Stałam osłupiała przez jakiś czas, tępo wpatrując się w ścianę.
Ocknęłam się, gdy usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w
zamku. Po chwili drzwi się otworzyły i do środka weszli Valentine, Sebastian i
ktoś jeszcze. To był wampir. Skąd wiedziałam? Nie mam pojęcia, ale gdy tylko przeszedł
próg pokoju, poczułam jego specyficzny zapach popiołu i krwi.
-Co powiedział? – zaczął Valentine.
-Nic wartego uwagi – prychnęłam nonszalancko i ścisnęłam
dłonie w pięści.
-Nie wydaje mi się – odezwał się wampir- zapewne wtajemniczył cie w swój plan i
wyjaśnił ci tym samym, czemu zostałaś zmieniona w hybrydę…
-Raczej ktoś mnie zmienił- przerwałam mu i spojrzałam
zabójczo na Valentine’a.
-Nie ważne – odparł obojętnie, ucinając moją wypowiedź –
Nie lekceważ Argona! – przykazał i ruszył na fotel stojący obok wielkiego
regału z książkami i drewnianego stolika. Sebastian momentalnie ruszył za nim,
jednocześnie wyprzedzając go i zajmując, jak się zdawało wygodniejszy fotel.
-Mój przyjaciel ma rację. Nie wolno lekceważyć Wielkich
Demonów, a tobie w szczególności! - powiedział surowo Valentine, a ja
wywróciłam oczami.
-Jasne, już pędzę- prychnęłam.
-Naucze cię jeszcze szacunku, bo jak widać twoja matka nie
potrafiła tego zrobić.
-Nie waż się wspominać mojej matki. Nawet jej nie znałeś –
warknęłam. – Więc nigdy więcej nie mów o niej, ani o niczym z nią
związanym. – w odpowiedzi usłyszałam
tylko zrezygnowane westchnienie. Przyglądał mi się w milczeniu i uśmiechnął.
-Jonathan miałeś racje – odparł i spojrzał na syna.
Również zwróciłam wzrok na niego, lecz uciekał przed moim spojrzeniem. –
Popatrz Dante. Jej oczy zmieniając kolor, w zależności od emocji – wampir
zaczął mi się uważnie przyglądać, lecz odwróciłam się błyskawicznie. W tej
sekundzie zauważyłam nie zamknięte drzwi gabinetu. To byłam moja szansa.
Musiałam ją wykorzystać. Uciekam!
Zerwałam się biegiem do drzwi . Słyszałam krzyk Valentine’a
i dźwięk upadającego fotela. Nie mogłam się tym przejmować. Teraz liczyła się
tylko wolność i plan w mojej głowie. Ucieknę stąd, choćby nie wiem co…
Gdy wydostałam się
z gabinetu zamknęłam szybko drzwi i przekręciłam klucz, który Valentine
zostawił w zamku. Dosłownie chwilę później zobaczyłam jak ktoś szarpie klamką z
drugiej strony i krzyczy w furii. Nie czekając na nic ruszyłam w stronę drzwi
frontowych. Otworzyłam je i stanęłam jak wryta. Wszystkie wspomnienia z bardzo
dawnych lat, które opadły na samo dno mojej pamięci, nagle wybiły się w górę.
-O mój Boże – przyłożyłam dłoń do ust, przerażona.
,,Jakim cudem ja tu jestem?” spytałam siebie w myślach,
lecz musiałam się opamiętać. Musze uciekać. Ruszyłam pędem wąską kamienną
dróżką przez ogród, po czym przeskoczyłam niskie ogrodzenie z białego drewna i
wbiegłam do lasu, który otaczał całą posiadłość.
,,Jestem w domu. W Pinnacle Peak… Jak to możliwe? Jak
Valentine dowiedział się o tym miejscu?” krzyczały moje myśli, gdy przeciskałam
się między gęstymi krzewami. Musiałam się ukryć. Nie miałam telefonu,
pieniędzy, niczego, ale za to czułam się tu jak w domu. W sumie mieszkałam tu,
więc musze kojarzyć okolice. Oni na pewno już mnie szukają.
Nagle znalazłam się
na małej leśnej dróżce. Była ona trochę zarośnięta, widocznie nikt dawno nią
nie chodził. Przystanęłam na chwile i spojrzałam najpierw w przód, a potem w tył. Nikogo nie było.
Patrząc przed siebie zauważyłam, że ścieżka idzie w górę. Starałam sobie
przypomnieć cokolwiek, co by mogło mi teraz pomóc. No, bo gdzie mogłam iść?
Byłam sama w lesie z ,,pościgiem” na ogonie.
Nagle usłyszałam za sobą dźwięk łamiącej się gałązki.
Zerwałam się przed siebie, bez namysłu. Pędziłam ile miałam sił w nogach,
myśląc tylko o tym by nie dać się złapać.
Gdy zwolniłam troche, obróciłam się za siebie i z ulgą
odetchnęłam, ponieważ nikogo tam nie było. Zmieniłam bieg na żwawy chód, żeby
uspokoić oddech i móc zebrać wszystkie pomysły na dalszą ucieczkę.
**Jace’ POV** Kilkanaście godzin wcześniej**
Po dziwnej rozmowie z Justinem, wróciłem do Instytutu. Nie
mogłem się skupić przez ogrom myśli tłumiących się w mojej głowie. Czemu Sebastian porwał Vannesse?! Skąd się o
niej dowiedział? I jakim cudem znalazł się w tym cholernym klubie, skoro Vann
nawet mi, o tym nie powiedziała. Chyba, że … Nie to niemożliwe. Ona nie mogłaby
mu powiedzieć, bo niby skąd go zna? Sebastian zniknął i nikt go nie widział od
dłuższego czasu. Nie możliwe, że tak nagle się pojawił i zaprzyjaźnił z Vann.
Po za tym jego wygląd nie zachęca do poznania go bliżej. A jeśli to ten jej
chłopak? Jeśli to on nasłał Sebastiana na nią. Znaczy były chłopak, chyba…
-Jace? – z rozmyślań wyrwał mnie głos Izzy, stojącej w
progu mojego pokoju. – Co się dzieje? –
spytała prosto z mostu. Znała mnie od bardzo dawna i wszystko o mnie wiedziała,
więc nie zdziwiło mnie jej pytanie.
-Zacząć od wizyty w klubie i każdej laski patrzącej w moją
strone, czy od porwania Vann? – odparłem, nawet na nią nie patrząc.
-Co? – krzyknęła.
-No te dziewczyny… - zacząłem ironicznie, lecz przerwała
mi znowu podnosząc głos.
-Daruj sobie samo zachwyt! Jak to porwano Vannesse? –
spojrzałem na nią w końcu, wyglądała na wściekłą.
-Sebastian, to jego sprawka… - chciałem dalej mówić, lecz
znowu mi przerwała:
-I kiedy miałeś zamiar nam o tym powiedzieć?! Czy ty serio
jesteś tak niepoważny? Sebastian porwał Vann, a ty tu siedzisz jak gdyby nigdy
nic! Musimy ją uratować!
-Jak? – krzyknąłem troche desperacko i poderwałem się z
łóżka, na którym siedziałem. Nie wiedziałem co mam robić. – Nie wiem gdzie
jest, gdzie może pójść i czemu porwał akurat ją! Próbowałem jakoś to ułożyć,
ale nic się ze sobą nie trzyma. Żadnego śladu. Sprawdziłem wyjścia z klubu
razem z Justinem, ale nic nie znalazłem. Nawet najmniejszego znaku walki, albo
śladów narysowanej bramy, czy nawet śladów opon jakiegoś motoru, auta czy
czegokolwiek. Nic! – Byłem załamany, przez własną bezradność.
-Dobra. Po pierwsze z jakim Justinem do cholery? A po
drugie idziemy do Hodge’a teraz – warknęła, wpatrując się we mnie wściekłym
wzrokiem.
-Chodź – westchnąłem ignorując pierwsze pytanie i
wyszedłem z pokoju. Gdy usłyszałem stukot obcasów Izzy za sobą, przyspieszyłem
kroku.
Gdy byliśmy już pod gabinetem, dziewczyna znów się
odezwała:
-Zanim tam wejdziemy, odpowiedz na moje pierwsze pytanie –
odwróciłem się i popatrzyłem na nią zdezorientowany.
-Jaki Justin? – podniosła lekko brwi i założyła ręce na
piersi, czekając na odpowiedź. Wyglądała dziwnie. Znaczy, miałem wrażenie, że
coś wie i teraz chce tylko potwierdzić swoje,
przeczucie? Postanowiłem wyciągnąć z niej wszystko co wie.
-Wiesz o kim mówie – odparłem spokojnie, a ona zmrużyła
oczy, przyglądając się mi badawczo.
-Chyba wiem… - powiedział cicho – Co tam robił?
-Spotkał się z Vannessą –powiedziałem wywracając oczami –
Chce pomóc. Jutro będzie czekał pod tym samym klubem – widząc minę Isabelle,
musiałem ją przekonać, że spotkanie z tym chłopakiem to dobry pomysł. -Może coś
wiedzieć, a teraz każda informacja nam się przyda nie sądzisz?
Isabelle stała
przede mną zastanawiając się nad czymś przez chwile, po czym kiwnęła głową i
chwyciła klamkę. Nacisnęła ją i popchnęła drzwi, które zawsze ciężko chodzą, a
następnie weszła do środka. Hodge siedział przy swoim biurku, z jedną lampką
zapaloną obok księgi, którą czytał.
- Coś się stało – stwierdził głośno, wciąż wpatrując się w
strony papieru.
-Sebastian porwał Vannessę – powiedziała stanowczo Izzy i
podeszła bliżej biurka Hodge’a, który zwrócił na nią swój wzrok.
-Kiedy?
-Dziś wieczorem w klubie – powiedziałem i usiadłem na
fotelu niedaleko biurka. Musiałem się uspokoić, żeby zebrać wszystkie
informacje i zmienić je w racjonalne myślenie, które było mi teraz niezbędne.
-Nie mieliście jej przypadkiem pilnować, żeby stąd nie
wyszła? – spytał retorycznie Hodge i wstał z krzesła. Wyglądał na
podenerwowanego.
-Nie zdążyłem jej zatrzymać, więc ją śledziłem –
powiedziałem, bawiąc się bezsensownie palcami.
Hodge westchnął ciężko, po czym okrążył biurko i podszedł do stolika
stojącego obok jednego z regałów.
-Skoro Sebastian ją porwał, to znaczy, że Valentine chce
ją odzyskać. Jedyne pytanie które mi się nasuwa na myśl to: dlaczego - powiedział jakby głośno myśląc, a ja
poderwałem się na imię Morgensterna.
-On żyje? – krzyknąłem mocno zaskoczony, a wręcz
zszokowany.
-Nie chciałem, żebyście dowiedzieli się w takich
okolicznościach, ale tak. Valentine żyje i to on przemienił Vannessę. Moje spotkanie, pozwoliło mi się dowiedzieć
czegoś o nim.
-Czego? – spytała zniecierpliwiona Izzy. Hodge odwrócił
się z jakimś starym zdjęciem w ręku.
-Valentine jest bratem ojca Vannessy – podszedł do nas i
wskazał dwóch mężczyzn na fotografii. Pierwszy na sto procent był
Morgensternem, lecz drugiego nie mogłem rozpoznać. Jednak musiałem przyznać, że
byli podobni, chociaż fotografia wyglądała na starą, jakby sprzed kilkunastu
lat.
-Sugerujesz, że Vannessa była szpiegiem… - zacząłem
niepewnie, lecz nie wiedziałem jak skończyć.
-Rozwialiście moje przeczucie, które były podobne do
twoich Jonathanie. Skoro Sebastian musiał porwać Vannessę, to znaczy, że ona nie
chciała pomóc Valentine’owi, w czymkolwiek , co dla niej przygotował.
-Jesteś tego pewny? – spytała podejrzliwie Izzy.
-Postaw się na jej miejscu Isabelle. Ona nawet nie wie, że
Morgenstern jest jej wujem. A to co jej zrobił,
nie jest błahostką.
Usiadłem z powrotem na fotel, nie przysłuchując się
dokładniej dyskusji Hodge’a i Isabelle. Byłem oszołomiony tymi wszystkimi
tajemnicami. Nie sądziłem, że pojawienie
się Vann, tak wszystko skomplikuje. Ona jest bratanicą Valentine’a, człowieka
który zabił całą moją rodzine, oszukał mnie, chciał wymordować połowę świata i odebrał mi Clary. Hodge myśli, że
Morgenstern chce wykorzystać Vann, ale skąd wie, że ona się nie zgodziła i
przez ostatnie dni nas nie zwodziła, udając niewinną podziemną. Ona jest jego
rodziną, wiec może potrafić równie dobrze kłamać i manipulować jak on sam. Ale
jeśli Hodge ma racje i Vann naprawdę o niczym nie wie…
-Jace! – powiedziała głośno Isabelle, wyrywając mnie z
rozmyślań – A ty co o tym wszystkim sądzisz?
-Myślę… - zacząłem, lecz nie wiedziałem jak skończyć. Bo w
sumie nie miałem pojęcia jak patrzeć na to wszystko. Te tajemnice są trudne do
ogarnięcia. Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. Jednak musze trzymać się
przeczucia, że Vann o niczym nie wiedziała i tak jak mówi Hodge, jest więźniem
Valentne’a. A skoro jest w takiej sytuacja musimy ją odnaleźć i uwolnić. Jeśli
Morgenstern coś jej zrobi, to tym razem zabije go skutecznie i nie powróci już
nigdy. –Musimy ją znaleźć! Tylko tak dowiemy się wszystkiego.
Ustaliliśmy, że będzie potrzebna brama zbudowana przez
czarownika, w naszym przypadku Magnusa. Oby nie byli pokłóceni z Alec’iem, bo
inaczej trudno będzie go przekonać, by nam pomógł. Hodge poszedł spisać
wszystkie miejsca z przeszłości Valentine’a: jego domy, posiadłości jego
rodziny, miasta w których mógł przebywać. Ja z Izzy mieliśmy zebrać ekwipunek,
czyli w większości broń. Alec został obudzony przez swoją siostrę, zaraz po
naszym zebraniu. Z początku nie chciał ruszyć z nami na akcje ratunkową, lecz
po długiej rozmowie ze mną, dał się przekonać. Zgodził się nawet poprosić
osobiście Magnusa o pomoc, pomimo jak się potem okazało, byli mocno pokłóceni.
Wydawało mi się, że dla Alec’a to pretekst by się pogodzić albo chociaż
porozmawiać, ale to tylko moje gdybania.
***
Hej :) a więc przepraszam, że tak długo, ale miałam mnóstwo nadrabiania, testów, kartkowek itd w szkole. Pisałam na lekcjach jak zawsze, więc coś tu moge wstawić. Mam nadzieję, że się podoba :) I pozdrowienia dla nowej czytelniczki ;) Bardzo mi miło, że tu jesteś i komentujesz <3
Hm, ciekawe co będzie dalej z Vann ;p oby Sebcio jej nie złapał (albo złapał XD mam do niego słabość). Czekam na nn :D
OdpowiedzUsuńDodaj szybko następny rozdział. Ten jest super.
OdpowiedzUsuńZnalazłam dzisiaj to opowiadanie i jest świetne xd
OdpowiedzUsuń