11.02.2014

Rozdział 3 part II





****
Ranek to wciąż ta przerażająca pora, gdy trzeba wstać i żyć. Wiele ludzi jak na przykład Vannessa wyznaje zasadę ,,spać i jeść”, lecz większość już zaczynających dorosłe życie wie, że to niemożliwe.  Dziewczyna powoli zwlekła się z łóżka i poszła do kuchni. Gdy zobaczyła szklankę z zielonym osadem na dnie, wspomnienia co do ostatniej nocy wróciły. Odruchowo spojrzała na swoje ręce, oczekując jakiejś zmiany. Niestety to wciąż były normalne trochę zesztywniałe po śnie, dłonie Vannessy. Dziewczyna zaczynała wyginać dziwnie palce i nadgarstki, jednocześnie wybielając kostki.
Żadnych zmian – stwierdziła i skierowała się do łazienki. Weszła do środka i po zamknięciu drzwi, zaczęła zrzucać z siebie piżamę. Ruchy Vann, nie do końca przebudzonej, były leniwe i powolne. Związała włosy w wysokiego koka i weszła pod prysznic. Odkręciła wodę i zaraz obudził ją strumień lodowatej wody, który dopiero z czasem zmienił temperaturę na idealna do umycia się. Przez kilkanaście minut, a w sumie nawet i dwadzieścia, dziewczyna stała pod prysznicem rozkoszując się ciepłem i zapachem jaśminowego żelu. Odświeżona wyszła z kabiny i wytarła się ręcznikiem, którym po chwili opasała się wokół całego ciała. Materiał był tak miękki i pachnący, że dziewczyna po prostu go uwielbiała. W samym ręczniku wyszła z łazienki, kierując się tym samym do małego pokoiku przy jej sypialni, potocznie zwanego garderobą. Była zaledwie kilka kroków od drzwi, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
-Cholera – jęknęła pod nosem i chwytając koc z kanapy w salonie, poszła otworzyć. W drodze owinęła się dodatkowym materiałem. Gdy dotarła pod drzwi, powoli przekręciła zamek i chwyciła za klamkę. Zrobiła jeden ruch nadgarstkiem i  pociągnęła do siebie.
-Słucham? – warknęła, zdenerwowana, że musi otwierać w samym ręczniku. Przed nią stał chłopak, dość zaskoczony jej zachowaniem. Przyjrzał się jej od stóp do głów, po czym wrócił do twarzy.
-Panna Vannessa Hill? – zapytał, a dziewczyna była jeszcze bardziej wściekła. Nie używała nazwiska od bardzo dawna, w szczególności od kiedy jej mama odeszła. Ponure wspomnienia zaćmiły na chwile umysł Vann.
-Może, a o co chodzi? – powiedziała wyrywając się z transu niemiłych myśli.
-Mam dla pani przesyłkę – podał jej dość duże pudełko, zaklejone taśmą policyjną. Dziewczyna przyjrzała się paczce badawczo i szybko spytała:
-Od kogo?
-Taśma sama chyba wskazuje – powiedział poważnie, a Vann dopiero teraz spojrzała na jego strój. Chłopak był ubrany w garnitur, lecz bez krawatu i zamiast białej, miał błękitną koszulę.
-Co policja może mi wysyłać? – spytała ironicznie bardziej siebie, niż policyjnego listonosza.
-Podpisz tutaj i zaraz się przekonasz- podał jej teczkę, Ana niej kartkę z jakimiś danymi. W sumie co mogła mieć do stracenia? Nakreśliła podpis w wyznaczonym miejscu i już chciała chwytać paczkę, gdy koc którym była owinięta spadł na podłogę. Stała teraz w samym krótkim beżowym ręczniku, przed zapewne policjantem lub stażystą, który będzie wykonywał ten zawód. 
-Um… - Vann poprawiła materiał, żeby nie spadł, po czym dosłownie wyrwała przesyłkę z rąk chłopaka i zamknęła drzwi. – To było dziwne – skwitowała i położyła paczkę na stole, po czym dosłownie pobiegła się ubrać. Gotowa wróciła do salonu i usiadła na krześle. Chwyciła przedmiot leżący na stole i paznokciami oderwała taśmę. Otworzyła pudło i zajrzała do środka. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to czarne skórzane rękawiczki z wyciętymi palcami. Od razy je wyciągnęła i pogładziła opuszkami materiał.  Odłożyła je na bok i ponownie zajrzała do pudła. Zobaczyła dwie pary kluczyków. Przyjrzała się lepiej i zdziwiona nie mogła uwierzyć. Pierwsze klucze były na sto procent od motocykla. Drugie były od auta, choć nie wyglądały jak normalne kluczyki pojazdu dwuśladowego. Coś w nich sprawiało wrażenie nadzwyczajnego. Gdy Vann odkładała je na stół zauważyła kartkę przyczepioną do wewnętrznej strony kartonu. Chwyciła ją jedną dłonią, a drugą odłożyła kluczyki na bok. Powoli rozłożyła i zaczęła czytać.
,,Droga Vannesso!
W biurze twojej mamy zapodziało się to pudło i jej asystentka…”
Od razu dziewczyna widziała przed oczami twarz Pattie, mamy … Mamy Justina. Jej dłonie zaczęły się trząść tak, że nie mogła tego w żaden sposób kontrolować. Odłożyła kartkę na stół i kładąc złożone ręce na kolanach kontynuowała czytanie:
,,… znalazła to pudełko, po rzeczach znajdujących się w środku uznaliśmy, że miało ono należeć do ciebie. Zapewne znalazłaś już klucze od ścigacza i auta. Tak, są twoje, stoją w twoim garażu. To prezenty od twojej mamy, których nie zdążyła ci dać. Wszystko masz w liście na dole pudełka. Mam również mnóstwo informacji od twoich przyjaciół z Miami, którzy bardzo się martwią. Jeśli chcesz zadzwoń do mnie po resztę informacji. Wizytówkę masz w kartonie.”
Na koniec dał oficjalny podpis: ,, Główny Sierżant Dawson”. Odłożyła szybko list na bok i zaczęła przeszukiwać pudło, aż w końcu znalazła kolejną kartkę papieru. Rozwinęła ją tak jak poprzednią i z bólem rozpoczęła czytanie. Nie dała rady powstrzymywać łez, już po pierwszych kilku zdaniach. Morze słonej substancji spływało jej po policzkach samoistnie. 
Gdy skończyła czytać, siedziała na krześle cała się trzęsąc i nie mogąc nic zrobić. Ona wiedziała. Wiedziała, że tata po nią przyjdzie, ale czekała z tym przeczuciem, aż było za późno. Vann nie mogła się pogodzić z myślą, ze mogła uratować Elizabeth. Gdyby… Właśnie. Co by było gdyby… Gdyby matka jej o wszystkim powiedziała… Gdyby została wtedy w domu i nie jechała na tą wycieczkę… Gdyby… Gdyby Elizabeth żyła…
Kolejna fala łez spłynęła po policzkach dziewczyny. Dlaczego? Pytanie najgorsze ze wszystkich istniejących.
****
Dwa razy zapukała do drzwi starego budynku. Tym razem nie była przerażona jak ostatnim razem, gdy tu przyszła. Stała na dworze czekając aż ktoś jej otworzy. Nagle drzwi zostały wprawione w ruch, a przed nią pojawił się mężczyzna o szarych włosach.
-Vannessa, miło cię widzieć. Jesteś dziś wcześniej. Nie stój tak wchodź do środka – powiedział pospiesznie i wpuścił ją do domu. Ta sama specyficzna atmosfera wpłynęła na dziewczynę jak alarm. Zaczęła uważać na każdy najmniejszych ruch czy gest. Morgestern poprowadził ją najpierw do salonu, a później do sali treningowej. Nie przejmując się zbędnymi rzeczami, zaczęli ćwiczyć równowagę. Tym razem były to inne czynności. Vann weszła po drabince na wysokość 4 metrów, po czym musiała przechadzać się po belkach mających po 25 centymetrów szerokości. Powoli stawiała stopę za stopą, starając się utrzymać równowagę i nie spaść na dół. Była już na drugim końcu „rusztowania”, gdy nagle zaćmiło ją na sekundę. Ta krótka chwila starczyła, by jej stopa zsunęła się belki, a ona sama straciła równowagę. Nie wiedziała co się dzieje, ponieważ zamknęła oczy gdy tylko poczuła, że spada. Otworzyła powoli je powoli i oniemiała z wrażenia. Jonathan trzymał ją w ramionach, jednocześnie chroniąc od upadku.
-Um dzięki – powiedziała cicho, po czym dodała głośniej i zdecydowanie- Możesz już mnie odstawić. Nie jesteś aż tak potrzebny, żebyś mnie musiał wciąż trzymać. – warknęła.
-Auć! Zimna jak lód. Przed chwilą uratowałem ci życie – odstawił dziewczynę na ziemię i cofnął się robiąc jej miejsce. – Wybacz, że cię złapałem. Królowo Lodu – dodał ciszej i odwrócił się by odejść.
-Jak mnie nazwałeś? – wysyczała. Cóż Vann nie była dziś w najlepszym humorze. Jonathan nie wiedział w co się pakuje.
-Nazwałem cię Królową Lodu. Czy coś jaśnie pani nie pasuje? – spytał bezczelnie i zaczął się powrotem odwracać w stronę dziewczyny. Gdy tylko stanął przodem do Vann, ta wymierzyła mu cios dłonią, lecz on szybko złapał jej rękę.
-Nie ładnie – zaśmiał się, a dziewczyna chciała uderzyć go drugą ręką, jednak tą tez złapał, po czym okręcił ją tak, że szatynka stała do niego tyłem, ocierając się plecami o jego tors.
-Słaby refleks Królowo Lodu – powiedział jej do ucha, a ona się tylko zaśmiała:
-Nie do końca – po czym z całej siły przerzuciła go nad sobą tak, że wylądował oszołomiony na podłodze.
-Co to było? – wrzasnął zdziwiony i szybko wstał.
-To Jonathanie był chwyt jakiego się nie spodziewałeś – odezwał się w końcu Nocny Łowca, który przyglądał się całej sytuacji z boku. – Bardzo dobrze – podszedł do Vann i poklepał ją po plecach. – Mamy już kolejną lekcje za sobą. Szybko się uczysz. Cieszy mnie to.
****
-Teraz czas na niespodziankę. Odpocznij trochę i chodź za mną – powiedział Morgestern i zaprowadził Vannessę do kuchni. Na dużym starym dębowym stole stał złoty kielich wysadzany przy krawędziak czerwonymi jak krew rubinami. Gdy dziewczyna podeszła bliżej zauważyła, że w środku naczynia również jest jasny bordowy płyn przypominający substancję, którą mamy w żyłach.
-Przygotowałem dla ciebie napój, który wspomoże rozwój twoich umiejętności i pomoże ci w używaniu steli, którą wybrałaś na naszych wczorajszy zajęciach.  Proszę – wskazał na kielich. Vannessa podeszła bliżej i sięgnęła ręką w stronę przedmiotu. Miała okropne wrażenie, ze już gdzieś go widziała. Ten kielich był jak dejavu, które wróciło po kilku latach. Nie wiedziała, gdzie wcześniej go widziała, ale czuła się jak pierwszy raz, gdy zobaczyła Morgesterna. On też zdawał się jej wyglądać dziwnie znajomo. Jednak jej pamięć była jakby zablokowana i nie pozwalała jej na dostęp do siebie.
Vannessa niepewnie chwyciła kielich i spojrzała na Łowcę. Ten kiwnął głową zachęcającą i dodał:
-Do dna – po czym wskazał na naczynie. Dziewczyna powoli przyłożyła usta do krawędzi kielicha, po czym szybko wypiła całą jego zawartość.
Gdy naczynie zostało pustę, a dziewczyna odstawiła je jednym ruchem z powrotem na stół, Vann zakręciło się w głowie.
-Co to było? - spytała, ale nawet sama stwierdziła, że mówi bardzo niewyraźnie. Spróbowała kolejny raz otworzyć usta, lecz znów rozbrzmiał jedynie niezrozumiały bełkot i wyraźniejszy na szczęście głos w jej głowie. Nagle świat zaczął robić się ciemny, a sylwetka Nocnego Łowcy zaczęła się rozmazywać. Dziewczyna tracąc kontrolę upadła, lecz nie poczuła uderzenia.
Przemieszczała się. Na około jej migotały światła i kolory. Pojedyncze słowa docierały do jej uszu: ,,Przeżyje? Coś jest źle? Co się z nią dzieje? Nie powinno tak być”. Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi taksówki, po czym zapadła ciemność…
****
Promyki słońca wdarły się do sypialni Vann. Dziewczyna leniwie przetarła oczy i podniosła się, jednocześnie przeciągając. Otworzyła ślepia, a jej źrenice rozszerzyły się.
Była w mieszkaniu. Nie pamiętała nic z zeszłego popołudnia, ani wieczoru, ani nocy. Kompletna pustka w głowie. Rozejrzała się powoli, po czym ostrożnie wstała. Było coś w niej dziwnego, innego. Jej kroki były zdecydowane i trwałe. Jej ciało nie kiwało się jak zazwyczaj rano, tylko trzymało się prosto nie odchylając na boki. Spojrzała odruchowo na dłonie, lecz stwierdziła, że nic sie nie zmieniło. Jej palce wciąż były długie i chude na końcach, a czarny lakier na paznokciach jak zwykle lekko odpryskiwał na krawędziach. Wolno, ale zdecydowanie Vannessa poszła do łazienki. Spojrzała w lustro i zorientowała się, że jest w stroju treningowym.
-Co się wczoraj stało? – spytała i sięgnęła po telefon, który o dziwo leżał na umywalce. Sprawdziła datę i godzinę, a jej oczy ponownie się wytrzeszczyły. – Jakim cudem przespałam dwa dni? – krzyknęła i przerażona spojrzała na własne odbicie w tafli szkła.



Hej wszystkim :) Mam wybity bark, więc rozdział jest krótki i z opóźnieniem. Na szczeście mam dobra wiadomość. Moja czytelniczka @Algi_Morskie <3 zaproponowała, że zrobi zwiastun do nowego opowiadania, które cóż nawet mnie samą zadziwia ;) Cieszę się, że moge dla Was pisać <3 Jak zawsze prosze o komentarze :)))

4 komentarze:

  1. Druga część kompletnie mi sie nie podoba.... czytałam to od początku, a teraz nawet mnie to nie ciekawi :( Bez urazy ale spieprzyłaś :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram sie poprawić :) Mam teraz za dużo na głowie i nie idzie mi pisanie, tak jak kiedyś szkło ... Ale moge cię (zapewne ucieszyć) poinformować, że Justin powróci do opowiadanie w dość dużej mierze :)

      Usuń
  2. świetny rozdział :) czekam na nn <33

    OdpowiedzUsuń
  3. <33333333333333333333

    OdpowiedzUsuń