Laptop, telefon, ładowarka, aparat?
-Spokojnie mamo wszystko mam – uspokoiłam ją.
-Cały tydzień bez ciebie to dla męczarnia. Będę za tobą tęsknić za tobą kochanie – przytuliła mnie, lecz zaczęło to się przeobrażać w uścisk śmierci.
-Ał, mamo dusisz – wykrztusiłam, po czym wyrwałam się z jej uścisku.
-Och kochanie.
-Dobra mamo koniec, to tylko tydzień przeżyjesz.
-No właśnie nie – znów spróbowała mnie przytulić, lecz jakoś się wymigałam.
-Dość – zaśmiałam się – Ide spać, dobranoc.
-Dobranoc kochanie.
-Mamo mówisz już trzeci raz do mnie ,,kochanie” przestań – powiedziałam uśmiechając się.
-Dobrze, dobranoc – pocałowała mnie w czoło i wyszła. Cieszyłam się, że w końcu jakoś się dogadujemy. Nie kłócimy się już jak na początku, więc mogę uznać, że zrobiłyśmy postęp.
Zdjęłam torbę z łóżka i zapięłam ją, a następnie położyłam obok walizki.
-To już jutro – szepnęłam do siebie, po czym zgasiłam światło i poszłam spać.
Następnego ranka o siódmej rano, mama wparowała do mojego pokoju krzycząc, żebym wstała. Leniwie podniosłam się i poszłam się umyć. Po dwudziestu minutach byłam umyta, ubrana, pomalowana i schodziłam z torbą i walizką na dół. Zjadłam kanapki uszykowane przez moją mamę i popiłam herbatą.
-Dobra chodź, bo się spóźnisz – popędzała mnie mama.
-Okej, okej – dopiłam ostatni łyk herbaty i poszłam założyć czarne botki. Chwyciłam bluzę i założyłam na siebie razem z kapturem. Zamknęłam dom i z torbą na ramieniu poszłam do auta.
-Możemy jechać na lotnisko – powiedziałam jeszcze trochę zaspana. Moja rodzicielka ruszyła, a ja wyjęłam słuchawki z torebki i założyłam je na szyję. Sprawdziłam jeszcze godzinę na moim IPhonie, po czym wygodnie się ułożyłam, patrząc na dzielnice Miami, przez które przejeżdżałyśmy. Po parunastu minutach byliśmy na miejscu. Pożegnałam się z mamą i z walizką poszłam na lotnisko, gdzie czekała już spora ilość uczniów.
-O Vannessa, miło, że już jesteś – powiedziała pani Renee – Proszę twój bilet, teraz idź z panem Evansem oddać bagaż.
-Dobrze, dziękuje – powiedziałam spokojnie i poszłam z nauczycielem. Po dłuższej chwili wróciliśmy, a kilkoro nowo przybyłych uczniów poszło z panem Evansem również oddać bagaże, a ja skierowałam się do Channel, która siedziała na walizce jakieś dwa metry od grupy uczniów. Tak, cała Channel, nie lubi naszego rocznika zbytnio, ale na szczęście są wyjątki.
-Hej odizolowana – zaśmiałam się, klepiąc jej ramię.
-No w końcu przyszłaś – przytuliła mnie.
-Mieliśmy być za piętnaście ósma, więc jestem na czas. A Justin jest?
-On zawsze przyjeżdża idealnie na lot, ze względu na papparazii, sama rozumiesz.
-Ta… Usiądziesz ze mną w samolocie?
-Jasne, a nie chcesz z panem Bieberem przypadkiem usiąść? – zaśmiała się.
-Oj przestań, chce usiąść z najlepsza kumpelą – powiedziałam przyjaźnie.
-Uwaga wszyscy! Idziemy do odprawy. – powiedziała głośno nauczycielka prowadząc grupę skierowała się w określone miejsce. Godzinę później siedzieliśmy już w samolocie i czekaliśmy na tylko jedną osobę…
-Justin  Bieber! Chłopcze czy ty wiesz, która jest godzina? – powiedział surowo pan Evans.
-Przepraszam za spóźnienie, ale reporterzy zablokowali wejście na lotnisko, a w dodatku te korki… - tłumaczył się szatyn.
-Dobrze już dobrze – przerwała pani Renee – siadaj już i zapnij pasy, bo zaraz startujemy.
-Jasne – odpowiedział chłopak ze słyszalną ulgą w głosie, po czym usiadł z Jake’iem jakieś trzy miejsca za nami. Po dwudziestu minutach już spokojnie mogliśmy odpiąć pasy i wyluzować się. Na starcie były małe turbulencję, więc każdy zapewne odrobinkę się bał, ale teraz wszystko było w porządku.
Przez pierwszą godzinkę lotu, rozmawiałam z Chanel, słuchałam muzyki i trochę pod sypiałam.  
-Idę do łazienki zaraz wracam – powiedziała brunetka, po czym wstała i oddaliła się. Odwróciłam się w kierunku okna i zaczęłam przez nie spoglądać podziwiając widoki. To wspaniałe uczucie lecieć nad chmurami i patrzeć na tak mały świat, wyglądający jak miasto z klocków lego. W słuchawkach leciała właśnie piosenka ,,One way or another”, gdy nagle ktoś zdjął mi je z uszu.
-Ej! – odwróciłam się by na kogoś się wkurzyć, jednak mimowolnie na mooich ustach pojawił się uśmiech, - Justin.
-Myślałaś, że wytrzymam bez rozmowy mając cię zaledwie pięć metrów dalej – zaśmiał się.
-Też bym nie wytrzymała – przyznałam się i pocałowałam go w usta.
-Jak mija ci lot?
-Całkiem spokojnie, ale czuję, że przez ciebie moje tętno przyspiesza.
-Oj, to może lepiej się oddalę – chłopak zaczął wstawać, ale chwyciłam jego ręke i pociągnęłam w dół, by powrotem wrócił na miejsce.
-Nawet nie próbuj – powiedziałam udając poważną, po czym zarzuciłam mu ręce na szyje i przyciągnęłam do siebie.
-Nigdzie nie zamierzam się ruszać – powiedział uroczo, po czym złączył nasze usta w długim pocałunku.
-Nie przeszkadzam – Chanel pojawiła się znikąd  i trochę nas zaskoczyła.
-Boże, dziewczyno nie strasz tak – westchnął Justin, a ja cicho zachichotałam i dodałam:
-Jake ma wolne miejsce obok siebie. Do dzieła kocico – powiedziałam tajemniczo, na co Chanel prychnęła i powiedziała:
-Nieważne.
-Kocham cię – zaśmiałam się słodko, gdy dziewczyna zebrała się, żeby odejść.
-Daruj sobie -  mruknęła i poszła do tyłu.
-Ona tego chce – powiedziałam w końcu, gdy Justin wychylił się i sprawdził, czy Chanel jest na jego miejscu. Szatyn zaśmiał się i pocałował mnie.
-No co? Ona w głębi duszy tego pragnie i skacze z radości – powiedziałam poważnie, a Justin zaczął całować mi szyję.
-Oczywiście skarbie – mruknął cicho.
-Ale ja mówię serio, że on jej się podoba.
-Nie wątpliwie – Justin kontynuował swoją czynność, więc lekko odchyliłam głowę, lecz nie dawałam za wygraną.
-Nie mów takim tonem. Ja jestem poważna, a ty… - zrobiłam pauzę nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa – Ty to mówisz słodką ironią.
Na moje słowa Justin przerwał swoją czynność i odsunął się, patrząc na mnie z rozbawieniem.
-,,Słodką ironią”? – zaśmiał się, na co również zareagowałam śmiechem.
-Dobra zapomnij, że to powiedziałam – nie mogłam przestać chichotać. W jego ustach brzmiało to tak komicznie. Justin śmiał się razem ze mną, jednak on skończył po minucie i przez następne pięć próbował uspokoić mnie. No cóż, gdy ja zacznę się śmiać, to potem nie ma już odwrotu.
-A teraz na serio, myślisz, że coś między nimi jest ? – spytał w końcu Justin, po jakiś piętnastu minutach.
-Jeszcze nie zauważyłeś?
-No w sumie, coś tam spostrzegłem, ale nic specjalnego.
-Pozwól, że ci przypomnę wizytę twoją i Jake’a u mnie w domu.
-Tą po tym jak James do ciebie zagadał – wysyczał szatyn.
-Przestań być zazdrosny i skup się na nich. Nie zauważyłeś nic dziwnego wtedy w zachowaniu Chanel i Jake’a?
-Em… Może troche zachowywali się inaczej – wydusił z siebie Justin.
-Chanel mi powiedziała, że Jake nie należy do najbrzydszych i jest całkiem fajny – wyszeptałam i zabawnie poruszyłam brwiami. Szatyn się zaśmiał, po czym dodał:
-To chyba dobrze nie? A Jake też mówił kilka razy o Chanel. Myślę, że może coś się wydarzyć na tym wyjeździe – powiedział z przebiegłym uśmieszkiem. 







Jest kolejny rozdział. Teraz będzie sie pojawiał raz na dwa tygodnie. PRZEPRASZAM, ale po prostu brak mi czasu i weny ;/ Staram sie to naprawić, ale to raczej dopiero od Nowego Roku .... Więc teraz zapraszam do komentowania :) I pozdrawiam 9 osób, które zagłosowały w ankiecie, mam nadzieję, że wszystkie dzisiaj skomentują rozdział :)

4 komentarze: