23.12.2014

Rozdział 17 część 1 Part II





**Vannessa’s POV**
Szłam wąską dróżką, która zdawała się nie mieć końca. W pewnym momencie usłyszałam szum wody w strumyku. Przystanęłam na chwile i wsłuchałam się w odgłosy natury, próbując wyłapać szmer wody.
Teraz w prawo-uznałam, gdy zrobiłam kilka kroków w tamtą strone, a szum wody był wyraźniejszy i głośniejszy. Zerwałam się momentalnie i zbiegłam z dróżki do lasu nie patrząc za siebie. Czułam, że się zbliżam, gdy nagle skończył się las i wokół mnie rozpościerała się zielona kwitnąca łąka. Nie dostrzegając żadnego zagrożenia ruszyłam w gęstą dość wysoką trawę. Jednak już po kilku krokach zatrzymałam się gwałtownie. Stopa  zsunęła mi się z brzegu skały, co skutkowałoby z upadkiem w przepaść, gdzie na dole płynęła woda. Podeszłam ostrożnie do krawędzi i wychyliłam się sprawdzając  jak daleko jest stąd na dół. Przełknęłam ślinę, na myśl o wodzie jak o płynie który nawodniłby teraz mój organizm. Byłam strasznie spragniona w końcu od kilkunastu godzin nic nie piłam. Jednak to pragnienie idzie zazwyczaj w parze z głodem, dlatego poczułam jak burczy mi w brzuchu. Gdy zdałam sobie sprawę, ze nie mam jak zejść na dół, cofnęłam się od krawędzi. Rozejrzałam się dookoła, zastanawiając się w którą strone iść. Ponownie wybrałam prawo i ruszyłam wzdłuż przepaści. Zaledwie kilkanaście metrów dalej dostrzegłam krzaki malin, rosnących na skraju lasu. Bez namysłu, jak zwierzę, rzuciłam się w tamtym kierunku. Upadłam na kolana i zaczęłam garściami zrywać owoce i zaraz potem je zjadać.
Gdy krzaki zostały bez dojrzałych malin, postanowiłam ruszyć dalej. Nie wiedziałam gdzie ide, ani dlaczego akurat tam. Po prostu szłam, nie pozwalając wątpliwością decydować o moim kierunku drogi. To było jak silne przeczucie. Jakby podświadomość kazała mi iść w tamtym kierunku, jakbym starała się o czymś mi przypomnieć.
Nagle dotarłam nad przepaść. Wąwóz z potokiem płynącym w dole, kończył się kilkoma niewielkimi wodospadami, wpływającymi do jeziora.  Wychyliłam się i zauważyłam półkę skalną obniżoną zaledwie o 2 -3 metry. Musiałam tam zejść, jednak nie miałam pojęcia jak.   Jeśli skocze mogę źle wylądować i nie będę mogła dalej iść albo zsunę się i spadnę w dół. Rozejrzałam się dookoła szukając innej drogi, jednak na marne. Nie znalazłam żadnej dróżki, skał imitujących schody, czy chociaż drzewa rosnącego przy zboczu, by na nie skoczyć i zejść w dół nad jezioro. Byłam tak zrezygnowana, ze już chciałam się cofnąć i znaleźć inną drogę, gdy nagle usłyszałam dźwięk łamiącej się gałązki i głośne warczenie za sobą. Powoli odwróciłam się i stanęłam oko w oko z szaro ubawionym, wściekłym wilkiem.  Patrzyłam prosto w jego jasne oczy pełne grozy, jednak nie mogłam nie zerknąć na ostre białe kły wyłaniające się z jego pyska. Powoli zniżyłam się na nogach, aż w końcu znalazłam się na jego poziomie. Przymknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. W tym samym momencie poczułam przypływ energii. To było jak adrenalina, ale nie przyspieszało mi tętna. Trudno mi było to zrozumieć, a co dopiero wyjaśnić. Poczułam się jak on, jak groźny, dziki, nieokiełznany drapieżnik. Czułam się silna, szybka, zręczna i odważna, jakbym była wstanie zrobić wszystko. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak wilk chowa kły. Z początku nie rozumiałam dlaczego to zrobił, lecz gdy dostrzegłam własne odbicie w jego szklanych tęczówkach, zrozumiałam wszystko. Wyglądałam jak on. Zmieniłam się, przemieniłam, przekształciłam się. Teraz stany naprzeciwko siebie dwa wilki. Szary i śnieżno-biały. Przyglądały się sobie, nie warcząc, nie rzucając się wzajemnie do gardeł. Zamknęłam ponownie oczy, ale gdy już je otworzyłam  byłam sobą-człowiekiem. Gdyby się dłużej nad tym zastanowić, nie mogę określać siebie tym mianem. Skoro potrafie zmienić się w zwierzę, czy narysować runę, która mnie uleczy lub zwiększy moją zręczność, nie jestem już człowiekiem, a raczej podziemną.
Patrzyłam jeszcze chwile na wilka, gdy nagle usłyszałam krzyki. Zobaczyłam w oddali Valentine’a, Sebastiana i jeszcze jedną osobę , której wolałabym nigdy więcej nie widzieć- mojego ojca. Wuj wskazał na mnie , co wyglądało jakby wyznaczał cel. I tak w rzeczywistości było, ponieważ  momentalnie dwa monstra ruszyły w moją stronę. Wyglądały jak psy myśliwskie, jednak nie były nimi. Ich oczy jak czarne otchłanie, spiczaste uszy i ogony zaostrzone jak noże, odróżniały je od zwierzaków, które ludzie  zwykli nazywać najlepszymi przyjaciółmi człowieka.
Odruchowo zerwałam się do ucieczki, lecz zapomniałam, że za mną jest urwisko. Spadłam, a moje serce na chwile stanęło.  Nagle wszystko zwolniło, a ja poczułam jedynie uderzenie, zgniatające mi żebra. 






Przepraszam was! Jest to krótka i bezsensowna część rozdziału, ale ostatnio nie mam weny. Postaram sie dodać wam drugą połowę rozdziału  do końca tygodnia. Mam nadzieję, że nie możecie się doczekać :*
Wesołych Świąt wam życzę swoją drogą :) Żebyście rozwijali swoje pasje, spędzali mile czas z rodziną
i znaleźli miłość i prawdziwą przyjaźń. 
Tyle ode mnie <3

1 komentarz: