11.09.2014

Rozdział 12




 BANG BANG i nowy rozdział :) Wiecie że w szkole też można mieć niezłą wene? Tak więc jest rozdział. Dziękuje, że chociaż jedna osoba komentuje. I postanowiłam dać tą notke na początek, żebyście widzieli, że prosze was o komentarze i chcę, żebyście to robili bo to naprawde pomaga pisać :) Tak więc do dzieła <3




-Musimy coś zrobić. Ona nie przeżyje, jak tak dalej pójdzie. – zaczęła spanikowana Izzy i popatrzyła bezradnie.
-A runy? – spytał Alec – Możemy nałożyć na nią runy, które ją uspokoją…
-Nie możemy – przerwał mu Hodge. – Teraz jest bardziej podziemną niż Nocnym Łowcą i istniałaby możliwość, że stanie się Wyklętą.
-Kim się mogę stać? – spytała bardzo szybko Vann, jakby była przytomna tylko na chwilkę.
-Bezmyślną maszyną do zabijania, która słucha swojego pana, czyli często osoby, która nałożyła na ciebie runy, gdy byłaś człowiekiem. – powiedział Alec, ale nikt nie wiedział, czy usłyszała, bo znowu ją wygięło i zaczęła się szarpać.
-Vann uspokój się. Nie wyrywaj się tak. – zażądałem i zbliżyłem się do niej. Chciałem ją dotknąć, ale znowu wpadła w furię. – Musisz oddychać! – krzyknąłem na nią, co spowodowało, że znów usiadła spokojnie i patrzyła z mordem w oczach na wszystkich i wszystko w pokoju.
-Jace mów do niej. Reaguje na twój głos. Wpłyń na jej świadomość i pomóż jej ją zachować– powiedział powoli, po czym dodał- Gdyby coś się wydarzyło, jestem u siebie –
 i wyszedł.
-Nic tu po mnie. Wiecie gdzie mnie znaleźć, gdyby zrobiła jakąś głupotę. – Przyznał Alec i również opuścił pomieszczenie.
Już chciałem się odezwać, lecz Vann mnie wyprzedziła:
-Nie zostawiaj mnie – powiedziała cicho i zacisnęła powieki.
-Nigdzie się nie wybieram – odpowiedziałem szeptem i powoli usiadłem obok niej na łóżku. Niepewnie zbliżyłem się do niej na tyle, żeby mogła się we mnie wtulić. Czułem, że tak trzeba. Musiała odczuć ludzkie emocje, by pozostać w tej postaci i świadomości, nie krzywdząc nikogo.
-Trzymaj mnie – szepnęła i przymknęła oczy. Objąłem ją mocniej, próbując obezwładnić tak, by się nie ruszyła i nie zrobiła mi krzywdy. Nagle poczułem, że znowu wpadła w furię. Wyrywała się, szarpała łańcuchami i miotała się w moich objęciach.
-Jace wytrzymaj – zawołała Isabelle. Chwilę później znalazła się obok, trzymając nogi Vann, co nie było takie łatwe. – Na Anioła, ale ona jest silna – wysapała i spojrzała na mnie zdziwiona.
-Dziwne nie? Taka drobna, a taka silna. – odparłem w podobnym stylu i poprawiłem uchwyt, który zatrzymywał Vann od ugryzienia mnie.
-Mów do niej- rozkazała mi Izzy – Hodge mówił, że to pomaga.
-Wtedy na nią krzyknąłem, ale uspokoiła się tylko na chwile – powiedziałem powoli.
-Spróbuj!
-Dobrze – odparłem i zbliżyłem się do jej ucha- Vann wiem, że mnie słyszysz. Przestań się wyrywać i zacznij oddychać. Obiecuję, że to ci pomoże – szeptałem, poczułem jakby słabła. Wciąż się szarpała, ale teraz nie miałem wrażenia, że to z powodu furii jak przedtem. Tym razem chodziło o coś innego.
 -Vann co się dzieje. Powiedz mi – nalegałem.- Wiem, że tam jesteś. Mów do mnie – szeptałem do jej ucha coraz głośniej.
-Boli mnie – jęknęła nagle i wygięła się lekko. Patrzyła i wskazywał na swój brzuch, trzęsąc się i zaciskając co chwila powieki.
-To chyba coś z jej brzuchem- powiedziałem do Izzy – Sprawdź.
-Jesteś pewny? Może ty zobacz – odparła niepewnie.
-Jeśli ją puszcze, może mnie ugryźć, albo zrobić coś innego, co na pewno dobrze na mnie i na ciebie nie wpłynie, więc podwiń jej bluzkę i zobacz, czemu tak narzeka na ten cholerny brzuch – warknąłem trochę zmęczony. Izzy nie czekała dłużej i przytrzymując ciałem nogi dziewczyny, sięgnęła ręką do krańców materiału bluzki Vann. Zwinnym ruchem uniosła go i popatrzyła przerażona. Nie mogłem nic zobaczyć, więc spytałem co jest, a ona tylko podwinęła dalej materiał ukazując wielką siną plamę na brzuchu dziewczyny.
-Nic dziwnego, że ją boli – wysapałem i spojrzałem na Vann współczująco. Miała zaciśnięte oczy, ale czułem, że powoli opadała z sił. – Co to w ogóle jest?
-Nie mam pojęcia- powiedziała Izzy i z powrotem zasłoniła brzuch dziewczyny.- Ale na pewno ją boli. To wygląda jak siniak albo krwiak. Musimy o tym powiedzieć Hodge’owi. Poradzisz sobie?
-Chyba tak. Ona zaczyna się uspokajać – powiedziałem powoli i spojrzałem na moją przyrodnią siostrę. Czułem, że nią była, tak samo jak Alec. Wszyscy byliśmy rodziną.
-Skoro ją głaszczesz to na pewno się uspokoi – odpowiedziała ze słabym uśmiechem i skinęła na moją dłoń. Również przeniosłem swój wzrok w to miejsce i przyznałem jej rację w myślach. Nawet nie poczułem, że to robię. To był jak niekontrolowany odruch.
-Możesz iść. Dam rade – stwierdziłem i spojrzałem na Vann, która prawie w ogóle już się nie wyrywała. Czasami się tylko wzdrygnęła, jakby coś ją zakuło, ale tak to była spokojna.
Gdy tak jej się przyglądałem, nawet nie zauważyłem, kiedy Izzy wyszła. Skoncentrowałem się na dziewczynie wtulającej się w mój tors. Leżąc obok niej czułem jak walczy ze sobą. Jej tętno przyspieszało i zwalniało gwałtownie, by po chwili znów wzrosnąć. Jednak nie wykonywała żadnych gwałtownych i niebezpiecznych ruchów. Dała rade zachować samokontrolę. Była silna i chyba sama nie wiedziała jak bardzo.
Nagle do pomieszczenia wszedł Alec i popatrzył zdziwiony na nas.
-Czy ona…?
-Chyba zasypia – dokończyłem spokojnie za niego.
-Jak to się stało? – spytał powoli podchodząc do łóżka- Słyszałem co Izzy mówiła. Podobno ma siniaka na brzuchu i wyrywała się z powodu bólu.
-Tak było. Jednak z czasem się uspokoiła i jak widzisz usnęła – szepnąłem i ostrożnie podniosłem się, nie budząc jej przy tym.
-Jak się czujesz? – spytał i usiadł na skraju łóżka.
-Ja? Całkiem dobrze. Ona?- skinąłem na śpiąca dziewczynę – Nie do końca. Nie wiem jak silny był jej ból, ale skoro tak się wyrywała i krzyczała z tego powodu…
-To przez siniaka na brzuchu tak się darła? – przerwał mi troche niedowierzającym tonem.
-Patrz – delikatnie podniosłem bluzkę Vann i pokazałem wielką siną plamę na jej ciele.
-Dobra, to mogło boleć, ale skąd to się wzięło? Może już z tym przyszła – zaczął Alec, ale mu przerwałem:
-Nie. Widziałem ją rano i nie miała takiego siniaka- chłopak spojrzał na mnie oburzony i troche zdenerwowany. Postanowiłem go uspokoić- Gdy rano po nią przyszedłem, miała bluzkę z odkrytym brzuchem. A ty myślałeś, że co z nią robiłem? – spytałam lekkim tonem, ale w odpowiedzi usłyszałem tylko ostre westchnienie. Zaciągnąłem z powrotem bluzkę Vann i usiadłem na krześle zmęczony.
-Idź się połóż. Posiedzę z nią – zaczął nagle Alec.
-Nie trzeba. Zostanę. Ty możesz iść. Niech choć jedna osoba, będzie jutro wyspana i zdrowa- westchnąłem przyglądając się śpiącej dziewczynie.
-Dobra, skoro tak twierdzisz – odparł spokojnie i powoli wyszedł z pokoju.
Byłem strasznie zmęczony, ale nie mogłem zasnąć. Z ciekawości zerknąłem na zegar na ścianie i zobaczyłem, że była już trzecia w nocy. Jednak nie mogłem pójść spać. Musiałem nad nią czuwać, bo jeśli coś jej się stanie to będzie moja wina i wtedy… Wtedy sobie nie wybaczę. Nie zawiodę drugi raz. Nie mogę. Ona musi być bezpieczna i zadbam o to. Choćbym miał przypłacić to życiem…


**Vannessa’s POV**

Otworzyłam leniwie oczy i rozejrzałam się po pokoju z pustką w głowie.
,,Co ja robiłam wczoraj?” pojawiło się pytanie w moich myślach. Jedyne co wiedziałam na pewno to, to że wczoraj była pełnia.
Patrząc po pomieszczeniu nie zauważyłam nic dziwnego: stolik, krzesła, zegar, nienaruszone kraty w oknie, Jace śpiący obok mnie na łóżku… Czekaj co?! Jakim cudem on się tu znalazł i co się stało wczoraj? Obserwowałam go chwile, po czym spróbowałam wyciągnąć ręke by sprawdzić czy jest prawdziwy, w końcu ostatnio doświadczyłam dużo magii, lecz zablokowały mnie kajdanki na nadgarstkach.
-Co się do cholery wczoraj działo? – spytałam sama siebie i chyba przez przypadek obudziłam blondyna.
-Hej, już nie śpisz – powiedział podnosząc się i siadając obok mnie. Jego oczy były zaspane, a włosy sterczały w każdą stronę. Wyglądał… Przystojnie. Nie mogłam zaprzeczyć. Było w nim coś co na pewno dziewczyny doceniały. Przynajmniej pamiętam te dwie małolaty ze sklepu.
-Nie, nie śpie. Mógłbyś mnie rozkuć?! – powiedziałam rozdrażniona i szarpnęłam kilka razy łańcuchami, a w tym czasie Jace wstał najwyraźniej po kluczyk.- Co się w ogóle wczoraj stało? Nic nie pamiętam – chciałam pomasować sobie bolącą głowe, ale te głupie kajdanki powstrzymywały każdy mój ruch.
-Byłaś dzika – blondyn puścił mi oczko wracając z małym srebrzystym kluczykiem.
-Pytam serio Jace – warknęłam i popatrzyłam na niego wkurzona.
-A ja serio odpowiadam. Byłaś jak zwierze – nie zmieniał swojego lekkiego dowcipnego tonu, co irytowało mnie coraz bardziej.
,,Niech mnie tylko rozkuje to pożałuje” pomyślałam i czekałam tylko jak mnie rozkuje.
-Masz ostatnią szanse. Co wydarzyło się wczoraj po wschodzie księżyca? – spytałam poważnie, gdy już pozbyłam się kajdanek z nadgarstków.
-Już ci powiedziałem. Mam pokazać moje zadrapania za plecach? Wbijasz paznokcie całkiem głęboko, gdy tracisz nad sobą kontrole – uśmiechnął się łobuzersko.
-Przegiąłeś – warknęłam cicho i rzuciłam się na niego. Uderzałam go w każde możliwe miejsce, ale za każdym razem mnie blokował. Targaliśmy się po pościeli walcząc ze sobą. Nie było to na poważnie, ale chciałam mu zrobić coś złego, tak żeby mnie zapamiętał.
Nagle sturlaliśmy się z łóżka, a ja uderzyłam plecami o twardą powierzchnie. Jace leżał na mnie przytrzymują mnie przy ziemii.
-Nienawidzę cię – wysyczałam, czując, że nie mogę się ruszyć.
-Mi też miło się z tobą spało – odparł ze złośliwym uśmieszkiem. Patrzył mi w oczy jakby chciał coś dodać, albo coś zrobić, jednak chyba zrezygnował, bo po chwili powoli ze mnie zszedł. Usiedliśmy w ciszy na z powrotem na łóżku.
-Jak tam twój brzuch? – spytał nagle, a ja popatrzyłam na niego zdziwiona.
-A czemu pytasz?
-No bo wczoraj miałaś tam… - zaczął ale nie dałam mu skończyć.
-Zaglądałeś mi pod bluzke? – odpowiedziałam oniemiała i lekko wkurzona.
-Nie… Znaczy tak, ale Izzy pierwsza- zaczął się odrobinkę jąkać. –Znaczy ja nie…
-Mniejsza o to – przerwałam mu zniecierpliwiona – Co się stało? Uderzyłam się wczoraj o coś?
-Nie wiem… Miałaś napady furii przez pierwsze kilka godzin, więc mogłaś sobie coś wtedy zrobić, ale później wyrywałaś się z powodu bólu.- Mówił poważnie, patrząc na mnie przejmującym wzrokiem-sprawdziliśmy to i miałaś wielkiego siniaka albo krwiaka na brzuchu. – Gdy tylko skończył zdanie podniosłam bluzkę przerażona.
– Nic nie ma – szepnął Jace, bardziej do siebie niż do mnie. Powoli zbliżył dłoń do mojego ciała i dotknął mnie w miejscu, gdzie najwyraźniej poprzedniej nocy był siniak.
-Jesteś pewny, że wczoraj miałam tego krwiaka? – spytałam powoli zaskoczona jego reakcją.
-Tak. Na pewno był. Krzyczałaś i wyrywałaś się, bo cię bolało – odpowiedział pewnie, wciąż gładząc opuszkami palców mój brzuch, co spowodowało u mnie ciarki.
-Skoro był, to czemu teraz go nie ma?  Z tego co wiem siniaki nie znikają od tak – odparłam lekko zakłopotana i powoli opuściłam bluzkę, zagarniając przy tym dłoń blondyna.
-Musimy porozmawiać o tym z Hodge’em – powiedział stanowczo i zaczał się podnosić. Szybko złapałam go za ramie i pociągnęłam w swoją strone, przez co znów wylądował na łóżku.
-Nie idź – szepnęłam łagodnie- Opowiedz mi co jeszcze się wczoraj wydarzyło. Czemu miałam kajdanki i czemu ty leżałeś obok mnie, bo wciąż nie wiem.
-Nie domyślasz się? Łańcuchy, żebyś nie uciekła i nie rozwaliła pokoju. Pamiętasz co zrobiłaś z drewnianą kolumną baldachimu – skinął w tym momencie na rozwalony kawałek mebla.
-Coś mi świta – powiedziałam, powoli sobie przypominając czas przed wieczorem. – Szczerze to mało pamiętam od wschodu księżyca.
-Ale to było przed pełnią – powiedział powoli Jace  i popatrzył na mnie dziwnie.
-W takim razie mało ogólnie pamiętam – zaśmiałam się słabo. - To powiedz mi jeszcze czemu ze mną spałeś – odparłam i gdy zrozumiałam co powiedziałam, szybko się poprawiłam- znaczy obok mnie. Znaczy obok w jednym łóżku – jąkałam się troche, ale postanowiłam zrozumiale podsumować- Czemu byłeś obok gdy się obudziłam? – chłopak zaśmiał się pod nosem, zapewne przez moje zakłopotanie chwilowe.
-Ktoś musiał cię pilnować, więc zaoferowałem, że zostanę z tobą. Po za tym, bardzo chciałaś, żeby tu był, więc nie mogłem odmówić – powiedział znowu tym swoim dowcipnym irytującym tonem.
-W to drugie nie uwierzę. Na pewno nie prosiłam, żebyś został – powiedziałam dumnie i odwróciłam głowę.
-Jak to nie? – zaśmiał się, po czym spróbował naśladować mój głos - ,,Nie zostawiaj mnie”.- Za co dostał cios w ramię. Uśmiechnęłam się złośliwie, gdy dostrzegłam, że go zabolało i przetarł to miejsce.
-Czyli idziemy do Hodge’a? – spytałam po chwili.
-Tak – potwierdził Jace i wstał z łóżka. Tym razem nie zamierzałam go powstrzymać. Zrobiłam to co on, po czym ruszyłam za nim do drzwi. Gdy blondyn znalazł się już za nimi, zatrzasnęłam je i krzyknęłam:
-Musisz poczekać dwadzieścia minut! – po czym chciałam przekręcić kluczyk, żeby nie dostał się do środka, lecz nie zdążyłam. Jace uderzył mnie drzwiami i upadłam w tył na podłogę. Blondyn spojrzał na mnie zdziwiony i powiedział udając przejmujący ton głosu- A co ty robisz na ziemi? Chyba nie chciałaś spędzić na niej dwudziestu minut? – po czym wybuchł śmiechem.
-Przestać się śmiac i pomóż mi wstać – wyciągnęłam ręke w jego strone i gdy tylko ją złapał szarpnęłam nią tak, że on poleciał w stronę ziemii. Jedynym minusem było to, że upadł na mnie i znowu leżeliśmy z twarzami oddzielonymi od siebie o zaledwie kilka centymetrów.
-Czemu ciągle upadasz na mnie? – spytałam i uśmiechnęłam się niewinnie.
-Ty mi powiedz – zaśmiał się i tak jak przedtem popatrzył mi w oczy. Wpatrywał się w nie przez chwilę i chyba tym razem chyba zdecydował się na ruch, bo zaczął się powoli zmniejszać odległość między naszymi twarzami.  Mój oddech nagle stal się ciężki i powoli przyspieszał z każdym minimetrem w którym usta blondyna zbliżały się do moich. Już czułam delikatne muśnięcie jego warg o moje, gdy nagle usłyszeliśmy głos Isabelle za nami:
-Co wy robicie? – i odsunęliśmy się od siebie jak poparzeni. Znaczy Jace odsunął sie ode mnie i szybko wstał, zaraz potem pomagając mi również się podnieść.
-My? Nic- powiedziałam cicho, a blondyn spojrzał na mnie jakby urażony.
-Siłowaliśmy się, przepychając drzwi i Vann przegrała, upadłem na nią i prawie się pocałowaliśmy, bo ty nam przerwałaś, ale to najwyraźniej to nic nie znaczyło, więc mogę już sobie iść – powiedział szybko i niewyraźnie Jace i szybko wyszedł z pomieszczenia. Już chciałam za nim biec, ale Izzy mnie powstrzymała:
-Zrozumiałaś coś z tego co mówił?
-Um… Mniej więcej – odparłam cicho i znów chciałam spróbować wyjść, lecz głos dziewczyny mnie powstrzymał. Znowu.
-Przebierz się. Hodge chce cię widzieć!
-Ale ja musze… - zaczęłam i spojrzałam w kierunku drzwi. Chciałam do niego biec, ale Izzy zablokowała mi droge.
-Nie idziesz do niego, tylko idź się przebierz – zażądała i popatrzyła na mnie surowo.
-No dobrze – westchnęłam zrezygnowana i cofnęłam się o krok, by Izzy pomyślała, że naprawdę zrezygnowałam i gdy tylko przestała być na sekunde czujna, przemknęłam obok niej jak burza i wybiegłam z pokoju. Rozejrzałam się szybko na boki, szukając Jace’a wzrokiem. Nie czekając na nic pobiegłam w prawo nie zastanawiając się czy podążam w dobrym kierunku. Pare metrów dalej korytarz skręcał, więc chciałam wyhamować troche. Niestety nie dałam rady. Zaraz za zakrętem wpadłam w czyjeś ramiona omal nie przewracając nas oboje. Spojrzałam powoli w górę i zobaczyłam Jace’a, który patrzył na mnie zdziwiony.
-Czemu ty ciągle na mnie wpadasz? – spytał z lekkim wyrzutem.
-Ciesz się, że przynajmniej znowu nie leżymy na ziemii – zaśmiałam się. Jace przyglądał mi się badawczo, po czym w końcu powiedział:
-To, że upadamy najczęściej jest twoją winą.
-Nieprawda – zaprzeczyłam od razu.
- No tak, przecież w pokoju sam pociągnąłem się na podłogę – prychnął i patrzył na mnie wyczekując odpowiedzi. Jedynie dziwne było to, że wciąż mnie nie puszczał. Staliśmy na środku korytarza obejmując się delikatnie.
-Wtedy ci się należało – powiedziałam pewnie i obrzuciłam go złośliwym spojrzeniem.
-A żebyś ty dostała wszystko na co zasługujesz- szepnął i uśmiechnął się tajemniczo – A powiedz mi gdzie tak biegłaś?
-A do takiego jednego, nie znasz- odparłam obojętnie i odwróciłam wzrok- taki troche dupek, ale da się go lubić.
-Opowiedz mi jeszcze o nim- szepnął i ujął mój podbródek w dwa palce, po czym skierował moją twarz w jego strone.
-No cóż…- zaczęłam i zamilkłam na chwile zastanawiając się co powiedzieć- Jest dość wysoki, szybki i pewny siebie, ale za to nie ma w ogóle koordynacji ruchowej -  ostatnie słowa powiedziałam z dumnym uśmieszkiem na twarzy.
-Tak?- spytał udając zaskoczonego – Sprawdźmy – powiedział i odchylił mnie nagle w tył, trzymając abym nie upadła na ziemie. – Gdyby nie miał koordynacji, mógłby cię na przykład teraz upuścić prawda?
-Ale nie zrobiłby tego – odparłam pewnie, co poskutkowało tym, że zaraz znalazłam się w pozycji pionowej. – Szybciej upadłby razem ze mną – dodałam szybko z wrednym uśmieszkiem i odskoczyłam od Jace’a, który się odrobinkę rozzłościł. 
-Chodź tu ty… - nie dokończył i ruszył w moją stronę. Nie czekając rzuciłam się do ucieczki. Biegłam w kierunku mojego tymczasowego pokoju i gdy już chciałam do niego wchodzić, ktoś złapał mnie od tyłu i uniósł nad ziemie.
-Puść mnie Jace!- krzyknęłam.
-Najpierw przeproś- zażądał. Ja już chciałam odpowiadać, ale w drzwiach pojawiła się wkurzona Izzy i powiedziała:
-Ty postaw ją na ziemie – wskazała na blondyna- a ty idź się przebierz, bo musimy iść. – i potem na mnie. Jace zrobił to co rozkazała i już po chwili wkraczałam do pokoju. – A i jeszcze jedno Vann, odbierz ten cholerny telefon – dodała Izzy i spojrzała na moją torbę leżącą pod ścianą. Poszłam w tamtym kierunku i gdy tam dotarłam wyciągnęłam komórke. Spojrzałam na wyświetlacz i rozpoznałam numer widniejący na ekranie. Kilka nieodebranych połączeń i sześć smsów ten sam nadawca. Odetchnęłam głęboko i otworzyłam pierwszą wiadomość:

,,Przepraszam cię za wczoraj. Chcę z tobą porozmawiać…”
-Justin- mruknęłam do siebie i poczułam, że robi mi się smutno. Stałam chwile z telefonem patrząc na ten tekst, po czym postanowiłam otworzyć resztę smsów. Były podobne do siebie, prócz jednego:
,,Proszę spotkaj się ze mną dzisiaj w klubie Caelum [niebo z łac.] koło 20. Proszę przyjdź. Musze z tobą porozmawiać.”
Znowu wpatrywałam się w ten głupi ekran, czując, że zaraz zacznę płakać. Ani Izzy, ani Jace nie mogli tego zauważyć, więc odwróciłam się i zgarniając po drodze ciuchy z łóżka, pobiegłam do łazienki. Nie wiem czemu, w ręku wciąż miałam ten cholerny telefon. W porywie emocji rzuciłam nim o ziemie. Chciałam krzyczeć i zrobiłabym to, gdyby nie dwójka Nocnych Łowców za drzwiami.
-Weź się w garść- powiedziałam do siebie i spojrzałam w lustro. Moje oczy miały kolor ciemnej czerwieni, jakby zmieszanej z szarym. Patrzyłam tak chwile w swoje odbicie, po czym powoli zaczęłam się przebierać w rzeczy przyszykowane zapewne przez Isabelle. Przemyłam twarz wodą, a kosmyki włosów opadające mi na twarz związałam z tyłu głowy. Spojrzałam jeszcze ostatni raz na swoje odbicie, upewniając się, że wyglądam normalnie, po czym wyszłam z łazienki.
****
 



2 komentarze:

  1. Więc twój blog zrobił na mnie ogromne wrażenie xD nie jestem Beliber ale za to wielką fanką Darów i cóż ... mam probkem .. kocham Jace ale wolę żeby główna bohaterka była z Justine , a żebyś ożywiła Clary dla Jace xD oczywiscie zrobisz jak uważasz xd to jest tylko moje zdanie xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej czytam twojego bloga od nie dawna, ale bardzo mi się podoba :) połączenie Bieber'a i DA, tego jeszcze nie widziałam ;p czekam na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń