****
Ranek to
wciąż ta przerażająca pora, gdy trzeba wstać i żyć. Wiele ludzi jak na przykład
Vannessa wyznaje zasadę ,,spać i jeść”, lecz większość już zaczynających
dorosłe życie wie, że to niemożliwe.
Dziewczyna powoli zwlekła się z łóżka i poszła do kuchni. Gdy zobaczyła
szklankę z zielonym osadem na dnie, wspomnienia co do ostatniej nocy wróciły.
Odruchowo spojrzała na swoje ręce, oczekując jakiejś zmiany. Niestety to wciąż
były normalne trochę zesztywniałe po śnie, dłonie Vannessy. Dziewczyna
zaczynała wyginać dziwnie palce i nadgarstki, jednocześnie wybielając kostki.
Żadnych
zmian – stwierdziła i skierowała się do łazienki. Weszła do środka i po
zamknięciu drzwi, zaczęła zrzucać z siebie piżamę. Ruchy Vann, nie do końca
przebudzonej, były leniwe i powolne. Związała włosy w wysokiego koka i weszła
pod prysznic. Odkręciła wodę i zaraz obudził ją strumień lodowatej wody, który
dopiero z czasem zmienił temperaturę na idealna do umycia się. Przez
kilkanaście minut, a w sumie nawet i dwadzieścia, dziewczyna stała pod
prysznicem rozkoszując się ciepłem i zapachem jaśminowego żelu. Odświeżona
wyszła z kabiny i wytarła się ręcznikiem, którym po chwili opasała się wokół
całego ciała. Materiał był tak miękki i pachnący, że dziewczyna po prostu go
uwielbiała. W samym ręczniku wyszła z łazienki, kierując się tym samym do
małego pokoiku przy jej sypialni, potocznie zwanego garderobą. Była zaledwie
kilka kroków od drzwi, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
-Cholera –
jęknęła pod nosem i chwytając koc z kanapy w salonie, poszła otworzyć. W drodze
owinęła się dodatkowym materiałem. Gdy dotarła pod drzwi, powoli przekręciła
zamek i chwyciła za klamkę. Zrobiła jeden ruch nadgarstkiem i pociągnęła do siebie.
-Słucham? –
warknęła, zdenerwowana, że musi otwierać w samym ręczniku. Przed nią stał
chłopak, dość zaskoczony jej zachowaniem. Przyjrzał się jej od stóp do głów, po
czym wrócił do twarzy.
-Panna
Vannessa Hill? – zapytał, a dziewczyna była jeszcze bardziej wściekła. Nie
używała nazwiska od bardzo dawna, w szczególności od kiedy jej mama odeszła.
Ponure wspomnienia zaćmiły na chwile umysł Vann.
-Może, a o
co chodzi? – powiedziała wyrywając się z transu niemiłych myśli.
-Mam dla
pani przesyłkę – podał jej dość duże pudełko, zaklejone taśmą policyjną.
Dziewczyna przyjrzała się paczce badawczo i szybko spytała:
-Od kogo?
-Taśma sama
chyba wskazuje – powiedział poważnie, a Vann dopiero teraz spojrzała na jego
strój. Chłopak był ubrany w garnitur, lecz bez krawatu i zamiast białej, miał
błękitną koszulę.
-Co policja
może mi wysyłać? – spytała ironicznie bardziej siebie, niż policyjnego
listonosza.
-Podpisz tutaj
i zaraz się przekonasz- podał jej teczkę, Ana niej kartkę z jakimiś danymi. W
sumie co mogła mieć do stracenia? Nakreśliła podpis w wyznaczonym miejscu i już
chciała chwytać paczkę, gdy koc którym była owinięta spadł na podłogę. Stała
teraz w samym krótkim beżowym ręczniku, przed zapewne policjantem lub stażystą,
który będzie wykonywał ten zawód.
-Um… - Vann
poprawiła materiał, żeby nie spadł, po czym dosłownie wyrwała przesyłkę z rąk
chłopaka i zamknęła drzwi. – To było dziwne – skwitowała i położyła paczkę na
stole, po czym dosłownie pobiegła się ubrać. Gotowa wróciła do salonu i usiadła
na krześle. Chwyciła przedmiot leżący na stole i paznokciami oderwała taśmę.
Otworzyła pudło i zajrzała do środka. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to
czarne skórzane rękawiczki z wyciętymi palcami. Od razy je wyciągnęła i
pogładziła opuszkami materiał. Odłożyła
je na bok i ponownie zajrzała do pudła. Zobaczyła dwie pary kluczyków.
Przyjrzała się lepiej i zdziwiona nie mogła uwierzyć. Pierwsze klucze były na
sto procent od motocykla. Drugie były od auta, choć nie wyglądały jak normalne
kluczyki pojazdu dwuśladowego. Coś w nich sprawiało wrażenie nadzwyczajnego.
Gdy Vann odkładała je na stół zauważyła kartkę przyczepioną do wewnętrznej
strony kartonu. Chwyciła ją jedną dłonią, a drugą odłożyła kluczyki na bok.
Powoli rozłożyła i zaczęła czytać.
,,Droga
Vannesso!
W biurze
twojej mamy zapodziało się to pudło i jej asystentka…”
Od razu
dziewczyna widziała przed oczami twarz Pattie, mamy … Mamy Justina. Jej dłonie
zaczęły się trząść tak, że nie mogła tego w żaden sposób kontrolować. Odłożyła
kartkę na stół i kładąc złożone ręce na kolanach kontynuowała czytanie:
,,… znalazła
to pudełko, po rzeczach znajdujących się w środku uznaliśmy, że miało ono
należeć do ciebie. Zapewne znalazłaś już klucze od ścigacza i auta. Tak, są
twoje, stoją w twoim garażu. To prezenty od twojej mamy, których nie zdążyła ci
dać. Wszystko masz w liście na dole pudełka. Mam również mnóstwo informacji od
twoich przyjaciół z Miami, którzy bardzo się martwią. Jeśli chcesz zadzwoń do
mnie po resztę informacji. Wizytówkę masz w kartonie.”
Na koniec
dał oficjalny podpis: ,, Główny Sierżant Dawson”. Odłożyła szybko list na bok i
zaczęła przeszukiwać pudło, aż w końcu znalazła kolejną kartkę papieru. Rozwinęła
ją tak jak poprzednią i z bólem rozpoczęła czytanie. Nie dała rady
powstrzymywać łez, już po pierwszych kilku zdaniach. Morze słonej substancji
spływało jej po policzkach samoistnie.
Gdy
skończyła czytać, siedziała na krześle cała się trzęsąc i nie mogąc nic zrobić.
Ona wiedziała. Wiedziała, że tata po nią przyjdzie, ale czekała z tym
przeczuciem, aż było za późno. Vann nie mogła się pogodzić z myślą, ze mogła
uratować Elizabeth. Gdyby… Właśnie. Co by było gdyby… Gdyby matka jej o
wszystkim powiedziała… Gdyby została wtedy w domu i nie jechała na tą wycieczkę…
Gdyby… Gdyby Elizabeth żyła…
Kolejna fala
łez spłynęła po policzkach dziewczyny. Dlaczego? Pytanie najgorsze ze
wszystkich istniejących.
****
Dwa razy
zapukała do drzwi starego budynku. Tym razem nie była przerażona jak ostatnim
razem, gdy tu przyszła. Stała na dworze czekając aż ktoś jej otworzy. Nagle
drzwi zostały wprawione w ruch, a przed nią pojawił się mężczyzna o szarych
włosach.
-Vannessa,
miło cię widzieć. Jesteś dziś wcześniej. Nie stój tak wchodź do środka – powiedział
pospiesznie i wpuścił ją do domu. Ta sama specyficzna atmosfera wpłynęła na
dziewczynę jak alarm. Zaczęła uważać na każdy najmniejszych ruch czy gest.
Morgestern poprowadził ją najpierw do salonu, a później do sali treningowej.
Nie przejmując się zbędnymi rzeczami, zaczęli ćwiczyć równowagę. Tym razem były
to inne czynności. Vann weszła po drabince na wysokość 4 metrów, po czym
musiała przechadzać się po belkach mających po 25 centymetrów szerokości.
Powoli stawiała stopę za stopą, starając się utrzymać równowagę i nie spaść na
dół. Była już na drugim końcu „rusztowania”, gdy nagle zaćmiło ją na sekundę.
Ta krótka chwila starczyła, by jej stopa zsunęła się belki, a ona sama straciła
równowagę. Nie wiedziała co się dzieje, ponieważ zamknęła oczy gdy tylko
poczuła, że spada. Otworzyła powoli je powoli i oniemiała z wrażenia. Jonathan
trzymał ją w ramionach, jednocześnie chroniąc od upadku.
-Um dzięki –
powiedziała cicho, po czym dodała głośniej i zdecydowanie- Możesz już mnie
odstawić. Nie jesteś aż tak potrzebny, żebyś mnie musiał wciąż trzymać. –
warknęła.
-Auć! Zimna
jak lód. Przed chwilą uratowałem ci życie – odstawił dziewczynę na ziemię i
cofnął się robiąc jej miejsce. – Wybacz, że cię złapałem. Królowo Lodu – dodał ciszej
i odwrócił się by odejść.
-Jak mnie
nazwałeś? – wysyczała. Cóż Vann nie była dziś w najlepszym humorze. Jonathan
nie wiedział w co się pakuje.
-Nazwałem
cię Królową Lodu. Czy coś jaśnie pani nie pasuje? – spytał bezczelnie i zaczął się
powrotem odwracać w stronę dziewczyny. Gdy tylko stanął przodem do Vann, ta
wymierzyła mu cios dłonią, lecz on szybko złapał jej rękę.
-Nie ładnie –
zaśmiał się, a dziewczyna chciała uderzyć go drugą ręką, jednak tą tez złapał,
po czym okręcił ją tak, że szatynka stała do niego tyłem, ocierając się plecami
o jego tors.
-Słaby
refleks Królowo Lodu – powiedział jej do ucha, a ona się tylko zaśmiała:
-Nie do
końca – po czym z całej siły przerzuciła go nad sobą tak, że wylądował
oszołomiony na podłodze.
-Co to było?
– wrzasnął zdziwiony i szybko wstał.
-To
Jonathanie był chwyt jakiego się nie spodziewałeś – odezwał się w końcu Nocny Łowca,
który przyglądał się całej sytuacji z boku. – Bardzo dobrze – podszedł do Vann
i poklepał ją po plecach. – Mamy już kolejną lekcje za sobą. Szybko się uczysz.
Cieszy mnie to.
****
-Teraz czas
na niespodziankę. Odpocznij trochę i chodź za mną – powiedział Morgestern i
zaprowadził Vannessę do kuchni. Na dużym starym dębowym stole stał złoty kielich
wysadzany przy krawędziak czerwonymi jak krew rubinami. Gdy dziewczyna podeszła
bliżej zauważyła, że w środku naczynia również jest jasny bordowy płyn
przypominający substancję, którą mamy w żyłach.
-Przygotowałem
dla ciebie napój, który wspomoże rozwój twoich umiejętności i pomoże ci w używaniu
steli, którą wybrałaś na naszych wczorajszy zajęciach. Proszę – wskazał na kielich. Vannessa podeszła
bliżej i sięgnęła ręką w stronę przedmiotu. Miała okropne wrażenie, ze już
gdzieś go widziała. Ten kielich był jak dejavu, które wróciło po kilku latach.
Nie wiedziała, gdzie wcześniej go widziała, ale czuła się jak pierwszy raz, gdy
zobaczyła Morgesterna. On też zdawał się jej wyglądać dziwnie znajomo. Jednak
jej pamięć była jakby zablokowana i nie pozwalała jej na dostęp do siebie.
Vannessa
niepewnie chwyciła kielich i spojrzała na Łowcę. Ten kiwnął głową zachęcającą i
dodał:
-Do dna – po
czym wskazał na naczynie. Dziewczyna powoli przyłożyła usta do krawędzi
kielicha, po czym szybko wypiła całą jego zawartość.
Gdy naczynie
zostało pustę, a dziewczyna odstawiła je jednym ruchem z powrotem na stół, Vann
zakręciło się w głowie.
-Co to było?
- spytała, ale nawet sama stwierdziła, że mówi bardzo niewyraźnie. Spróbowała
kolejny raz otworzyć usta, lecz znów rozbrzmiał jedynie niezrozumiały bełkot i
wyraźniejszy na szczęście głos w jej głowie. Nagle świat zaczął robić się ciemny,
a sylwetka Nocnego Łowcy zaczęła się rozmazywać. Dziewczyna tracąc kontrolę
upadła, lecz nie poczuła uderzenia.
Przemieszczała
się. Na około jej migotały światła i kolory. Pojedyncze słowa docierały do jej
uszu: ,,Przeżyje? Coś jest źle? Co się z nią dzieje? Nie powinno tak być”.
Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi taksówki, po czym zapadła ciemność…
****
Promyki
słońca wdarły się do sypialni Vann. Dziewczyna leniwie przetarła oczy i
podniosła się, jednocześnie przeciągając. Otworzyła ślepia, a jej źrenice
rozszerzyły się.
Była w
mieszkaniu. Nie pamiętała nic z zeszłego popołudnia, ani wieczoru, ani nocy.
Kompletna pustka w głowie. Rozejrzała się powoli, po czym ostrożnie wstała.
Było coś w niej dziwnego, innego. Jej kroki były zdecydowane i trwałe. Jej
ciało nie kiwało się jak zazwyczaj rano, tylko trzymało się prosto nie odchylając
na boki. Spojrzała odruchowo na dłonie, lecz stwierdziła, że nic sie nie
zmieniło. Jej palce wciąż były długie i chude na końcach, a czarny lakier na
paznokciach jak zwykle lekko odpryskiwał na krawędziach. Wolno, ale
zdecydowanie Vannessa poszła do łazienki. Spojrzała w lustro i zorientowała się,
że jest w stroju treningowym.
-Co się wczoraj
stało? – spytała i sięgnęła po telefon, który o dziwo leżał na umywalce.
Sprawdziła datę i godzinę, a jej oczy ponownie się wytrzeszczyły. – Jakim cudem
przespałam dwa dni? – krzyknęła i przerażona spojrzała na własne odbicie w
tafli szkła.
Hej wszystkim :) Mam wybity bark, więc rozdział jest krótki i z opóźnieniem. Na szczeście mam dobra wiadomość. Moja czytelniczka @Algi_Morskie <3 zaproponowała, że zrobi zwiastun do nowego opowiadania, które cóż nawet mnie samą zadziwia ;) Cieszę się, że moge dla Was pisać <3 Jak zawsze prosze o komentarze :)))
Druga część kompletnie mi sie nie podoba.... czytałam to od początku, a teraz nawet mnie to nie ciekawi :( Bez urazy ale spieprzyłaś :/
OdpowiedzUsuńPostaram sie poprawić :) Mam teraz za dużo na głowie i nie idzie mi pisanie, tak jak kiedyś szkło ... Ale moge cię (zapewne ucieszyć) poinformować, że Justin powróci do opowiadanie w dość dużej mierze :)
Usuńświetny rozdział :) czekam na nn <33
OdpowiedzUsuń<33333333333333333333
OdpowiedzUsuń